Po ponadrocznej nieprzewidywalnej i bogatej w skandale kampanii Amerykanie wybiorą we wtorek 45. prezydenta USA. Niezależnie czy wygra Hillary Clinton, czy Donald Trump, przed przyszłym przywódcą stoi bardzo trudne zadanie rządzenia silnie podzielonym krajem.
Jeśli wygra nominowana przez Demokratów Clinton, Ameryka będzie mieć po raz pierwszy kobietę na najwyższym urzędzie w kraju. Jeśli wygra nominowany przez Partię Republikańską Trump, prezydentem będzie biznesmen i celebryta telewizyjny bez żadnego politycznego dorobku i doświadczenia.
Przewaga Clinton
69-letnia Clinton, była pierwsza dama, sekretarz stanu i senator USA ze stanu Nowy Jork od lat przygotowywała się do roli prezydenta USA. Całkowitą niespodzianką jest natomiast nominacja prezydencka Partii Republikańskiej (GOP) dla 70-letniego Trumpa, który w republikańskich prawyborach pokonał kilkunastu innych kandydatów. Trump lepiej od nich wszystkich zrozumiał, że w tej kampanii bardziej od obrony konserwatywnych postulatów, takich jak niskie podatki czy ograniczenie rozmiarów rządu, liczy się złość Amerykanów, a zwłaszcza nieradzących sobie w realiach nowej, globalnej gospodarki niewykształconych białych mężczyzn. Z kolei ewentualna wygrana Clinton będzie zasługą głosów kobiet, zwłaszcza tych z wyższym wykształceniem, oraz Afroamerykanów i mniejszości latynoskiej.
Clinton jest faworytką do Białego Domu, ale przez ostatnie dni kampanii to ona była w defensywie. Jej przewaga nad Trumpem zmalała do zaledwie 2,2 punktów procentowych, jak obliczył w niedzielę portal RealClearPolitics, wyciągając średnią z najnowszych narodowych sondaży. Komentatorzy przypominają, że walczący 4 lata temu o reelekcję Barack Obama nie miał na dzień przed wyborami żadnej przewagi nad Mittem Romneyem (był sondażowy remis), a ostatecznie wygrał bardzo zdecydowanie.
Stany „wahadłowe”
W USA walka wyborcza toczy się w każdym z 50 stanów osobno, dlatego od sondaży krajowych ważniejsze są te realizowane w poszczególnych stanach. Z każdego stanu pochodzi z góry określona liczba elektorów, na których głosują Amerykanie. Wszystkich głosów elektorskich jest 538. By zdobyć prezydenturę, trzeba uzyskać większość, czyli 270 głosów. Według RealClearPolitics Clinton może na dziś liczyć na 216, a Trump – na 164 głosy elektorskie.
W aż 14 stanach „wahadłowych” jest obecnie sondażowy remis bądź różnice są zbyt małe, by prognozować wygraną Trumpa lub Clinton. Te stany dadzą w sumie aż 158 głosów elektorskich. To o nie aż do końca kampanii toczy się najbardziej zacięta walka. Jeśli sprawdzą się oczekiwania sztabu Clinton, że ich kandydatka wygra w południowych i zachodnich stanach „wahadłowych”, które mają silną reprezentację mniejszości, jak Floryda, Nevada, New Mexico, Wirginia i Karolina Północna, to zdobędzie prezydenturę, nawet przegrywając w Ohio, Iowa czy Michigan, gdzie Trump ostatnio umocnił swą pozycję.
Świat wstrzymał oddech
Bez względu na to, kto wygra, nowemu prezydentowi USA będzie trudno rządzić krajem, którego społeczeństwo jest najsilniej od przynajmniej dwóch dekad politycznie spolaryzowane. Aż 80 proc. wyborców Clinton i 81 proc. wyborców Trumpa przyznało w niedawnym sondażu PEW Research Center, że obie strony nie są w stanie osiągnąć porozumienia nawet w sprawie podstawowych faktów. Podziały są tak duże, że wielu komentatorów obawia się, iż po wyborach mogą nawet wybuchnąć zamieszki.
Amerykańskim wyborom z wielką uwagą przygląda się cały świat. Niektórzy politycy z krajów sojuszniczych USA, w tym z Unii Europejskiej, nie ukrywali, że wolą zwycięstwo Clinton, wyrażając np. obawy, że administracja Trumpa osłabiłaby zaangażowanie USA w NATO i bezpieczeństwo sojuszników. (pap)
Fot. PAP/EPA