Za cztery miesiące na kortach przy al. Wojska Polskiego w Szczecinie rozegrany zostanie kolejny tenisowy turniej Pekao Szczecin Open. Tradycyjnie już w szczecińskiej imprezie będą mogli wystąpić tenisiści spoza pierwszej 50 rankingu.
Może się jednak ktoś taki trafić, ale tylko pod warunkiem przyznania dzikiej karty. W ten sposób znalazł się w poprzednim roku triumfator ostatniej edycji Richard Gasquet, który zaproszony został do Szczecina w charakterze gwiazdy. Przyjechał jako gracz numer 1 i jako zwycięzca zakończył tenisowe zmagania.
Nie zawsze ta sztuka udaje się najwyżej rozstawionym tenisistom, bardzo często tym najwyżej rozstawionym bywa trudno o pełną mobilizację w turniejach o zdecydowanie niższej randze, do jakich są przyzwyczajeni. Gasquet od początku do końca wykazał się jednak dużym profesjonalizmem.
Dziś 32-letni Francuz jest jednym z jedenastu uczestników szczecińskiego challengera, który plasuje się obecnie w gronie 50 najlepszych tenisistów na świecie. Ponadto jest jednym z sześciu, którzy znajdują się w gronie 30 najlepszych rakiet na świecie.
Busta jest najwyżej
Najwyżej notowanym graczem mającym przeszłość na szczecińskich kortach jest 27-letni Pablo Carreno Busta. Plasujący się obecnie na 11 miejscu w rankingu ATP Hiszpan utrzymuje bardzo wysoką lokatę od września ubiegłego roku, kiedy odniósł życiowy sukces kwalifikując się do półfinału wielkoszlemowego US Open.
W Szczecinie grał trzy lata temu. Zaliczany był do faworytów, był najwyżej rozstawionym graczem, ale absolutnie anonimowym, bez sukcesów w turniejach ATP. Swoją przygodę ze szczecińskim challengerem zakończył na ćwierćfinale. Przegrał z niżej notowanym Janem Struffem z Niemiec, ale absolutnie nie rozpatrywano tego w kategoriach niespodzianki.
Udział Busty w szczecińskim turnieju z pewnością minąłby bez echa, gdyby nie jego sportowa ekspansja od roku 2016. Wtedy wygrał dwa turnieje ATP, w dwóch kolejnych dotarł do finału, zadebiutował w reprezentacyjnej drużynie w Pucharze Davisa, grał w finale debla podczas wielkoszlemowego US Open.
Dziś dostrzegamy, jak mocną potencjalnie obsadę miał szczeciński turniej z roku 2015. Również na ćwierćfinale zakończył imprezę Filip Krajinovic. Podobnie jak Busta, również 23-letni wtedy Serb zaliczany był do najwyżej klasyfikowanych tenisistów, dzięki czemu wystartował rozstawiony z numerem 3.
Krajinovic przegrał z Almagro
W ćwierćfinale Pekao Szczecin Open trafił na Nicolasa Almagro – absolutną gwiazdę turnieju, gracza plasującego się niegdyś w czołowej dziesiątce rankingu ATP, choć w tamtym czasie gracza już spoza pierwszej setki. Wtedy wygraną Hiszpana potraktowano jako wynik logiczny, jednak po trzech latach widzimy, że ich drogi zupełnie się rozeszły.
Już wtedy Krajinovic był zawodnikiem wyżej rozstawionym, nieco poniżej 100 miejsca, dziś to gracz numer 26 na świecie, choć jeszcze bez wygranej turnieju ATP, bez znaczącego występu w turnieju wielkoszlemowym, ale sukcesywnie zbierającym punkty, które wywindowały go na miejsce wśród tenisistów prawie elitarne.
W szczecińskim challengerze w roku 2015 zagrało trzech zawodników z pierwszej setki, ale spoza pięćdziesiątki. Prócz wspomnianych: Busty i Krajinovica, którzy dotarli do ćwierćfinału, trzecim takim tenisistą był zajmujący obecnie 43. pozycję Robin Haase.
28-letni wówczas Holender wydawał się zawodnikiem niezdolnym do większych wyczynów, niż skuteczna walka o rankingowe punkty w challengerach, a jednak wykonał ogromną pracę i awans do najlepszej 50 na świecie jest dowodem na to, że nawet po trzydziestce można jeszcze marzyć o sukcesach.
