Poniedziałek, 23 grudnia 2024 r. 
REKLAMA

Cielące się lodowe góry na drodze z Godhavn do Upernavik na Grenlandii [GALERIA]

Data publikacji: 03 sierpnia 2022 r. 23:59
Ostatnia aktualizacja: 04 sierpnia 2022 r. 00:17
Cielące się lodowe góry na drodze z Godhavn do Upernavik na Grenlandii
Osada Upernavik w pełnej krasie  

- Przelot z Godhavn do Upernavik można porównać do wszystkich dotychczasowych przelotów, z tym, że ten był najdłuższy - rozpoczyna relację z kolejnego etapu wyprawy przez Arktykę kapitan Grzegorz Węgrzyn.

Przypomnijmy, że samotny żeglarz wypłynął ze Szczecina 23 kwietnia tego roku na jachcie "Regina R. II" i zamierza pokonać Przejście Północno - Zachodnie (Nortwest Passage). Celem tej trudnej wyprawy, która ma potrwać do dwóch lat, jest któryś z portów Alaski.

Na wspomnianym odcinku do Upernavik kapitanowi doskwierał przeciwny wiatr:

- Z 220 mil morskich, które wynikały z mapy, musiałem przepłynąć ich aż 341, ciągle halsując. A proszę mi wierzyć, halsowanie wśród gór lodowych jest nie jest prostą sprawą. Był taki moment, że musiałem stanąć w dryfie, bo okazało się, że mgła i mleko to to samo - stwierdza.

Dwie niebezpieczne przygody

Po kilku godzinach, jak "ćma" ustąpiła, samotnik ruszył dalej. Wspomina jednak o dwóch potencjalnie niebezpiecznych przygodach, które spotkały go podczas tego przelotu:

- Płynąc już drugi dzień bez spania i we mgle w ostatniej chwili zdałem sobie sprawę, że to nie mgła, tylko ogromna góra lodowa. Ani początku, ani jej końca nie sposób było dostrzec. Oszacowałem jednak, że wielkość potężnej bryły lodu jest zbliżona do... katowickiego mrówkowca - podkreśla.

Nasz żeglarz w ostatniej chwili, kilka metrów przed potężnym lodowym "blokowiskiem", zrobił zwrot.

- To zdarzenie uświadomiło mi, że jestem zmęczony i czas szukać awaryjnego miejsca na odpoczynek - przyznaje kpt. Węgrzyn.

Zdecydował się schować do - nie leżącego po drodze - odległego o kilkanaście mil fiordu. Miał wówczas zaledwie 68 mil morskich do Upernavik.

- Gdy płynąłem do owego fiordu stało się coś, co jednak zmieniło moją decyzję. Wiatr ustał, morze za chwilę uspokoiło się a niebo przejaśniło. Włączyłem silnik i już dalszą część przelotu przepłynąłem na paliwie - mówi "Kurierowi Szczecińskiemu".

Przed samym portem znowu pojawiły się mgły, ale na szczęście nie zakryły nabieżników tak, jak to zdarzyło się wcześniej, przed portem Ilulissat. Nabieżniki - wyjaśnijmy za Wikipedią - to zestaw dwóch znaków nawigacyjnych wyznaczających statkom oś toru wodnego (lub jego krawędź). Ułatwiają więc wejście do portu. 

- Przed samym portem miałem okazję zobaczyć, jak cieli i przewraca się góra. Dlatego nie należy nigdy za blisko do niej podpływać. Nie wiadomo bowiem co się może wydarzyć. Pamiętam o tym z ostrzeżeń - przestrzega kapitan.

Cielenie się lodowca

Czytelnikom wyjaśnijmy, że "cielenie się" - choć tu użyte niezbyt precyzyjnie - to nie błąd. Ci z Państwa, którzy uznają, że chodzi o "dzielenie się" lodowej góry, też będą mieli rację.

Zasadniczo zjawisko dotyczy lodowca, który schodząc do morza może się właśnie cielić. Proces polega na odłamywaniu się jego fragmentów, w wyniku czego powstają góry lodowe. Ale jak widać, żeglarze stosują ten termin również do dzielących się dużych gór lodowych.

- O godzinie 9 czasu lokalnego szczęśliwie zacumowałem w Upernavik i nie patrząc na nic poszedłem w koję. Spałem do wieczora. Potem na chwilę wstałem i znów zasnąłem. Sen zmorzył mnie jak dziecię aż do rana. Nikt mi nie przeszkadzał, bo "Regina R. II" była jedynym jachtem przy nabrzeżu. Kutry rybackie stały przy innej kei - kończy kapitan Grzegorz Węgrzyn, którego przelot do tego portu trwał od 24 do 27 lipca br.

Dalszy ciąg opowieści żeglarskich w następnej relacji. My zaś przypomnijmy, że patronat medialny nad wyprawą przez Northwest Passage sprawuje "Kurier Szczeciński".

(kl)

REKLAMA
REKLAMA

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA