Rozmowa z Krzysztofem Gockowskim, motorowodnym wicemistrzem kraju
W 69. Plebiscycie Sportowym „Kuriera Szczecińskiego" na 10 najlepszych sportowców województwa zachodniopomorskiego w 2023 roku dziewiąte miejsce zajęła jedyna para w naszej zabawie, czyli motorowodne małżeństwo Marta i Krzysztof Gockowscy, reprezentujący Szczeciński Klub Motorowodny i Narciarstwa Wodnego Ślizg, którzy wywalczyli międzynarodowe wicemistrzostwo Polski w klasie P 750, ustępując jedynie załodze z Niemiec.
- Jak wyglądała ubiegłoroczna rywalizacja w międzynarodowych mistrzostwach Polski?
- Zmagania o medale odbywały się podczas czterech eliminacji, w tym jednej znacznie różniącej się od pozostałych, bo na Bałtyku i przy dużych falach, a kolejną różnicą był fakt, że choć dystans do pokonania był podobny, to jednak trzeba było go pokonać w jednym długim wyścigu, a nie w trzech jak to bywa na śródlądowych akwenach. Rywalizację rozpoczęliśmy obiecująco, bo zwyciężyliśmy w trzech pierwszych eliminacjach, pokonując morskie fale w Mechelinkach, a także w Chodzieży i Trzciance. Wydawało się, że do złota jest już blisko, ale w ostatnich zawodach w Rogoźnie zajęliśmy odległe 6. miejsce, co kosztowało nas utratę przodownictwa, a w generalnej klasyfikacji wyprzedzili nas rywale z Niemiec.
- Po seryjnych zwycięstwach szósta pozycja była chyba przykrą niespodzianką...
- Tak się niestety to wszystko nieszczęśliwie ułożyło, ale do dziś uważam, że zostaliśmy skrzywdzeni. W jednym z wyścigów w Rogoźnie zostaliśmy zdyskwalifikowani i w ostatnim starcie rozpoczynaliśmy jazdę z ostatniej pozycji i nie dało się już niestety wywalczyć wyższej lokaty niż szósta, a ta pozycja przekreśliła nasze marzenia o końcowej wygranej. Złoto przypadło Niemcom, którzy w eliminacjach trzy razy zajmowali drugie miejsca tuż za nami...
- Za co zostaliście zdyskwalifikowani?
- W protokole sędziowskim zostały przytoczone fachowe określenia, których teraz dokładnie nie zacytuję, ale chodziło o to, że zarzucono nam niebezpieczną jazdę i zamknięcie toru innej jednostce, która z tego powodu zderzyła się z boją. Nie zgadzam się z tą decyzją, bo uważam, że rywale wpadli na boję przez nieuwagę, a nie z naszej winy. Nie szarżowaliśmy wtedy, lecz płynęliśmy zachowawczo i bezpiecznie, choćby dlatego, że moja żona była już wtedy w ciąży, więc choćby dlatego unikałbym niepotrzebnego ryzyka. Po sędziowskim werdykcie zabrano nam też możliwość by się odwołać od krzywdzącego rozstrzygnięcia, gdyż... zaginęło nagranie z feralnego zdarzenia.
- Czy stan błogosławiony pańskiej żony będzie miał wpływ na kolejne sportowy sezon?
- Tak właśnie to będzie wyglądać, bo Marta oczekująca na rozwiązanie w maju, nie będzie mogła startować w pierwszej eliminacji nowego sezonu. W tej sytuacji w inauguracyjnym starcie będę płynął z Jackiem Kołpaczyńskim, klubowym kolegą ze Ślizgu. Jest natomiast duża szansa, że już na drugą eliminację powróci do mnie żona...
- Jakie oczekiwania macie przed kolejnym sezonem?
- Plany są takie jak zawsze, czyli walczymy o złoto! Teraz dysponować będziemy dobrym sprzętem i przede wszystkim szybszym, a dodam, że w naszej klasie prędkości są znaczne, bo dochodzące do 110 kilometrów na godzinę.
- Czym zajmujecie się oprócz uprawiania sportu?
- Żona jest matematykiem ekonomicznym na Uniwersytecie Gdańskim, a ja prowadzę warsztat motocyklowy w Gdańsku.
- Jak to się stało, że będąc zawodowo związani z Trójmiastem, zostaliście reprezentantami szczecińskiego zespołu?
- Główny powód jest prosty, bo Ślizg jest bardzo dobrym klubem, więc nie żałujemy naszego wyboru. Chociaż na stałe nie mieszkamy w Szczecinie, to jednak dość często odwiedzamy to ładne miasto.
- Dziękujemy za rozmowę. ©℗
(mij)