Pan Tadeusz nie spoczywa na laurach. Zaskakuje pozytywnie co roku. Nie brak mu pomysłów na udoskonalenia czy nowe aranżacje w tak małej balkonowej przestrzeni. Tym razem z powodzeniem udało się mu w niej pogodzić miejsce wypoczynku wśród zieleni i kwiatów z kącikami warzywnym i zielarskim. A jego znakiem rozpoznawczym na czwartym piętrze bloku przy ul. Szafera – tak dla sąsiadów, jak i przechodniów – jest kaskada kwitnących na czerwono pelargonii, okrywających niemal szczelnie od frontu balustradę.
Zamiłowanie i pasję męża Wanda Słodkowicz, pani domu, kwituje krótko: – To istne szaleństwo. Nawet jest specjalna wykładzina w pokoju, żeby nie zamakała podłoga. A do tego baniak z całą instalacją do podlewania. O, tutaj. Dobrze, że przynajmniej za firanką – pokazuje na pojemnik przy oknie. – Ale to go cieszy. I to najważniejsze.
– Z kroplówkami jakoś się nie udało. Po pierwszym dawkowaniu się skończyło. Zatkało się – rozwija wątek o podlewaniu sam pan Tadeusz, pasjonat, miłośnik zieleni, majsterkowicz, dekorator, demonstrując cierpliwie krok po kroku, jak ta cała instalacja działa. – Najlepsze są proste rozwiązania. Tak jak w gospodarstwie rolnym: może być ciągnik, ale i koń czasem się przyda. Stąd te konewki, baniaczki do nawadniania roślin w skrzynkach na balkonie, włącznie z tymi, które zawiesiłem na specjalnie skonstruowanych przez siebie szelkach.
Ten ogród na balkonie to prawdziwy azyl. Gaj z pelargoniami w roli głównej uzupełniają begonie, kurdybanek, koleos, lisymachia, bakopa, dorodne okazy komarzycy w donicach na specjalnym stelażu, też własnego pomysłu. Podobnie jak w jednym z narożników przy ścianie zgrabna konstrukcja z deseczek na linach. To teraz kącik z półeczkami na donice, w których rosną najrozmaitsze zioła.
Na parapetach lilie. Jedne dopiero co przekwitły, kolejne w pąkach szykują się do rozkwitu. Do tego miniaturowe dojrzewające pomidorki, papryczki i truskawki przy wypoczynkowym kąciku, a także nieduże krzewy hortensji w kilku kolorach: białym, niebieskim i fioletowym.
„Wisienką na torcie” od zeszłego roku w balkonowym ogrodzie państwa Słodkowiczów – jak przyznaje pani Wanda – jest wymarzony i wypatrywany od dawna kącik wypoczynkowy. Skromny, bo to ledwie stolik i dwa krzesełka. A w przeciwległym narożniku, pod daturą, nieduża fontanna – stylizowana na stos beczułek. Przy niej na ławeczce przycupnęła dichondra. A w kącikach i pod sufitem pnący się rdest.
Naturalnym przedłużeniem tego domowego ogrodu w wieżowcu jest największy pokój, w części „zaanektowany” przez pana Tadeusza na kącik treningowy i roślinne eksperymenty. Na regałach podwieszane donice m.in. z petuniami i surfiniami. A to wszystko z trofeami w tle, bo na specjalnej półeczce stoją puchary i dyplomy zdobyte w naszym konkursie w minionych latach, począwszy od 2011 r., za trzecie i drugie miejsca oraz ten najcenniejszy, zeszłoroczny – za zwycięstwo w kategorii balkonów.
– Hazardzistą nie jestem, ryb już też nie łowię, więc pochłaniają mnie zieleń i rośliny – mówi pan Tadeusz. – Na tak niedużej przestrzeni jednak za dużo też się nie da popuścić wodzy fantazji, bo człowiek by się nie ruszył. A to ma być miejsce wypoczynku. Wygodne. I co mnie jeszcze cieszy? Nie ma w tym roku gołębi. W poprzednich latach było ich pełno i czyniły sporo szkód. Zabezpieczyłem się na tę okoliczność, inwestując w preparat rzekomo odstraszający, ale na szczęście nie musiałem go jak dotąd testować. Leży w szafie. ©℗
Mirosław WINCONEK
Fot.: Mirosław WINCONEK
Na zdjęciach: Wanda i Tadeusz Słodkowiczowie i ich balkon-azyl na wysokości przy ul. Szafera.