Bywają uzbrojeni w łopaty, konewki i kwiaty. Jednak tym razem zamierzają użyć bomb. Tyle że nasiennych. Mowa o miejskiej partyzantce ogrodniczej, która cel najbliższej akcji obrała park Kasprowicza.
Zielona partyzantka zwykle „atakuje" zaniedbane miejskie tereny i na nich - najczęściej pod osłoną nocy - sadzi rośliny: od kwiatów, przez zioła i warzywa, po drzewa i krzewy. Swymi akcjami chce przywrócić właściwe znaczenie pojęciu przestrzeń publiczna, biorąc czynny udział w jej współtworzeniu. Przy okazji wyrażając sprzeciw wobec polityki lokalnych władz, odpowiadającej za wszechobecną betonozę. Uzbrojeni w łopaty i konewki protestują przeciwko zbyt małej ilości zieleni w zurbanizowanych centrach miast.
Jednak tym razem… Zamierzają użyć bomb. Nasiennych. W szlachetnym celu: aby pomóc miejskim pszczołom.
- Pokojowe bomby z nasion roślin miododajnych, gliny i ziemi to alternatywa dla zorganizowanej zieleni miejskiej. Przyczyniają się do zwiększenia bioróżnorodności roślin, bioróżnorodności ptaków i owadów, w tym także pszczół, którym poświęcona jest akcja - tłumaczą współorganizatorki wydarzenia: Karolina Gołębiowska i Paulina Ratajczak z „Lasu Sztuki" oraz „Przepraszam, tworzę się".
Podobne akcje są organizowane na całym świecie. Za pierwowzór zielonej partyzantki przyjmuje się rok 1969 i utworzenie przez studentów ogólnodostępnego parku na terenie należącym do Uniwersytetu Kalifornijskiego. Ówczesny gubernator Ronald Reagan przeciwko podejrzewanym o polityczne pobudki żakom wysłał Gwardię Narodową. Choć rozpędziła zielonych partyzantów, to ich park przetrwał do dziś. Podobnie, jak kilka powstałych na początku lat 70. nowojorskich zieleńców, tworzonych przez społeczników skupionych przy malarce Liz Christy. Porządkowali i obsadzali roślinami zapuszczone zakątki oraz szturmowali zaniedbane ogrodzone działki za pomocą balonów wypełnionych nasionami, wodą i nawozem. W końcu jednak doprowadzili do powstania kilku ogrodów służących lokalnym społecznościom, których status uznały i zatwierdziły miejscowa administracja.
- W okresie wiosenno-letnim. Zwracając uwagę na negatywny wpływ tzw. wysp ciepła, pomaga zapobiegać nagłym opadom, walczy z hałasem i zanieczyszczeniami. Służy także budowaniu platformy wymiany wiedzy, poglądów i międzypokoleniowych spotkań. To akcja miejska, łącząca działania animacyjne, edukacyjne i ekologię. Finansowana z marszałkowskiego programu „Społecznik" - tłumaczą jej animatorki.
Miejska partyzantka ogrodnicza tylko w tym roku użyła bomb nasiennych przy ul. Potulickiej i Rymarskiej. Natomiast we wrześniu zamierza uderzyć ponownie - znów w parku Kasprowicza. Każdy będzie mógł wziąć w tym udział. Wystarczy zgłosić swój akces na adres: lassztuki@gmail.com.
- Podczas spotkania porozmawiamy m.in. o tym, że choć pszczoły są dla nas bardzo ważne, to giną na potęgę. Zastanowimy się, jak możemy im pomóc. Choćby szerząc ekopartyzankę we własnym zakresie. Potem zajmiemy się stroną praktyczną: będziemy na otrzymanych koszulkach malować logo akcji. Następnie zaczniemy warsztat praktyczny z produkcji bomb. Po nim - wspólny spacer. Dla użycia tychże wyprodukowanych nasiennych bomb - zapowiada Paulina Ratajczak.
Najbliższe „uderzenie" miejskiej partyzantki ogrodniczej zostało zaplanowane na 12 września (przy „bartłomiejsce", godz. 14). Jednak to akcja limitowana - decyduje kolejność zgłoszeń, a te już są przyjmowane. Zatem: nie ma co czekać.
- Ekopartyzancie, czekamy na Ciebie! - do udziału w wydarzeniu animatorki wydarzenia zachęcają wszystkich, bez ograniczeń wiekowych. ©℗
A. NALEWAJKO