Prezydenci USA i Korei Płd., Donald Trump i Mun Dze In, podkreślili we wtorek w Seulu sojusz wojskowy obu krajów i wspólne, twarde stanowisko wobec zagrożenia ze strony reżimu północnokoreańskiego. Wezwali Pjongjang do zaprzestania zbrojeń i powrotu do rozmów.
Trump, który przebywa w Seulu z oficjalną wizytą, podkreślił, że Korea Północna zagraża milionom ludzi na świecie, i ostrzegł, że „aby bronić siebie i swoich sojuszników”, USA są gotowe „użyć pełnego zakresu swoich niedoścignionych możliwości militarnych, jeśli będzie to konieczne”.
.@POTUS Trump arrives for a welcome ceremony at the Blue House in the Republic of Korea. #POTUSinAsia pic.twitter.com/Tlnq5dUHvp
— Department of State (@StateDept) November 7, 2017
„Nie możemy pozwolić, by Korea Północna zagrażała wszystkiemu, co zbudowaliśmy” - podkreślił, dodając, że „przyszedł czas, by działać pilnie i z wielką determinacją”. Wspominał m.in. o amerykańskich lotniskowcach i atomowych okrętach podwodnych, których „na Boga, mamy nadzieję, nigdy nie będziemy musieli użyć”.
„Naprawdę wierzę, że dla Korei Północnej miałoby sens, gdyby usiadła do stołu i zawarła umowę” - zaznaczył Trump i dodał, że dostrzega „pewne ruchy” w tym kierunku, ale odmówił dalszych wyjaśnień.
"Korea Północna jest globalnym zagrożeniem, które wymaga globalnych działań. Wzywamy wszystkie odpowiedzialne narody świata, w tym Chiny i Rosję, by domagały się od północnokoreańskiego reżimu, aby wstrzymał swój program zbrojeń nuklearnych i rakietowych i żył w pokoju" – powiedział.
#dtmag FOX NEWS ALERT: President Trump pledges to defend U.S. against North Korea, not ruling out military action pic.twitter.com/WiEMw2X30x
— Women4Donald (@w4djt) November 7, 2017
Chwilę później zaznaczył, że chiński prezydent Xi Jinping "był bardzo pomocny”, a Chiny, które są następnym przystankiem w jego azjatyckiej podróży, „bardzo starają się rozwiązać problem” Korei Północnej. Wyraził nadzieję, że „podobnie Rosja będzie pomocna”.
Wspomniał również, że „Korea Południowa będzie zamawiała warte miliardy dolarów uzbrojenie” z USA. Ocenił to jako sensowne z punktu widzenia Seulu i nie omieszkał dodać, że przyczyni się to także do utworzenia nowych miejsc pracy w Stanach Zjednoczonych.
W swoim przemówieniu prezydent Mun podkreślił, że razem z Trumpem doszli do porozumienia w sprawie „utrzymania twardego stanowiska wobec zagrożenia północnokoreańskiego, opartego na przygniatającej przewadze siły” sojuszu nad tym krajem. Zapewnił, że USA i Korea Południowa będą kontynuować wysiłki na rzecz trwałego pokoju w regionie. Wezwał też Pjongjang do zaprzestania zbrojeń.
Trump przybył do Korei Południowej we wtorek rano, a na następny dzień zaplanowano jego przemówienie w tamtejszym parlamencie. Część polityków i społeczeństwa tego kraju obawia się, że ewentualne groźby pod adresem północnokoreańskiego dyktatora Kim Dzong Una wygłaszane przez Trumpa z mównicy w Seulu mogą dodatkowo zaostrzyć napięcie na Półwyspie Koreańskim.
Agencja Kyodo zwraca uwagę, że na bankiet z udziałem Trumpa i Muna w Seulu zaproszono jedną z kobiet zmuszanych przez japońską armię do prostytucji w czasie drugiej wojny światowej. W karcie dań znalazła się też potrawa z „krewetek z Dokdo”, czyli z wód otaczających wyspy, do których prawa roszczą sobie Korea Płd. i Japonia. Te gesty mogą skomplikować relacje na linii Seul-Tokio i utrudnić ich wspólne wysiłki z USA w celu zapanowania nad reżimem w Pjongjangu – ocenia japońska agencja.
W środę Donald Trump opuści Koreę Południową i uda się do Chin. Będzie pierwszym zagranicznym przywódcą odwiedzającym ten kraj po zakończonym niedawno XIX zjeździe Komunistycznej Partii Chin, na którym prezydent Xi Jinping umocnił swoją władzę i rozpoczął drugą kadencję na stanowisku sekretarza generalnego partii.
Następnie amerykański prezydent poleci do Wietnamu, gdzie weźmie udział w szczycie Wspólnoty Gospodarczej Azji i Pacyfiku (APEC). Może tam dojść do zapowiadanego wcześniej przez Trumpa spotkania z prezydentem Rosji Władimirem Putinem, który również ma wziąć udział w tym wydarzeniu. Ostatnim przystankiem pierwszej azjatyckiej podróży Trumpa będą Filipiny.
Andrzej Borowiak (PAP)