Po przejściach i zawirowaniach nowogardzcy piłkarze w niedawno zakończonym sezonie musieli rozpocząć rozgrywki w B Klasie pod szyldem Pomorzanin 1964 Nowogard i w Grupie 1 zajęli II miejsce, ustępując zaledwie jednym punktem rezerwom IV-ligowej Iny Goleniów. Postanowiliśmy porozmawiać z trenerem wicelidera z Nowogardu Karolem Purczyńskim, który od od pół roku prowadzi ten zespół, a wiele lat wcześniej był sędzią piłkarskim...
- Czy była szansa na awans do A Klasy już w tym sezonie?
- Biorąc pod uwagę niekorzystne wyniki bezpośrednich spotkań z Iną rozegranych jesienią, pod moją wodzą musieliśmy odrobić cztery punkty. Było to w naszym zasięgu, ale jak się okazało, zdecydował mecz z Iną II na naszym boisku w marcu. Pojedynek ten trudno zapomnieć, bo już po 10 minutach prowadziliśmy 2:0, a ostatecznie po emocjonującym spotkaniu przegraliśmy 2:5. W tym i kolejnym meczu z Iną zawiodła nas mentalność. Rezerwy goleniowskiej Iny grały mocnym składem i widać było, że bardzo im zależy na awansie. Z tego miejsca składam w imieniu Pomorzanina gratulacje, byli po prostu najlepszym zespołem w naszej grupie i zasłużenie zajęli I miejsce. Nam niezmiennie pozostaje odbudowa klubu, drużyny i walka o powrót na należne nam miejsce w kolejnych latach. Nowogard zasługuje na więcej i jestem przekonany, że wspólnie z władzami samorządowymi i lokalnym biznesem idziemy w dobrym kierunku.
- Piłkarze jeszcze trenują, czy już rozpoczęli wakacje?
- Na najbliższe trzy tygodnie zawodnicy dostali wolne, a od początku lipca będą pracować indywidualnie, zaś od połowy lipca zaczniemy treningi drużynowe. Oprócz pracy indywidualnej, będziemy trenować dwa razy w tygodniu na własnych obiektach, zagramy 3 gry kontrolne oraz co najmniej 1 mecz Pucharu Polski ZZPN. Chcemy też wzmocnić zespół, by zwiększyć rywalizację w drużynie. Mamy młodych i ambitnych zawodników, których stać na wiele w najbliższych sezonach. Liczę też na to, że o kilku z nich niedługo będą się pytać mocniejsze kluby... Dzięki współpracy zarządu Pomorzanina 1964 z burmistrzem Nowogardu, niedługo zacznie się remont boiska, który zacznie się od zainstalowania sztucznego nawodnienia. Przed nami również remonty kolejnych pomieszczeń klubowych.
- Co daje większą satysfakcję: rola sędziego czy trenera?
- Moja przygoda z sędziowaniem trwała prawie 12 lat. Jako sędzia główny prowadziłem mecze w III lidze, a jako sędzia asystent, nawet w II lidze. Ze względów zdrowotnych musiałem podjąć decyzję o rezygnacji z uprawiania tego hobby, a w tamtym czasie uczęszczałem na kurs instruktora sportu w Wałczu. Dostałem pracę jako trener młodzieży w Błękitnych Stargard i podnosiłem swoje kwalifikacje. Co bardziej stresuje? Co bardziej cieszy? Wracając myślami do lat gdy sędziowałem, bardzo miło wspominam wszystkich ludzi, których wtedy poznałem: sędziów, obserwatorów, działaczy, trenerów oraz zawodników i do dziś gdy się spotkamy, jest to miłe spotkanie. Tamte lata zaowocowały przyjaźniami na całe życie. Życie trenera to większe poświęcenie, dużo pracy metodycznej, analitycznej i planowania, budowania relacji z zawodnikami i członkami sztabu szkoleniowego. Jest inaczej, ale efekty pracy są bardziej zależne ode mnie i od mojej działalności z zespołem ludzi. Jest to pasja, której wiele zawdzięczam i której wiele poświęcam.
- Dziękujemy za rozmowę. ©℗ (mij)