Niespodziewane zwycięstwo Pogoni w Lubinie, znakomity styl gry, powrót do drużyny naszego filara, 19-letniego Sebastiana Walukiewicza, wyniki innych spotkań spowodowały, że Pogoń wróciła do gry o europejskie puchary. Zajęcie trzeciego miejsca jest już raczej poza zasięgiem, natomiast wywalczenie czwartej lokaty wciąż jest realne.
Pogoń po raz pierwszy w historii odniosła wyjazdowe zwycięstwo w grupie mistrzowskiej, po raz pierwszy rozpoczęła zmagania w dodatkowej serii spotkań od wygranej i to jest właśnie ta różnica, która dzieli obecnego szkoleniowca od wszystkich pozostałych, którym bardzo trudno było zmobilizować zespół na mecze o wysokie cele. Te zawsze pozostawały w sferze marzeń.
Zwykło się mawiać, że mecze w grupie mistrzowskiej oddzielają prawdziwych mężczyzn od zwykłych chłopców. Dopiero na tym etapie rozgrywek poznajemy charaktery nie tylko piłkarzy, ale też trenerów i ludzi odpowiedzialnych za funkcjonowanie całego klubu. Na tym etapie poznajemy prawdziwą chęć zwyciężania, mentalność, umiejętność gry pod presją.
Kosta Runjaic dokonał charakterystycznego dla siebie manewru. Zrobił to, do czego nie byłby zdolny żaden poprzednio pracujący w Pogoni trener. W Lubinie na ławce rezerwowych posadził trzech byłych reprezentantów Polski (Załuska, Majewski, Żyro), natomiast poza kadrą meczową znalazło się trzech piłkarzy 30-letnich lub starszych, stanowiących filary zespołu przynajmniej od trzech lat (Delew, Fojut, Nunes).
Szybkie działanie
Niemiecki szkoleniowiec zapowiadał przed meczem w Lubinie pewne zmiany i przystąpił do działania bardzo szybko. Nie chodziło jednak o hurtowe wprowadzanie do drużyny utalentowanych juniorów, jak to bywało w przeszłości. Dziś juniorzy lub dopiero kandydaci do gry w ekstraklasie muszą mocno zabiegać, by sobie to miejsce wywalczyć.
Bardziej chodzi o zburzenie pewnej hierarchii, która obowiązywała od kilku sezonów, którą w rundzie jesiennej udało się nieco przewartościować, a która na wiosnę znów zaczęła po części obowiązywać i w perspektywie kolejnego sezonu może zostać poważnie zmodyfikowana.
W Lubinie nawet w gronie rezerwowych zabrakło choćby jednego obrońcy. Ci, którzy znaleźli się poza kadrą meczową, zawiedli w Warszawie, ale również we wcześniejszych meczach. Kosta Runjaic dał się poznać jako szkoleniowiec bezkompromisowy, który nie zwykł dawać zbyt wielu szans piłkarzom notorycznie rozczarowującym lub mającym duży problem z szybkim wdrożeniem zasad narzuconych przez szkoleniowca. Nie ma na to czasu.
Wygląda na to, że mecz w Lubinie zapoczątkował kolejną czystkę w zespole, ale nie oznacza to wcale, że zespół został osłabiony. Mecz pokazał, że absolutnie nie. Również runda jesienna pokazała, że kilka przymusowych pauz w zespole bardzo dobrze na niego podziałały. Wykrystalizował się nowy trzon zespołu, z nowymi liderami i efekty tego były znakomite.
Trzech młodzieżowców w składzie
Kosta Runjaic w sobotnim meczu z Zagłębiem delegował do gry drużynę ze średnią wieku 23,5 lat, z trzema młodzieżowcami w składzie, z tylko jednym obcokrajowcem (Podstawskiego i Steca traktujemy jako Polaków). Wcześniej Pogoń zagrała z aż trójką młodzieżowców w wyjściowym składzie w inauguracyjnym meczu sezonu z Miedzią w Legnicy i spotkanie nie zakończyło się dobrze dla Bursztyna i Kowalczyka.
Ten pierwszy po otrzymaniu jeszcze jednej szansy bardzo szybko został zdegradowany do roli bramkarza numer 3, natomiast Kowalczyk na swoją kolejną poważniejszą szansę musiał czekać aż dwa miesiące do przełomowego meczu z Wisłą Kraków.
Każdy z młodych piłkarzy, który zagrał w minioną sobotę w Lubinie, doskonale wie, że swoją przydatność dla drużyny musi udowadniać za każdym razem. Kowalczyk po udanej rundzie jesiennej później stracił miejsce w składzie i obecnie walczy o jego odzyskanie. Dla Bursztyna to też druga szansa. Jeżeli ją wykorzysta, to do bramki Pogoni bardzo długo nikogo nie wpuści.
