Chwilę później zaczęła się jatka. Wojciech G. był pod wpływem alkoholu. Gorzej, że trzymał w ręku nóż. Użył go, kiedy ujrzał in flagranti swoją konkubinę z Grzegorzem F. Zadał kilkanaście ciosów mężczyźnie i kilka „swojej kobiecie". Jak oceniła tę sytuację sędzia Magdalena Łopuszko, jego próbował zabić, a ją oszpecić.
- Ciosy zadane pokrzywdzonemu skierowane były w newralgiczne punkty: klatkę piersiową, brzuch i głowę - wylicza sędzia prowadząca sprawę. - Było ich dużo i zadano je z dużą siłą. Dodatkowo oskarżony krzyczał przy tym: „zarżnę cię", co mogło wskazywać na cel jego działania.
Kobiecie Wojciech G. zadał rany powierzchowne. To nie były pchnięcia, które mogły zagrozić jej życiu. Miały zranić. O tym, że G. nie chciał konkubiny zabić może również świadczyć fakt, że w pewnym momencie był z Małgorzatą A. sam w pokoju. Mógł dokończyć dzieła. Zamiast tego wybiegł z pokoju szukając kochanka swojej partnerki.
Można powiedzieć, że sąsiad, Sławomir S. (oraz kolejny świadek awantury, Sebastian K.) uratował Grzegorzowi F. życie. Ukrył uciekającego od kochanki mężczyznę pod swoją kołdrą. Został za to przez zdradzonego dotkliwie pobity. Sebastianowi K. dostało się przy okazji - jemu G. rozciął nożem lewą dłoń.
Oskarżony przyznał się do popełnienia zarzucanego mu przestępstwa (próba zabójstwa) i złożył szczegółowe wyjaśnienia. Był już wcześniej skazywany przez sąd - również za podobne przestępstwa. Dlatego został skazany (działanie w warunkach recydywy) aż na 15 lat więzienia. Poza tym ma pokrzywdzonym wypłacić zadośćuczynienie: Grzegorzowi F. 10 tys. zł, Małgorzacie A. 5 tys. zł, Sławomirowi S. 4 tys. zł i Sebastianowi K. 1 tys. zł. Wyrok nie jest prawomocny.
Leszek Wójcik
Fot. Robert Stachnik (arch.)