Stadion przy ul. Budziszyńskiej na Pomorzanach, pięknie otoczony charakterystycznymi topolami, jest praktycznie zamknięty, choć może nie dosłownie, bo przez niedomkniętą główną bramę można na ten obiekt wejść bez problemów.
Ale po co wchodzić, jeżeli nie ma tam nic zachęcającego: wszystko zarośnięte, zdewastowane tablice do koszykówki, zepsute oświetlenie. Jedynie właściciele psów mają dobry teren do spacerów. Jakże kontrastuje to ze sportowymi obiektami na Pomorzanach po drugiej stronie torów kolejowych na Wzgórzu Hetmańskim, na których pełno dzieci, młodzieży i dorosłych, oddających się rekreacji aż do zmroku, a nawet dłużej.
Jeszcze nie tak dawno boisko przy Budziszyńskiej tętniło życiem, a powojennym szczecinianom służyło już w 1947 roku, gdy grali na nim piłkarze przyzakładowego klubu RKS Browary. Rok później użytkownicy stadionu formalnie się zmienili, ale piłkarzom – tym razem już spod znaku ZKS Zdrój – nadal patronował pobliski browar, mieszczący się przy ul. Chmielewskiego.
Pielgrzymki z kankami
Zdrój nie był nazwą przypadkową, bo browar słynął z bardzo dobrej wody z ujęcia głębinowego. Przy jednej z bram był ogólnodostępny kran, do którego podążały pielgrzymki mieszkańców z kankami, a nieraz wiaderkami i to nie tylko podczas awarii wodociągów (w czasach komuny brak wody w domowych kranach nie był czymś niezwykłym), lecz po to, by mieć smaczniejszą herbatę.
Na początku lat 60. XX wieku na stadionie przy ul. Budziszyńskiej pojawili się piłkarze Budowlanych, lecz warunki rozgrywania spotkań nie były najlepsze, a jeden z uczestników tych meczów, wówczas będący juniorem, wspomina, że nawet nie było szatni i trzeba było przebierać się pod drzewami.
Później drewniane bramki rozpadły się ze starości, a boisko zarosło. Wspomniany zaś junior, obecnie będący oldbojem, dodaje na zasadzie kontrastu, że sytuacja poprawiła się znacznie, gdy po kilkunastu latach powrócił na Budziszyńską występując w meczach rozgrywek zakładowych i wówczas wraz z kolegami mógł się już przebierać w szatniach z kontenerów.
TKKF zadbał o bramki
Było to możliwe dlatego, że w połowie lat 70. na zapomnianym stadionie na Pomorzanach pojawili się działacze TKKF-u. Przy pomocy szczecińskiego przedsiębiorstwa SPBO, postawili metalowe bramki (stoją do dziś), zadbali o murawę i jej przystrzyżenie, namalowali linie, a z czasem postawili prowizoryczne szatnie.
Najważniejsze jednak, że zaczęli prowadzić regularne rekreacyjne piłkarskie rozgrywki ligowe, a z czasem ognisko TKKF „Liga” stało się potentatem w tej branży. Na początku spotkało się to ze zmasowaną krytyką „towarzyszy” ze Szczecina i stolicy, bo „jak można do rekreacji, w której liczyć się powinien tylko udział, wprowadzać punktomanię i ligomanię”…
Przedsięwzięcie obroniło się jednak poprzez masowe zgłoszenia nowych drużyn i trzeba było wprowadzać kolejne szczeble rozgrywek, a włączyły się do nich nawet zespoły niemieckie z NRD, co wówczas było ewenementem. Mecze więc toczyły się niemal codziennie, od wczesnego popołudnia do zmroku. Czuwali nad tym nieżyjący już, ofiarni działacze: Stanisław Adamczak i Zenon Zdanowski.
Korzyść dla szkoły
Przed południem zaś z obiektu korzystały dzieci i młodzież z pobliskiej SP-57. Na stadion przywieziono też wagon kolejowy z przedziałami, który miał być szatnią oraz wybudowano asfaltowe boisko do koszykówki z oświetleniem. Niestety, gdy TKKF przed kilku laty opuścił obiekt, stadion zaczął niszczeć. Co będzie z nim dalej?
– Jest to teren miejski nie posiadający użytkownika – powiedział nam Dariusz Sadowski z Centrum Informacji szczecińskiego Urzędu Miasta. – Z Wydziału Sportu otrzymałem informację, że jeżeli chodzi o nieużywane pełnowymiarowe boisko obok szkoły, to na ukończeniu jest projekt zagospodarowania terenu zielonego i stworzenie ogólnodostępnego placu z boiskiem do gry, placem zabaw, ławkami oraz siłownią pod chmurką. ©℗
(mij)