Mecz z Zagłębiem w Lubinie pokazał kilka bardzo ważnych elementów, które znacząco wpłynęły na inną jakość całego zespołu. W Warszawie nie było ani jednego zawodnika, który wygrałby choć 10 pojedynków. Cały zespół w całym meczu wygrał łącznie 80 pojedynków.
Różnica w środkowych obrońcach
W Lubinie było już inaczej. Cały zespół łącznie wygrał 98 pojedynków, aż czterech piłkarzy wygrało od 11 do 14 pojedynków. Byli to kluczowi gracze: środkowi obrońcy i środkowi pomocnicy. Walukiewicz z Malcem wygrali łącznie 25 pojedynków, podczas gdy Fojut z Malcem w Warszawie wygrali tych pojedynków zaledwie 9 (Malec – 6, Fojut – 3).
Portowcy w Lubinie nie bali się wchodzić w dryblingi. W całym meczu zanotowali aż 69-procentową skuteczność w tym elemencie gry. Na 39 prób mieli aż 27 udanych zwodów, podczas gdy rywale, mając tak dobrze wyszkolonych piłkarzy, jak: Starzyński, Bohar czy Pawłowski, podjęli zaledwie 18 prób dryblingu, z których 10 było udanych. Z tych dziesięciu połowa poszła na konto tego ostatniego.
W Pogoni dryblingów podejmowali się również obrońcy, co znacznie różniło szczeciński zespół od tego, który zaprezentował się w Warszawie i od naszego sobotniego rywala. Po pięć udanych prób dryblingu zanotowali Walukiewicz i Matynia, podczas gdy ich poprzednicy w Warszawie Fojut i Nunes nie mieli na koncie żadnego udanego zwodu. Inna była też skala trudności, ale mimo wszystko zmiany w formacji defensywnej okazały się dla zespołu kluczowe.
Pogoń w środowy wieczór podejmuje wicelidera tabeli z Gdańska, który pozycję lidera stracił równo po upływie pół roku. Lechia przegrała dwa ostatnie mecze, w minioną sobotę uległa na swoim boisku po raz pierwszy w sezonie. To na pewno nie jest dobry czas dla tej drużyny, przez co szanse Pogoni na dobry wynik i drugie z rzędu zwycięstwo mocno wzrastają.
Więcej niż w dwóch sezonach
Pogoń już po pierwszym meczu w grupie mistrzowskiej osiągnęła więcej w tej fazie rozgrywek niż w dwóch na cztery rozegrane sezony w przeszłości. W roku 2014 Pogoń nie wygrała w grupie mistrzowskiej ani jednego meczu i wywalczyła w siedmiu meczach zaledwie trzy punkty, natomiast rok później szczecinianie wywalczyli tylko punkt. Dwa sezony temu Pogoń ugrała na tym etapie rozgrywek cztery punkty i wygrała jeden mecz.
Tegoroczny występ może być zatem najlepszym szczecińskiej drużyny w grupie mistrzowskiej w całej historii, ale nawet ten fakt nie musi niczego zagwarantować. Trzy lata temu Pogoń wygrała dwa mecze, zdobyła siedem punktów. Poprawienie tego rezultatu powinno być celem drużyny, tym najmniejszym, najbardziej dostępnym.
Pogoń zagra z drużyną, z którą w fazie zasadniczej sezonu dwukrotnie przegrała, ale w żadnym z tych spotkań nie była zespołem gorszym. Z Lechią Pogoń nie potrafiła wygrać u siebie od trzech spotkań. Dwa mecze w Szczecinie w poprzednim sezonie kończyły się remisami.
W sierpniu ubiegłego roku Pogoń przegrała z Lechią na własnym boisku 2:3, ale jeszcze w doliczonym czasie gry Drygas trafił piłką w słupek i mógł być remis. To był czas, kiedy w drużynie nie było jeszcze Podstawskiego, kontuzjowany był Buksa, a w wyjściowym składzie grali piłkarze, których w środę zabraknie nawet na ławce rezerwowych: Frączczak, Hołota i Benedyczak.
To był pierwszy mecz, kiedy obok siebie zagrali na środku defensywy Walukiewicz i Malec. Ich debiut wypadł fatalnie, obaj się nie rozumieli, Pogoń w bardzo łatwy sposób traciła wszystkie gole, ale dziś ten duet prezentuje się już zdecydowanie lepiej. W lutym tego roku już znacznie odmieniona Pogoń przegrała w Gdańsku rewanż 1:2, choć na pewno nie była zespołem gorszym.
Chciałoby się powiedzieć, że do trzech razy sztuka. Pogoń w dwóch meczach obecnego sezonu nie miała w rywalizacji z Lechią szczęścia, może będzie dopisywać w środowy wieczór, choć trzeba pamiętać, że rywal, choć mocno ostatnio doświadczony w porażki, wciąż jest klasowym zespołem mającym dużo jakości i przyjedzie do Szczecina zdeterminowany, żeby wygrać i zachować cień szansy na rywalizację z Legią o mistrzostwo Polski. ©℗
Wojciech PARADA