Rozmowa z Łukaszem Posyłajką, wioślarzem AZS-u Szczecin
Największymi ubiegłorocznymi osiągnięciami na międzynarodowych akwenach wioślarza szczecińskiego AZS-u Łukasza Posyłajki są: zwycięstwo w zawodach Pucharu Świata w bułgarskim Płowdiw, 7. miejsce w mistrzostwach Europy w szwajcarskiej Luzernie oraz 14. lokata mistrzostw świata w austriackim Linzu. Czytelnicy naszej gazety docenili te wyniki i szczeciński wioślarz zajął 9. pozycję w Plebiscycie Sportowym „Kuriera Szczecińskiego".
- Ubiegły rok rozpoczął się dla pana od mocnego uderzenia...
- Inauguracyjny start okazał się chyba najlepszym, bo pierwsze międzynarodowe regaty Pucharu Świata w Płowdiw w Bułgarii zakończyły się zwycięstwem polskiej „ósemki", w której ja też wiosłowałem. Jechaliśmy z nastawieniem takim jak zwykle, a więc żeby wygrać, ale sprawa nie była taka oczywista, bo nasza ósemka była dopiero w fazie budowy. Na miejscu okazało się, że w szranki rywalizacji stanęły tylko trzy osady, a poziom był mniej więcej uśredniony i udało nam się zwyciężyć.
- Kolejną ważną imprezą były mistrzostwa Starego Kontynentu.
- W Luzernie w Szwajcarii mierzyliśmy w finał, ale nie trafiliśmy z formą i nasza młoda, niedoświadczona ekipa zwyciężyła, ale tylko w finale B, co dało ostatecznie 7. miejsce, niezbyt udane moim zdaniem. Dodam, że walczyliśmy tam także o ministerialne stypendia i nasza batalia nie zakończyła się sukcesem.
- Czy okazją do rehabilitacji mogły być mistrzostwa świata?
- Wcześniej jednak odbyły się zawody Pucharu Świata w Poznaniu i Rotterdamie. W tych pierwszych, podobnie jak na mistrzostwach Europy, ponownie uplasowaliśmy się na 7. pozycji, co nie satysfakcjonowało i po tym starcie nasza „ósemka" została zlikwidowana. Na Puchar Świata do Holandii pojechałem już w nowej konfiguracji, w „dwójce bez sternika", mając za partnera Bartosza Modrzyńskiego z BTW Bydgoszcz, a w pierwszym starcie finał C można uważać za obiecujący prognostyk. Z bydgoszczaninem popłynąłem też na mistrzostwach świata, które zorganizowano w Austrii w Linzu, na jednej z odnóg Dunaju. Zajęliśmy tam 14. miejsce i zabrakło dwóch lokat, by uzyskać kwalifikację na igrzyska olimpijskie w Tokio, ale jako zawodnik uważam, że nasz start był dobry i naprawdę daliśmy z siebie wszystko. Może suchy wynik tego nie odzwierciedla, ale jakby przeanalizować, jak układały się inne biegi, to nasz występ może napawać optymizmem przed 2020 rokiem, który będzie dla nas kluczowym! Najważniejsze będą oczywiście igrzyska olimpijskie w Japonii, ale żeby się na nie zakwalifikować, trzeba dobrze wypaść na zawodach ostatniej szansy, które odbędą się w maju w dobrze nam znanej Luzernie, a kwalifikacje uzyskają tam dwie osady. Jeśli nam się nie uda, to sezon przepadł, bo składy innych osad już są definitywnie pozamykane...
- Jak to zrobić, by się dobrze przygotować i trafić z formą na maj?
- Wszystko zostało szczegółowo obmyślone i zaplanowane, a już od listopada stale przebywamy na zgrupowaniach, na których sporo trenowaliśmy na portugalskich wodach. Później przyszła pora na zimowe obozy, a obecnie jestem na jednym z nich w Jakuszycach, gdzie pracujemy nad bazą tlenową, by uzyskać jak najlepszą wydolność naszych organizmów. Od lutego wracamy na wodę, by pracować nad techniką i szybkością.
- Trzeba wybrać się do ciepłych krajów, by w lutym wrócić nad wodę...
- Dokładnie tak i aż na trzy miesiące przeniesiemy się do Portugalii, do dobrze już nam znanego miasteczka Lago Azul, gdzie jest świetnie nadający się do treningów kanał-jezioro o długości 20 kilometrów. Jest tam spokój, nic nie rozprasza i bardzo dobre zaplecze socjalno-bytowe. Nic tylko trenować. Gdy zakończymy 3-miesięczną pracę w Portugalii, będziemy jeszcze mogli przed majowym, strasznie ważnym startem w Szwajcarii, dwukrotnie sprawdzić formę na zawodach Pucharu Świata, które odbędą się najpierw w kwietniu, a później na przełomie kwietnia i maja.
- Czy trzy miesiące w jednym miejscu, bez kontaktów z domem, nie spowodują znużenia?
- W planach są krótkie zjazdy do Polski, do rodzinnych domów. Ale to tylko takie krótkie przerywniki, na przysłowiowe przepakowanie walizek, spotkanie z rodzinami i przyjaciółmi oraz załatwienie najpilniejszych spraw.
- Często pytamy sportowców o rozmaite zainteresowania i hobby, więc zrobimy to i teraz.
- Moje hobby to wiosła, ale bardzo lubię także jeździć rowerem i pływać, co jest w okresie treningowym jakże pożyteczną odskocznią, dającą radość, ale także satysfakcję.
- Dziękujemy za rozmowę. ©℗
(mij)
Fot. Julia Kowacic