- Ukraina odebrała cały rosyjski gaz, za jaki zapłaciła. Nowej przedpłaty nie wniesiono. Zamówienia na dostawy gazu od ukraińskiej spółki paliwowej Naftohazu nie ma. Tak więc dostawy zostają wstrzymane do czasu przekazania przez ukraiński koncern nowych opłat - powiedział w środę szef rosyjskiego Gazpromu Aleksiej Miller.
Ukraińcy zapewniają, że nie ma zagrożenia dla dostaw błękitnego paliwa przez ich kraj do Europy. Komisja Europejska podkreśliła, że nie jest szczególnie zaniepokojona tą sytuacją, a przepływ gazu do UE odbywa się normalnie. PGNiG poinformowało, że dostawy w ramach kontraktu jamalskiego do Polski przebiegają bez zakłóceń.
Premier Ukrainy Arsenij Jaceniuk poinformował, że "rząd podjął decyzję o zleceniu Naftohazowi wstrzymania zakupów rosyjskiego gazu". Jak tłumaczył, ceny paliwa, oferowane przez dostawców z Zachodu, są dla Kijowa bardziej korzystne niż propozycje rosyjskie. Naftohaz podał, że Ukraina będzie odbierała od strony rosyjskiej jedynie ten gaz, który przeznaczony jest dla odbiorców na Zachodzie, podkreślił jednak, że nie wyklucza, że będzie go nabywał od Rosjan, gdy zajdzie taka konieczność.
Według Millera rezygnacja z zakupu rosyjskiego gazu stwarza zagrożenie dla tranzytu do Europy. Taką możliwość stanowczo odrzucił prezes Naftohazu Andrij Kobolew.
- W ciągu ostatniego półtora roku udowodniliśmy, że jesteśmy w stanie zapewnić nieprzerwany tranzyt rosyjskiego gazu niezależnie od tego, czy był on dostarczany na Ukrainę, czy nie – powiedział Kobolew. Dzień wcześniej oświadczył on, że Ukraina jest w stanie przeżyć nadchodzącą zimę bez dostaw rosyjskiego gazu, gdyż otrzymuje wystarczające ilości tego paliwa w ramach tzw. rewersu, czyli dostaw zwrotnych z państw unijnych. (pap)