Będąc w Jerozolimie, nie sposób nie zbłądzić w zaułki, w których każdego dnia sacrum przenika się z profanum. Spacer – pod warunkiem, że zboczy się z utartych szlaków wymienianych w każdym przewodniku w każdym języku, którymi jak zaprogramowani i na czas turyści, a często też bywa, że i pielgrzymi – pozwala zanurzyć się w prawdziwy świat, rytm codziennego życia w tym tyglu, w mieszance ludów, ich kultur, ich obyczajów i wyznawanej przez nich jednej z trzech wielkich monoteistycznych religii, tj. judaizmu, islamu i chrześcijaństwa. Równie niezatarte wrażenia jak obserwowanie zgiełku tłumów ludzi przelewających się uliczkami dzielnic: żydowską, muzułmańską, chrześcijańską i ormiańską Starego Miasta, wciśniętych w okalające je mury, długich na 4 kilometry, pozostawiają wędrówki licznymi niepozornymi schodkami na górne kondygnacje domostw. Te tworzą fantastyczny górny taras pozwalający swobodnie, niemal w ciszy i niespiesznie podziwiać miasto z poziomu dachów. A każda pora roku jest dobra, by tam się wybrać. Warto nie tylko od wielkiego święta, jakim w kalendarzu liturgii chrześcijańskiej jest – co roku – Wielkanoc. ©℗
Tekst i fot. Mirosław WINCONEK