POGOŃ w niedzielę zakończy piłkarski sezon meczem z Legią w Warszawie. To będzie spotkanie o mistrzostwo Polski dla drużyny gospodarzy, a portowcy mogą miejscowym w tym przeszkodzić i zyskać tym samym szacunek całej piłkarskiej Polski.
Nie będzie to jednak łatwe. Pogoń po raz ostatni wygrała z Legią w Warszawie przed 33 laty. W rundzie wiosennej sezonu 1982/83 pokonała stołeczną drużynę 3:2 (3:1) po golach: Marka Włocha, Jerzego Stańczaka i Jarosława Biernata.
W drugiej połowie już przy stanie 2:3 do szczecińskiej bramki wszedł Zbigniew Długosz. Zastąpił kontuzjowanego Marka Szczecha, który przy rzucie wolnym wykonywanym przez Henryka Miłoszewicza zderzył się ze słupkiem.
– To był jeden z tych meczów, które zostają w pamięci na zawsze – mówi po latach Zbigniew Długosz. – Wszedłem do bramki w 57 min. meczu. Wygrywaliśmy 3:2, ale Legia była pewna, że wygra. Czasu było sporo, a oni naciskali coraz mocniej.
Mecz z podtekstami
To był mecz z podtekstami. Trenerem Legii był Jerzy Kopa, który w poprzednim trzech sezonach był trenerem Pogoni, dwukrotnie doprowadził ją do finału pucharu Polski i awansował ze szczecińską drużyną do ekstraklasy. Piłkarzem Legii był natomiast Janusz Turowski, który trafił do Legii na zasadzie poboru wojskowego. Jedną z bramek zdobył Jarosław Biernat. Trzy miesiące później był już piłkarzem Legii. Na takiej samej zasadzie, jak Turowski.
– Zawsze mecze z Legią przy Łazienkowskiej wywołują u piłkarzy drużyny przeciwnej dodatkowe emocje – kontynuuje Z. Długosz. – Nie każdy sobie z tym radzi. My się wtedy broniliśmy, ale wcześniej mieliśmy plan, żeby zaatakować. Trzy gole zdobyliśmy przed przerwą, zaskoczyliśmy przeciwnika. To samo powinna zrobić Pogoń w najbliższą niedzielę.
Dodatkowy wymiar
Zbigniew Długosz uważa, że gol strzelony w takim spotkaniu może mieć dodatkowy wymiar.
– Dobry wynik i strzelona bramka spowodują, że przejście do historii jest gwarantowane. Piłkarze Pogoni powinni dziękować losowi, że sezon tak się ułożył, że to oni mogą zadecydować, czy mistrzem będzie Legia, czy Piast – ocenił Zbigniew Długosz.
Zbigniew Długosz po latach uznaje, że był to jego najlepszy mecz w karierze i tym bardziej żal mu, że przez ogólnopolskie media nie był nawet klasyfikowany.
- Zasada była taka, że Przegląd Sportowy, Tempo i Sport nie klasyfikowały piłkarzy, którzy nie rozegrali przynajmniej jednej połowy, a ja grałem nieco ponad pół godziny - wspomina po latach Z. Długosz. - To paradoks, że nie zostałem sklasyfikowany po meczu, który najbardziej zapadł mi w pamięci.
Szczecińskie Wembley
Były bramkarz Pogoni uwzględniając oczywiście proporcje, porównuje mecz Legii z Pogonią przed 33 laty do spotkania Anglia - Polska z roku 1973.
- Też przyjechaliśmy do drużyny gospodarzy w roli zespołu, który powinien przegrać, graliśmy dopiero drugi rok w ekstraklasie, przeciwnik był pewny siebie, a Legia nie przegrywała wtedy tak często, jak obecnie. Tym bardziej u siebie. Od momentu, jak wszedłem na boisku, to przekroczyliśmy połowę przeciwnika może dwa razy. - zakończył Z. Długosz.
Skład Pogoni z meczu Legia - Pogoń z 9 kwietnia 1093 roku: Szczech (57, Długosz) - Stańczak, Kozłowski, Sokołowski, Urbanowicz - Biernat, Włoch, Kensy, Ostrowski - Woronko, Stelmasiak (89, Zambrzycki). Trener: Eugeniusz Ksol. ©℗ (par)