Jeżeli już w pierwszej rundzie przegrywa zawodnik rozstawiony z numerem 3, ubiegłoroczny triumfator turnieju, plasujący się w rankingowej drabince o ponad 100 lokat wyżej od swojego pogromcy, to zwykło się mówić w takich sytuacjach o sensacji, albo przynajmniej o niespodziance.
We wtorek pożegnał się z turniejem Alessandro Giannessi, ale w pokonanym polu pozostawił go znający świetnie specyfikę gry w szczecińskim turnieju Artem Smirnov. 29-letni Ukrainiec dwa lata temu dotarł do finału i to wcale nie przez przypadek.
Po drodze eliminował zawodników z numerem 2, 3 i 4. Giannessi z numerem 3 też nie zrobił na Smirnovie żadnego wrażenia. Włoch nawiązał walkę z przeciwnikiem tylko w pierwszym secie, przegranym po tir-braeku. Później dominacja rywala była już przygniatająca, a postawa Giannessiego na korcie nie wskazywała, że wierzy w odmianę sytuacji.
Syn Japonki i Amerykanina
Awans do drugiej rundy wywalczył 24-letni Taro Daniel. Japończyk jest synem Amerykanina i Japonki, urodził się w Stanach Zjednoczonych, wychowywał w Japonii, a od 14 roku życia pobierał tenisowe lekcje w Hiszpanii. W ubiegłym roku dotarł do trzeciej rundy turnieju gry pojedynczej Igrzysk Olimpijskich w Rio de Janeiro, dał się pokonać dopiero słynnemu Martinowi del Potro, wygrywając z nim pierwszego seta.
Zawodowym tenisistą jest od siedmiu lat, wygrał dotąd pięć challengerów, pokonując w finałach tych turniejów zawodników świetnie znanych ze szczecińskiego Pekao Szczecin Open: Filippo Volandriego, czy Alberto Montanesa. Jego kariera uległa przyspieszeniu w poprzednim roku. Wtedy awansował do pierwszej setki rankingu, a w obecnym roku dwukrotnie dochodził do drugiej rundy turniejów wielkoszlemowych.
Pogromca Janowicza
Po raz pierwszy dokonał tego podczas Rolanda Garrosa. Do turnieju głównego przebijał się przez eliminacje, wygrał w nich trzy mecze, a w pierwszej rundzie turnieju głównego wylosował Jerzego Janowicza i ograł go bez straty seta. W drugiej rundzie przegrał po czterosetowej walce z późniejszym ćwierćfinalistą – też znakomicie znanym ze szczecińskich kortów – Pablo Bustą, ale turniej z całą pewnością uznał za udany.
Równie dobrze wypadł podczas ostatniego wielkoszlemowego turnieju w Nowym Jorku. Tym razem rozpoczął zmagania bez potrzeby brania udziału w kwalifikacjach. W pierwszej rundzie wyeliminował mało znanego Amerykanina Tommy Paula, ale w drugiej czekał na Japończyka rywal najbardziej atrakcyjny ze wszystkich możliwych.
Taro Daniel podjął walkę z rozstawionym z numerem 1 Rafaelem Nadalem, wygrał z Hiszpanem nawet pierwszego seta, ostatecznie przegrał, ale pozostawił po sobie znakomite wrażenie. Może mieć ogromna satysfakcję, bowiem w dalszej cześci turnieju nie znalazł się już zawodnik, który wygrałby w meczu więcej jak jednego seta z 31-letnim Hiszpanem.
Turniej w Szczecinie jest jego pierwszym występem po tamtym wydarzeniu. Zawodnik pokonał w pierwszej rundzie bez większych kłopotów Adriana Andrzejczuka, jeżeli utrzyma dyspozycję z US Open, to na pewno może powalczyć nawet o zwycięstwo w całym turnieju.
Pierwsze kwalifikacje w Wielkim Szlemie
Do drugiej rundy awansował też 28-letni Niemiec Yannick Maden. To zawodnik, który dopiero dwa miesiące temu awansował do czołowej 200 rankingu, do turnieju w Szczecinie dostał się tylko dlatego, bo wcześniej zrezygnowało kilku graczy wyżej notowanych.
Urodzony w Stuttgarcie Niemiec świetnie wykorzystuje swoja szansę, we wtorek wyeliminował kwalifikanta Marka Jalovca, a pokonanie kolejnej przeszkody będzie dla niego sporym osiągnięciem.
Maden dopiero w tym roku po raz pierwszy wziął udział w eliminacjach Wimbledonu i US Open. To efekt awansu do pierwszej 200 rankingu. Zarówno w Londynie, jak i Nowym Jorku przegrywał już w pierwszej rundzie, ale zdążył poznać smak i otoczkę wielkich tenisowych turniejów.
Awans do drugiej rundy uzyskał 23-letni Julien Cagnina. To jest zawodnik zaledwie z końcówki trzeciej setki rankingu. We wtorek stoczył zacięty, trzysetowy pojedynek z kwalifikantem Maxime Tabatruongiem. Awans do drugiej rundy zawodnika, który częściej, niż w challengerach występuje w turniejach rangi Future, to już spore osiagnięcie. ©℗ Wojciech Parada