Słoń to perła w koronie Sri Lanki. Bo choć na Cejlonie miłośnicy przyrody mogą również zobaczyć lamparty, małpy, wargacze, krokodyle i żółwie morskie, to… słoń jest najważniejszy. To niekwestionowany, wciąż panujący, król zwierząt.
Dlatego już na samym początku trzeba wyprostować nieścisłość. Dość często niestety powielaną. Otóż w Azji żyją słonie… azjatyckie. A słonie indyjskie są tylko jednym z pięciu podgatunków tych ostatnich. Obok sumatrzańskich, malajskich, jawajskich, których ostatni tysiąc żyje na wyspie Borneo (na Jawie zostały wytępione) i cejlońskich.
W Sri Lance żyje obecnie około 6 tys. słoni. Ich liczba wciąż maleje – są gatunkiem zagrożonym wyginięciem (tak jak wszystkie pozostałe słonie azjatyckie). Ale jest szansa, że przetrwają. Po pierwsze, dlatego że na Cejlonie to najważniejsze zwierzę, które Lankijczycy traktują wyjątkowo – te wielkie ssaki są m.in. wykorzystywane podczas religijnych obrzędów. To one np. podczas procesji noszą na grzbiecie jedną z największych relikwii buddyzmu, Ząb Buddy. Po drugie, dlatego że Syngalezi są buddystami, więc ochronę przyrody i szacunek dla wszelkich form życia mają niejako w genach. A po trzecie właśnie słonie (bardziej nawet niż słońce, ocean, oryginalna kuchnia itp.) przyciągają do Sri Lanki miliony turystów. Lankijczycy już się zorientowali, że mogą na słoniach zarabiać. Na tej zagubionej na Oceanie Indyjskim wyspie działa aż 15 parków narodowych (w większości z nich można te olbrzymy zobaczyć) i wiele obszarów chronionych.©℗
Cały artykuł w „Kurierze Szczecińskim”, e-wydaniu i wydaniu cyfrowym z 14 września 2018 r.
Tekst i fot. Leszek Wójcik