Piłkarze Arkonii Szczecin lata swojej świetności przeżywali w latach 60. ubiegłego wieku. Mało jest kibiców pamiętających tamte czasu, minęło ponad pół wieku od czasu, kiedy szczeciński klub z Lasku Arkońskiego występował w ekstraklasie, był lepszą drużyną nie tylko od Pogoni Szczecin, ale też od takich potęg, jak: Legia Warszawa, Gwardia Warszawa, ŁKS Łódź, Lechia Gdańsk czy Lech Poznań.
W Arkonii w latach 1962-64 występował Władysław Gzel, który był pierwszym i jedynym reprezentantem Polski wywodzącym się z tego szczecińskiego klubu. Arkonia w roku 1964 spadła do II ligi, po kolejnym sezonie była już drużyną III-ligową i było jasne, że nie będzie w stanie zatrzymać najbardziej utalentowanych graczy, a było ich w tamtym czasie całkiem sporo.
Ryszard Mańko i Władysław Szaryński zdążyli jeszcze zadebiutować w barwach Arkonii w meczu ekstraklasy, choć obaj byli juniorami. Obaj zdołali w barwach Arkonii zdobyć w najwyższej klasie rozgrywkowej po jednym golu. Bramka Szaryńskiego okazała się nawet 100. zdobytym golem dla Arkonii w rozgrywkach ekstraklasy, wychowanek klubu z Lasku Arkońskiego przeszedł zatem na trwałe do historii klubu.
Bitwa o 17-latka
Gdy Arkonia spadła z ekstraklasy, Szaryński miał zaledwie 17 lat, uchodził za ogromny talent i należy tylko żałować, że w tamtym czasie nie trafił do konkurencyjnej Pogoni. Istniała wówczas niepisana zasada, że Arkonia i Pogoń nie podbierają sobie piłkarzy, wówczas jednak zabrakło wszystkim wyobraźni.
Szaryński z Arkonii trafił do resortowego klubu Zawiszy Bydgoszcz, stamtąd do ROW Rybnik, a następnie do wielkiego Górnika. Szaryński był członkiem drużyny, która na przełomie lat 60. i 70. ubiegłego wieku odnosiła wielkie międzynarodowe sukcesy, Górnik był wtedy jedną z najpotężniejszych klubowych drużyn w Europie, finalistą Pucharu Zdobywców Pucharów, Szaryński pod koniec kariery trafił do Zagłębia Sosnowiec, grał też w reprezentacji, choć nie tak wiele, jakby mógł sobie tego życzyć. To była z pewnością postać, której było najbardziej żal, że swojej kariery nie kontynuowała w rodzinnym Szczecinie, pewne sprawy zostały zaniedbane, przez co straciła szczecińska piłka nożna.
Szaryński i Mańko przyczynili się też do juniorskiego tytułu mistrza Polski, jaki drużyna wywalczyła podczas finałowego turnieju rozgrywanego w Mielcu. Obaj byli już graczami ligowymi, znacznie wzmocnili drużynę juniorów w decydującym turnieju, który odbywał się w przerwie między ligowymi rozgrywkami, dokładnie w dniach 18-22 lipca.
Tytuł i pożegnanie
Dla Szaryńskiego oznaczało to pożegnanie z Arkonią, natomiast równie utalentowany Mańko pozostał w Arkonii na długie sześć lat. Arkonia balansowała wówczas między drugą, a trzecią ligą, utalentowany pomocnik na pewno nie rozwijał się na tyle intensywnie, jakby grał w drużynie z ekstraklasy.
Dopiero, gdy Arkonia w roku 1970 spadła do III ligi, Mańko miał już 24 lata, to pozwolono piłkarzowi na zmianę barw klubowych. Mańko przeszedł do Pogoni i już kilka tygodni po debiucie w nowym klubie otrzymał powołanie do reprezentacji Polski na towarzyski mecz z Danią.
2 września 1970 roku w reprezentacji debiutowało dwóch wychowanków Arkonii, których kariera rozpoczęła się bardzo podobnie, od występów w ekstraklasowej wówczas Arkonii, zakończyła zdobyciem mistrzostwa Polski juniorów, a następnie wspólnym występie w pierwszej reprezentacji kraju, ale już w barwach innych klubów.
Szaryński był już wówczas graczem słynnego na całą Europę Górnika Zabrze, natomiast Mańko bardzo szybko zaskarbił sobie sympatię wśród kibiców Pogoni Szczecin. Żałowano tylko, że obaj nie zasilili portowców wtedy, gdy Arkonia spadła do II ligi. Szaryński swój talent i potencjał potwierdził w Górniku, natomiast Mańko na pewno wiele stracił ze swojego piłkarskiego potencjału zbyt długo będąc poza ekstraklasą.
Wspólny debiut w reprezentacji
Mańko w Pogoni grał przez siedem sezonów, był przez ten czas wiodącą postacią. Mańko i Szaryński w meczu z Danią zagrali w wyjściowym składzie, ale cały mecz rozegrał tylko ten drugi. Mańko zszedł z boiska w przerwie meczu, zastąpił go Joachim Marx z Ruchu Chorzów, zdobył po zmianie stron trzy gole i tym samym wygrał rywalizacje z Mańką, który więcej już w reprezentacji nie wystąpił.
