Dyrektor FBI James Comey poinformował w piątek, że agencja wznawia dochodzenie ws. skrzynki mailowej, którą niezgodnie z przepisami kandydatka Demokratów na prezydenta USA Hillary Clinton prowadziła ze swego prywatnego serwera, będąc sekretarzem stanu.
W liście do członków komisji ds. sprawiedliwości Izby Reprezentantów Comey napisał, że FBI dowiedziała się o istnieniu maili, które wydają się mieć związek i mogą okazać się ważne dla dochodzenia. "Zostałem o tym poinformowany wczoraj i zgodziłem się, że FBI musi podjąć odpowiednie kroki (...) by ustalić, czy (maile) zawierają tajne informacje, a także by ocenić ich wagę dla śledztwa" - napisał Comey. Zastrzegł, że nie może przewidzieć, "jak długo potrwa ta dodatkowa praca".
Dziennikarz NBC Pete Williams, który regularnie zajmuje się tą sprawą, poinformował, nie ujawniając swych źródeł, że wznowienie dochodzenia przez FBI nie ma związku z publikowanymi przez demaskatorski portal WikiLeaks mailami wykradzionymi ze skrzynki szefa kampanii Clinton Johna Podesty, lecz z nowym "aparatem" (najprawdopodobniej telefonicznym), do którego dotarła FBI. Według Williamsa nie chodzi o maile wysłane przez Clinton.
FBI przez prawie rok prowadziła dochodzenie, by ustalić, czy używanie przez Clinton prywatnej skrzynki i serwera do celów służbowych w czasie, gdy była sekretarzem stanu (2009-2013), naraziło na szwank tajemnice państwowe. W lipcu Comey powiedział, że Clinton dopuściła się "skrajnego niedbalstwa". Słabsze zabezpieczenie prywatnego serwera ułatwia bowiem ewentualne włamanie się do systemu. Jak ustaliła FBI, przez prywatną skrzynkę mailową Clinton przeszło co najmniej 110 wiadomości o statusie "tajne" i teoretycznie mogły mieć do nich dostęp osoby nieuprawnione. Comey mówił, że Clinton powinna była wiedzieć, że piwnica jej nowojorskiego domu to nieodpowiednie miejsce na umieszczenie serwera używanego do służbowych maili.
Niemniej jednak Comey nie zarekomendował postawienia Clinton zarzutów karnych i zgodnie z tym zaleceniem prokurator generalna Loretta Lynch nie oskarżyła jej o popełnienie przestępstwa. Dyrektor FBI tłumaczył, że nie ma żadnego dowodu na to, że Clinton albo jej współpracownicy zamierzali złamać prawo, tak samo jak nie ma dowodu, że hakerzy włamali się na jej konto clintonemail.com.
Opublikowany w maju niezależny wewnętrzny audyt Departamentu Stanu USA wykazał, że Clinton naruszyła zasady, używając w celach służbowych prywatnej skrzynki mailowej i prywatnego serwera, gdy była szefową dyplomacji amerykańskiej. Z ogłoszonego raportu inspektora generalnego Departamentu Stanu wynikało też, że Clinton nigdy nie ubiegała się o zgodę na to ze strony służb odpowiedzialnych za cyberbezpieczeństwo amerykańskiej administracji, a gdyby się ubiegała, to nie dostałaby pozwolenia, ponieważ maile na tym serwerze nie były odpowiednio zabezpieczone przed ingerencją z zewnątrz.
Sprawa wywołała wielki skandal w USA i położyła się cieniem na kampanię prowadzoną przez Clinton przed wyborami prezydenckimi, które odbędą się 8 listopada.
Clinton przyznała, że to co robiła było błędem, i za niego przeprosiła, ale powiedziała, że nigdy nie wysłała ani nie otrzymała na prywatny adres maili oznaczonych jako tajne lub poufne. Podkreślała też, że nie złamała prawa.
Nominowany przez Partię Republikańską na prezydenta USA Donald Trump zapowiedział, że jeśli wygra wybory, to powoła specjalnego prokuratora, by prześwietlić Clinton. Dodał, że jego zdaniem kandydatka Demokratów na prezydenta powinna być w więzieniu.
Z Waszyngtonu Inga Czerny (PAP)
Fot. PAP/EPA