Piłkarze Pogoni Szczecin w sobotni wieczór podejmują na własnym stadionie Cracovię (początek, g. 18). Początki rywalizacji obu klubów sięgają końcówki lat 50 ubiegłego wieku.
Cracovia, to najstarszy polski klub. Podobnie, jak Polonia Warszawa, czy Warta Poznań był po wojnie szykanowany przez komunistyczne władze. Rolę dominującą w Krakowie przejęła Wisła, mająca możnego sponsora w Służbie Bezpieczeństwa. Cracovia miała być zepchnięta na margines, zapomniana i bez kibiców. Jeszcze krótko po wojnie zdołała wywalczyć tytuł mistrza Polski (rok 1949). Później jednak następował systematyczny schyłek tego zasłużonego klubu.
Pogoń po raz pierwszy zetknęła się z Cracovią w roku 1959. Była wówczas beniaminkiem I ligi, jej absolutnym nowicjuszem. Cracovia, choć mocno dyskryminowana przez władze, miała znakomitych i zacnych kibiców. Jednym z nich był Jan Paweł II.
Jeszcze będąc studentem Uniwersytetu Jagiellońskiego zaczął chodzić na mecze swojego ulubionego klubu. W latach 50, kiedy był już Kapłanem i Biskupem nigdy nie zapominał o Cracovii i regularnie zasiadał na trybunach.
Bronili się przed spadkiem
W roku 1959 Pogoń i Cracovia broniły się przed spadkiem. I liga liczyła zaledwie 12 drużyn, a spadały dwie. Najsłabszym zespołem był Górnik Radlin, a drugi spadkowicz miał być wyłoniony właśnie z grona drużyn: Cracovia, albo Pogoń.
W przedostatniej kolejce pierwszej rundy Cracovia podejmowała Pogoń w Krakowie. Drużyna ze Szczecina spotkała się z wrogo nastawioną publicznością, ale jak przyznaje Eugeniusz Ksol – piłkarz Pogoni w tamtych czasach, miała do tego prawo.
- Przyjechaliśmy do Krakowa z jednym kompletem strojów – mówi E. Ksol. - Czasy były ciężkie, dobrego sprzętu, jak na lekarstwo, a my zostaliśmy wyposażeni w koszulki w biało-czerwone pasy od polskich marynarzy. Były dobre jakościowo i komfortowo się w nich czuliśmy. Wtedy była taka zasada, że goście wybierali koszulki. My nie mieliśmy zapasowych, więc Cracovia była zmuszona grać w innych, niż swoje tradycyjne. Publiczność nam tego nie darowała, podobnie piłkarze Cracovii. Mecz był ostry i zakończył się naszym zwycięstwem 5:3.
To był ostatni mecz przed przerwą letnią. Rozgrywki toczyły się wówczas w systemie wiosna - jesień. Pogoń na letnią przerwę udała się zatem w dobrych nastrojach. W Krakowie aż trzy gole zdobył 17-letni Marian Kielec. To był jego pierwszy hat-trick w ekstraklasie w zaledwie trzecim występie na tym szczeblu rozgrywek. Po tym spotkaniu miał na koncie trzy mecze i cztery zdobyte gole.
Kolejne dwa gole dołożyli: Henryk Kalinowski i Henryk Bakuła. Ten pierwszy był w latach 50 najskuteczniejszym strzelcem w drużynie, dla tego drugiego to był jedyny gol w ekstraklasie. Kalinowski i Bakuła, to byli idole lat 50, kiedy Pogoń była zaledwie lokalną marką, zdążyli jeszcze zaistnieć w krajowej elicie
Mistrzowie Polski juniorów
Choć Cracovia nie była pieszczochem władzy, to do klubu garnęła się młodzież. We wspomnianym 1959 roku Cracovia wywalczyła tytuł mistrza Polski juniorów. W ekstraklasie utrzymać się jednak nie zdołała. Spadła kosztem Pogoni, ale w bardzo dramatycznych okolicznościach.
