Dynamo Kazań, Vizura Ruma i Maritza Płowdiw będą rywalami mistrzyń Polski w fazie grupowej siatkarskiej Ligi Mistrzyń. W Chemiku Police panuje przekonanie, że rywalizacja o pierwsze miejsce rozstrzygnie się między drużynami z Polski i Rosji.
- To było najkorzystniejsze losowanie od czasu, gdy ja pracuję w Chemiku. Zespoły z Serbii i Bułgarii oparte są na rodzimych siatkarkach. Przeważnie młodych. Teoretycznie są one do pokonania przez nas, ale to jest sport i trzeba uważać, bo wszystko się może zdarzyć. Dynamo Kazań ma zespół gwiazd i uznaną renomę. Mierzyliśmy się z nimi w rozgrywkach grupowych w 2015 roku i jeden mecz wygraliśmy. Wydaje się, że rywalizacja o pierwsze miejsce w grupie powinna rozstrzygnąć się pomiędzy nami i Dynamem – przyznał trener policzanek Jakub Głuszak, który nim samodzielnie objął drużynę, pełnił w klubie rolę asystenta Giuseppe Cuccariniego.
Chemiczki w 2015 r. wygrały rywalizację grupową wyprzedzając właśnie zespół z Kazania. Z tamtego zespołu w Policach pozostały jednak zaledwie cztery siatkarki. Podobnie w Dynamie. Największym osłabieniem zespołu z Kazania była decyzja o zakończeniu kariery podjęta rok temu przez Jekaterinę Gamową. Mimo wszystko, jest to zespół, w którym gra liczna grupa reprezentantek Rosji, a lukę po Gamowej wypełniła Azerka Natalia Mammedowa.
- Naszym celem jest minimum wyjście z grupy – zapewnił prezes Chemika Paweł Frankowski.
Sztuka ta uda się, jeśli Chemik wygra rywalizację grupową lub znajdzie w gronie dwóch zespołów z najlepszym bilansem. Na pierwszy mecz polskie siatkarki udadzą się do Belgradu w połowie grudnia. U siebie miesiąc później mistrzynie Polski rozpoczną rywalizację z Dynamem Kazań.
Nadal nie wiadomo, gdzie w roli gospodyń będą grały policzanki. Hala w Policach, która służy im do rozgrywek ligowych nie spełnia wymogów europejskich pucharów. Natomiast z zarządcą Szczecin Areny klub się nie może porozumieć od dłuższego czasu. Rozważane są opcje gry w Koszalinie lub Zielonej Górze. Tyle, że obie hale znajdują się w odległości ok. 200 km od Polic. (pap)
Fot. R. Pakieser