Rozmowa ze szczecińskim kierowcą Kamilem Serafinem, międzynarodowym mistrzem Polski wyścigów samochodowych Kia Picanto, rozgrywanych m.in. na torach Formuły 1 Hungaroring i Monza
Mieszkający w Dobrej k. Szczecina 21-letni Kamil Serafin dwoma wyścigami na włoskim torze Formuły 1 Monza przypieczętował zdobycie tytułu międzynarodowego mistrza Polski wyścigów samochodowych Kia Picanto, zwanych także serią Kia Lotos Race, a po powrocie do kraju poprosiliśmy go o rozmowę.
– Co trzeba było zrobić, żeby zostać międzynarodowym mistrzem naszego kraju?
– W sześciu rundach, a więc w dwunastu wyścigach, trzeba było uzbierać więcej punktów od rywali. Na początek w niemieckim Oschersleben pod Magdeburgiem zająłem I i III miejsce, na słynnym węgierskim torze Hungaroring pod Budapesztem byłem czwarty i trzeci, a w Poznaniu pierwszy i drugi i od tego momentu objąłem przodownictwo w klasyfikacji generalnej. Później na Slovakiaringu pod Bratysławą byłem dwukrotnie drugi, a w czeskim Moście zająłem IV lokatę i wygrałem, ale mnie w tym drugim wyścigu zdyskwalifikowali. Na koniec w Monzie broniłem pozycji lidera i udało się ją utrzymać pozycjami siódmą i piątą.
– Jak ciężkie było przewinienie, które zakończyło się dyskwalifikacją w Czechach?
– W samochodzie pękła szyba i przed startem wymieniliśmy ją, ale nie na oryginalną. Zgłosiłem to sędziom, którzy dopuścili mnie do startu. Po zwycięstwie jeden z rywali, nawiasem mówiąc Polak, zgłosił protest, który został uwzględniony i mnie zdyskwalifikowano…
– Czy wygrana w tegorocznym cyklu była największym sukcesem w dotychczasowej karierze?
– To rzeczywiście moje największe osiągnięcie, a rok wcześniej w podobnym cyklu byłem czwarty. W kolejnym sezonie mam zamiar bronić tytułu samochodem Kia, ale już nowym modelem tego auta. W dalszej perspektywie marzę o dalszym rozwoju i startach samochodami Renault, a może nawet Porsche. Śni mi się czasem Formuła 1, która jest królową motosportu, ale zdaję sobie sprawę, że to marzenie mało realne, a główna bariera jest natury finansowej. By się dostać do elity, trzeba zainwestować miliony euro. Moim problemem na dziś jest zaś uzbieranie 120 tysięcy złotych na start w kolejnym cyklu Kia. Szukam więc sponsorów, którym w zamian za pomoc mogę obiecać reklamę na samochodzie, kombinezonie czy innych miejscach, co się może opłacić, bo wyścigi samochodowe mają liczną widownię. Przeważnie rozgrywanych jest wiele serii towarzyszących rangi mistrzostw świata, a przykładowo w Czechach, gdzie były też wyścigi ciężarówek, na trybunach zasiadło 30 tysięcy kibiców. Organizatorzy podają dokładną liczbę widzów, więc wiemy, że 20-tysięczną widownię mieliśmy w Niemczech. Najskromniejsza frekwencja bywa w Poznaniu, a to dlatego, że brakuje tam odpowiedniej infrastruktury.
– W waszych wyścigach więcej jest różnic czy podobieństw z Formułą 1?
– System kwalifikacji, procedura startowa i boksy są identyczne jak w Formule 1. Różnimy się tym, że na każdym torze mamy nie jeden wyścig, a dwa. Mamy też mniej liczne teamy, a mnie jako kierowcy pomaga zaledwie 6-8-osobowy zespół. Przepaść jest natomiast, jeśli chodzi o pieniądze… Ponadto my mamy samochody z dachem z normalnymi siedzeniami, a oni jeżdżą bolidami z nogami do przodu i nisko głową, tak że w przypadku wzniesień nie widzą trasy przed sobą. Wspomnę, że w bolidzie jechałem tylko raz.
– Czy tegoroczny sezon się już zakończył?
– W zasadzie tak, choć czeka mnie jeszcze pokazowy start w Warszawie na ulicy Karowej w Rajdzie Barbórki na początku grudnia. Rozpoczynam już natomiast przygotowania do kolejnego sezonu, więc pracował będę nad sprawnością i kondycją fizyczną, a technikę jazdy doskonalił będę na symulatorze, bo tory wyścigowe są daleko od Szczecina, a poznański nie zawsze jest wolny do treningów. Symulator, który mam w domu, z oryginalnym fotelem i kierownicą oraz specjalnym monitorem, jest bardzo realistyczny i pomaga doskonalić wychodzenie z poślizgu czy punkty hamowania. Trening symulatorowy daje przyjemność jazdy niemal taką jak w normalnym samochodzie. Tego urządzenia nie da się porównać z grami komputerowymi typu ściganki.
– Wyczynowy sport łączony jest z pracą zawodową, czy może jeszcze z nauką?
– Jestem studentem architektury III roku Politechniki Poznańskiej. Naukę rozpocznę jednak z kilkutygodniowym opóźnieniem, gdyż wyjeżdżam w miłe odwiedziny do trochę niebezpiecznej w ostatnim czasie Hiszpanii, bo moja dziewczyna w ramach programu Erasmus przez rok studiować będzie w Madrycie.
– Dziękujemy za rozmowę. ©℗
(mij)