Jeszcze kilka tygodni temu mecz Legia – Pogoń kończący rundę zasadniczą sezonu miał być jedynie pojedynkiem ustalającym miejsce w pierwszej ósemce piłkarzy ze Szczecina. Zmarnowali jednak kilka znakomitych szans, żeby zapewnić sobie miejsce w górnej połowie tabeli i dziś nie wiadomo, czy w ogóle znajdą się w tej grupie.
W trzech ostatnich meczach, z których dwa odbywały się w Szczecinie, nie wygrali ani razu, zdobyli zaledwie dwa punkty i mocno skomplikowali sobie sytuację w tabeli. Nie potrafili wykorzystać wyjątkowego kryzysu w drużynach swoich rywali, ich słabej formy, kiepskiego morale.
Jagiellonia w tabeli rundy wiosennej plasuje się na jedenastym miejscu, Lech na trzynastym, a Arka na ostatnim, a Pogoń zdołała na tych trzech przeciwnikach ugrać zaledwie dwa punkty, a powinna ich mieć przynajmniej trzy razy więcej.
W rywalizacji z dwoma ostatnimi zespołami przeciwnik przystąpił do spotkania praktycznie bez trenera, skazywany był na porażkę. To znaczy ktoś zasiadał na ławce trenerskiej, ale nikt włącznie z tymczasowymi szkoleniowcami nie ma wątpliwości, że to tylko chwilowa sytuacja. Nie wiadomo nawet, kto ustalał skład.
Lech skuteczny tylko z Pogonią
Jagiellonia po remisie z Pogonią uległa Legii 0:3, a Lech po zwycięstwie nad Pogonią przegrał po bardzo słabej grze w Gdańsku. Zaledwie po jednym wygranym spotkaniu z Pogonią wrócił do formy prezentowanej przez całą rundę wiosenną, czyli bardzo kiepskiej, pozbawionej koncepcji. Z takim przeciwnikiem Pogoń z trudem uniknęła pogromu.
Pogoń pod wodzą Kosty Runjaica przyzwyczaiła już do gigantycznych wahań formy, całkowitych zwrotów sytuacji, jednak nie spodziewaliśmy się, że tak mocno zmieni front, że z zespołu zbierającego bardzo pochlebne recenzje stanie się bardzo szybko zlepkiem przypadkowych piłkarzy pozbawionych serca, rozsądku i umiejętności.
W grze Pogoni brakuje wielu pozytywnych elementów, decyduje przypadek, indywidualne zrywy, ale nie ma już tego, do czego przyzwyczailiśmy się w rundzie jesiennej – systematycznie wypracowanej przewagi, kontroli nad wydarzeniami, umiejętności zdominowania przeciwnika, determinacji w odbiorze piłki, pewności siebie, umiejętności kreacji.
Pogoń swój wizerunek musi zacząć odbudowywać, ale w najbliższą sobotę nie trafia na przeciwnika wymarzonego. Legia po zwolnieniu trenera Sa Pinto przeszła pozytywną metamorfozę. Wygrała dwa mecze z rzędu, zdobyła w tych spotkaniach pięć goli, straciła tylko jednego, zaprezentowała futbol radosny, ofensywny, skuteczny.
Defensywa przestała istnieć
Pogoń wręcz przeciwnie. W dwóch ostatnich meczach z przeciwnikami mało wymagającymi wywalczyła zaledwie punkt i to z dużym trudem, straciła w tych spotkaniach aż sześć goli, defensywa portowców po zimowej sprzedaży Laszy Dvaliego i tajemniczej kontuzji Sebastiana Walukiewicza przestała praktycznie funkcjonować.
Wygląda gorzej niż za kadencji Macieja Skorży. Może dlatego że ponownie ważną rolę zaczął odgrywać lider drużyny z tamtego okresu Jarosław Fojut, od lat zagorzały fan Legii Warszawa, szykowany do gry w wyjściowej jedenastce z uwagi na absolutny brak konkurencji na jego pozycji.
Historia spotkań Legii z Pogonią jest dla szczecińskiego klubu okrutna. Portowcy po raz ostatni wygrali w Warszawie równo 36 lat temu. Z obecnych piłkarzy Pogoni na świecie był jedynie Łukasz Załuska i liczył sobie wtedy 10 miesięcy. Prezes klubu Jarosław Mroczek miał 28 lat, a trener Kosta Runjaic niecałe 12.
Dziesięć ostatnich meczów rozgrywanych w Warszawie zakończyło się zwycięstwem gospodarzy, którzy w tych meczach wypracowali stosunek bramkowy na poziomie 25-4. Ostatni raz Pogoń nie dała się pokonać w Warszawie w sierpniu 2002 roku. Trenerem Pogoni był Albin Mikulski, a zespół w omawianym sezonie został zdegradowany z ekstraklasy.
W czterech ostatnich meczach w Warszawie Pogoń nie zdobyła nawet gola. Po raz ostatni dokonał tego Łukasz Zwoliński, było to cztery lata temu, to też był mecz kończący sezon zasadniczy, ale Pogoń w przeciwieństwie do obecnego sezonu miała już zapewniony awans do grupy mistrzowskiej.
Szanse są niewielkie
Biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, Pogoń w sobotnim meczu szanse ma bardzo niewielkie. Remis powinien zapewnić miejsce w grupie mistrzowskiej, ale niekoniecznie. Może się też okazać, że nawet porażka przy sprzyjających wynikach meczów Zagłębie – Wisła lub Lech – Jagiellonia spowoduje, że Pogoń zagra w wymarzonej grupie mistrzowskiej, która od początku wprowadzenia tego systemu rozgrywek zawsze pozostaje dla klubu głównym, bardzo mało ambitnym celem.
W rundzie jesiennej Pogoń potrafiła zademonstrować znakomity styl, skuteczność, pasję, choć wielu piłkarzy było niedysponowanych, kontuzjowanych. Dziś praktycznie wszyscy są do dyspozycji, a gra zespołu popsuła się. Nigdy zatem nie należy patrzeć na to, kogo w drużynie nie ma, ale jakich piłkarzy trener ma do dyspozycji, a na środku obrony praktycznie nie ma nikogo, do kogo można byłoby mieć bezgraniczne zaufanie.
Nie ma do dyspozycji klasycznych skrzydłowych, choć dwóch takich klub zimą sprowadził, a obaj: Izumisawa i Hostikka łącznie zaliczyli na boiskach ekstraklasy 64 minuty, nie wnosząc niczego pozytywnego poza golem Izumisawy w meczu z Lechem, który nie dał punktów, ale jedynie złagodził gorycz porażki poniesionej w kiepskim stylu.
W Pogoni kilku kluczowych piłkarzy przeżywa dość sporą obniżkę formy. Dotyczy to Kamila Drygasa, Tomasa Podstawskiego czy Adama Buksy. Ten ostatni, pamiętając niedzielny bardzo dobry występ Soufiana Benyaminy, nie powinien w Warszawie pojawić się na boisku w wyjściowym składzie. Na meczach w Warszawie zawsze jest jednak mnóstwo zagranicznych skautów, a Buksa jest obecnie dla Pogoni największą szansą na dobrą sprzedaż i niezły zarobek.
Przekonaliśmy się już, że to jest cel w klubie nadrzędny i niekoniecznie w wyjściowym składzie muszą zaprezentować się ci, którzy aktualnie są w najwyższej formie, ale ci, którzy stanowią łakomy kąsek dla zagranicznych agentów. ©℗
Wojciech PARADA
Fot. R. Pakieser