Bruksela. Eurodeputowani wszystkich frakcji w PE opowiedzieli się za zniesieniem zmiany czasu, argumentując, że zyski z przestawiania zegarków są niewielkie, a tracą na tym zdrowotnie obywatele. KE nie zamierza jednak odpowiadać na ten apel.
W całej UE czas letni zaczyna się w ostatnią niedzielę marca, a kończy w ostatnią niedzielę października. Mówi o tym obowiązująca bezterminowo dyrektywa UE ze stycznia 2001 r. Zmiana dyrektywy lub jej zniesienie mogłoby doprowadzić do końca zmian czasu.
Eurodeputowani zabiegają o to od dawna. W marcu zorganizowali wysłuchanie publiczne w tej sprawie, na którym przekonywano, że zmiana czasu przynosi wprawdzie oszczędności w energetyce, ale pociąga za sobą straty w innych sektorach.
Jak mówił podczas czwartkowej debaty w Strasburgu Paweł Svoboda z Europejskiej Partii Ludowej (EPL) zmiana czasu przeszkadza co piątemu mieszkańcowi UE. - Negatywne zjawiska jakie ich dotykają to: depresja, migreny, zaburzenia trawienia, cukrzyca, zawały serca itd. - wymieniał. Domagał się, by KE przedstawiła racjonalne powody stosowania zmiany czasu.
Unijna komisarz ds. transportu Violeta Bulc przyznała, że KE zdaje sobie sprawę z tego, że obywatele regularnie domagają się zniesienia czasu letniego, ale - jak podkreśliła - nie ma powodu, by zmieniać dyrektywę w tej sprawie.
- Rocznie zmiana czasu kosztuje nas 1,7 mld euro, a efekt jest zerowy - mówił powołując się na amerykańskie dane Szef komisji transportu i turystyki PE Michael Cramer .
Heinz Becker z EPL zauważył, że w sprawie tej panuje zgoda wśród wszystkich frakcji PE, a brak działań Komisji wywołuje oburzenie. (pap)
Fot. Dariusz GORAJSKI