- W rewanżowym meczu graliśmy z Cracovią u siebie i mieliśmy jeden punkt straty – wspomina E. Ksol. - Musieliśmy wygrać, bo w perspektywie mieliśmy mecz ostatniej kolejki z Legią w Warszawie, która rywalizowała z Gwardią Warszawa o trzecie miejsce. Stawka spotkania nas sparaliżowała. Zagraliśmy słabo i zremisowaliśmy 0:0. Wszystkim wydawało się, że nasz spadek jest przesądzony. Nawet piłkarze Cracovii tak sądzili, bo po remisie z nami cieszyli się, jak dzieci.
Ostatnia kolejka przyniosła jednak sensacyjne rozstrzygnięcia. Cracovia podejmowała Górnika Zabrze, który miał już zapewniony tytuł. Przegrała zgodnie z oczekiwaniami 0:1, ale prawdziwy cud stał się w Warszawie. Pogoń ograła Legię 4:0. Hat trickiem popisał się 17 letni wówczas Marina Kielec, który od tego momentu stał się wielką postacią w Pogoni.
O awans do I ligi
Na kolejne potyczki Pogoni z Cracovią trzeba było czekać sześć lat. Obie drużyny tym razem znajdowały się w II lidze i rywalizowały ze sobą o awans. Przyszłość pokazała, że Cracovia z Pogonią zdominowały rozgrywki w sezonie 1965/66. Choć Cracovia wygrała II ligę, wyprzedzając Pogoń w tabeli, to w bezpośrednich meczach górą byli portowcy. Drużynę Pogoni przejął w przerwie letniej Stefan Żywotko.
- Długo się zastanawiałem, zanim objąłem Pogoń – wspomina po latach. - Byłem emocjonalnie związany z Arkonią, ale po długim namyśle doszedłem do wniosku, że Pogoń też jest drużyną szczecińska, a ja już byłem z tym miastem związany na dobre.
Pogoń rozpoczęła sezon fatalnie – od porażki z Hutnikiem w Krakowie 1:3 (gol Stanisława Krasuckiego). W następnej kolejce ograła już Górnika Wałbrzych 6:0, a trzy gole strzelił debiutujący w drużynie Zenon Kasztelan, który w trybie pilnym wezwany został z finałowego turnieju o mistrzostwo Polski juniorów. Kolejne gole zdobywali: Hubert Fiałkowski, Joachim Gacka i Jerzy Krzystolik.
- Nie zastanawiałem się nawet chwili – mówił po tamtym meczu Kasztelan. - Debiut w Pogoni był moim marzeniem.
Dwa razy lepsza Pogoń
Już w następnym spotkaniu szczecinianie grali właśnie z Cracovią. Wygrali z nią 2:1. I ponownie błysnął 19-letni Kasztelan. Strzelił jedną z bramek, drugą dołożył Joachim Łowkis. Kasztelan w swojej premierowej rundzie wśród seniorów zagrał w dziesięciu meczach i zdobył aż dziewięć goli. W kolejnej zabrakło go już w drużynie, został powołany do wojska, do drużyny powrócił po roku, ale trochę przyhamowało to jego świetnie rozpoczętą karierę.
Szczecinianie lepsi byli również w rewanżu zwyciężając 2:0. W tym meczu bramki zdobywał już Marian Kielec. W następnym sezonie – już w pierwszej lidze Pogoń doznała najbardziej dotkliwej porażki z tą drużyną, przegrywając 0:5. W meczu rundy wiosennej zdołała się jednak zrewanżować. Wygrała 4:2 po golach: Bogdana Maślanki, Joachima Łowkisa, Waldemara Ptaszyńskiego i Mariana Kielca.
Do drugiej ligi spadła jednak Cracovia, a Pogoń grała nieprzerwanie na najwyższym szczeblu rozgrywek przez 13 lat. Do dziś jest to najdłuższy nieprzerwanie okres gry w ekstraklasie Pogoni. ©℗ Wojciech Parada