Haase przegrał z Majchrzakiem
Haase wygrał w swojej karierze dwa turnieje ATP, ale oba przed rokiem 2015, kiedy plasował się w granicach 100. miejsca, co pozwoliło mu zagrać w Szczecinie z numerem 2 i polec z kretesem już w pierwszej rundzie. Jego pogromcą okazał się 19-letni wówczas Kamil Majchrzak – wtedy gracz z czwartej setki rankingu, który przez trzy lata zdołał awansować o jakieś sto pozycji, natomiast starszy o blisko 10 lat Haase przez ten czas wdrapał się do pierwszej pięćdziesiątki.
Obecnie w pierwszej 20 najlepszych graczy na świecie jest trzech tenisistów, którzy pracowali na ten sukces między innymi występami w szczecińskim challengerze. Prócz Busty, który spośród takich graczy notowany jest najwyżej są jeszcze: Diego Schwartzman (16 pozycja) i Lucas Pouille (18 pozycja).
Ten pierwszy grał w Szczecinie w roku 2013. Był graczem rozstawionym z numerem 5, dotarł do półfinału, w którym przegrał z późniejszym triumfatorem Oleksandrem Niedowiesowem. 21-letni wówczas Schwartzman klasyfikowany był wtedy na 133. miejscu w rankingu, nikt nie mógł przypuszczać, że będzie to wkrótce gracz z pierwszej 20 światowego topu, a tak jest obecnie.
Dramatyczny bój z Panfilem
Ten sam Schwartzman pięć lat temu swój najtrudniejszy pojedynek w szczecińskim turnieju stoczył w ćwierćfinale ze starszym o cztery lata Grzegorzem Panfilem – stałym bywalcem szczecińskich turniejów. Wtedy Panfil był graczem z połowy czwartej setki rankingu, nikt mu awansu do ćwierćfinału nie podarował, wywalczył go sobie w świetnie zagranych eliminacjach.
Trzysetowy bój ze Schwartzmanem uznano za jeden z najlepszych meczów turnieju, Panfil był bardzo bliski wygranej, prowadził w setach 1:0, ostatecznie w trzecim, decydującym secie przegrał w gemach 5:7.
Największym sukcesem Schwartzmana poza wygraniem dwóch turniejów ATP był awans do ćwierćfinału wielkoszlemowego US Open w ubiegłym roku. Zmierzył się w nim ze wspomnianym wcześniej Bustą.
W roku 2014 do Szczecina przyjechał zaledwie 20-letni i plasujący się poza 200 rankingu ATP Lucas Pouille. Oczy kibiców zwrócone były wtedy na zupełnie innych graczy: Struffa, Browna, Niedowiesowa, na młodego Francuza raczej nikt nie spoglądał i trudno się temu dziwić.
Pouille pokonał Montanesa
Z każdym kolejnym meczem zadziwiał jednak coraz mocniej. Wyeliminował między innymi rozstawionego z numerem 4 weterana szczecińskich kortów Alberto Montanesa, który już wtedy miał 36 lat i mimo wciąż mocnej pozycji w światowym rankingu raczej nie spodziewano się po Hiszpanie fajerwerków. Pouille odpadł w ćwierćfinale, przegrał z Brownem – późniejszym triumfatorem, ulubieńcem kibiców, a szczególnie tej żeńskiej części widowni.
Pouille wyjechał ze Szczecinie praktycznie niezauważony i rozpoczął wspinaczkę w światowym rankingu. Dziś jest zawodnikiem numer 18 na świecie, najlepszym Francuzem, nadzieją trójkolorowych na wygranie paryskiego Rollanda Garrosa, co już się nie zdarzyło od wielu lat.
Młody Francuz miesiąc temu był już nawet zawodnikiem pierwszej dziesiątki, jego najlepszym występem w Rolland Garros był ubiegłoroczny występ, zakończony na trzeciej rundzie. To zdecydowanie za mało, oczekuje się po nim więcej, presja na młodym zawodniku rośnie tym bardziej, że już dwa sezony temu osiągał ćwierćfinały w US Open i Wimbledonie.
To na pewno jeden z tych graczy, których gościliśmy na szczecińskich kortach w ostatnich latach, który wkrótce może pójść śladami Stana Wawrinki, który stawiał pierwsze tenisowe kroki w szczecińskim challengerze, a następnie zawędrował na sam szczyt światowego rankingu. ©℗
Wojciech PARADA