Szaryński zagrał jeszcze w jednym spotkaniu, rozgrywanym cztery dni później w Rostocku, w którym reprezentacja Polski doznała klęski 0:5 i mecz ten też wykluczył już do końca kariery tego piłkarza z reprezentacji. To był zmierzch reprezentacyjnej kariery trenera Ryszarda Koncewicza, który dwa miesiące po debiucie w kadrze Szaryńskiego i Mańki stracił posadę. Kolejny selekcjoner Kazimierz Górski żadnego z nich w swojej drużynie już nie widział.
W roku 1970 z Arkonii odszedł nie tylko Mańko, ale kolejny z wybitnych, ale wtedy dopiero aspirujących do wielkiego futbolu, Henryk Wawrowski. Nie chciał grać zaledwie na poziomie III ligi, odszedł do innego milicyjnego klubu Gwardii Warszawa, gdzie zadbano o niego bardzo konkretnie, zaproponowano po odbyciu służby wojskowej w milicji mieszkanie, ale Wawrowski po roku gry w stołecznym klubie powrócił do Szczecina, ale już nie do III-ligowej zaledwie Arkonii, ale do I-ligowej Pogoni.
Najsłynniejsi arkończycy
Wspomniani: Gzel, Szaryński, Mańko, Wawrowski, to byli najsłynniejsi piłkarze wywodzący się z Arkonii, reprezentanci Polski, później już takich nie było, choć zdarzało się, że trafiali bezpośrednio z Arkonii do klubów ekstraklasy piłkarze znakomici.
W roku 1975 trenerem Arki Gdynia został Stefan Żywotko, który pozwolił na debiuty w ekstraklasie Szaryńskiemu i Mańce, natomiast na początku lat 70. dostrzegł w klubie z Lasku Arkońskiego talent Wiesława Kwiatkowskiego i Tadeusza Krystyniaka.
Obu w połowie lat 70. ściągnął do Gdyni, obaj na trwałe trafili do historii Arki. Krystyniak został strzelcem zwycięskiej bramki dla Arki w finale Pucharu Polski w roku 1979, natomiast Kwiatkowski został strzelcem pierwszej bramki dla Arki w europejskich pucharach, kiedy Arka pokonała w Gdyni Beroe Stara Zagora 3:2.
W latach 70. ubiegłego wieku przewinęło się przez Arkonię wielu doskonałych, młodych i utalentowanych graczy. Do milicyjnego klubu trafili z klubów regionu między innymi: Czesław Jakołcewicz, Jerzy Hawrylewicz, Jerzy Stańczak czy Jerzy Kruszczyński.
Strzelał Zoffowi i Zubizarrecie
Dwaj pierwsi przenieśli się później do Stali Stocznia, skąd pozyskały ich silne kluby z ekstraklasy: Lech Poznań i Pogoń Szczecin, natomiast Kruszczyński grał w Arkonii 5 lat i w roku 1983 został pozyskany przez II-ligową wówczas Lechię Gdańsk.
Grając w tym klubie został królem strzelców w II lidze, ale przede wszystkim uczestniczył w niezapomnianych meczach w pierwszej rundzie Pucharu Zdobywców Pucharów ze słynnym Juventusem Turyn z wieloma mistrzami świata w składzie, a także Zbigniewem Bońkiem i Michelem Platinim. Kruszczyński zdobył nawet gola, pokonał samego Dino Zoffa.
Później został piłkarzem Lecha, grał w jednej drużynie z innym byłym graczem Arkonii, Jakołcewiczem. Obaj w roku 1988 byli bliscy wyeliminowania z rozgrywek Pucharu Zdobywców Pucharów słynnej Barcelony prowadzonej przez Johanna Cruyffa, rywal wygrał rywalizację dopiero po serii rzutów karnych, a Kruszczyński znów wpisał się na listę strzelców, tym razem pokonał Antonio Zubizarretę.
Król strzelców II ligi
Wspomniany Stańczak wraz z Jerzym Schabem trafili do Pogoni w roku 1978. Schab tylko na jeden sezon, natomiast Stańczak aż na sześć lat. To był piłkarz w drużynie Jerzego Kopy nieoceniony, bardzo nowocześnie grający, ofensywnie, miał zdrowie do biegania.
Królem strzelców II-ligowych rozgrywek w roku 1981 był Jerzy Parada, wychowankiem klubu, mistrzem Polski juniorów z roku 1964 Henryk Waliłko. Obaj, podobnie jak Jakołcewicz, czy Hawrylewicz trafili z Arkonii do Stali Stocznia, ale do ekstraklasowego klubu już nie.
Ostatnim graczem wypromowanym w Arkonii, a następnie grającym w ekstraklasie był Bartosz Fabiniak. Występował nie tylko w Pogoni, ale też w Widzewie, w szczecińskim klubie rywalizował o miejsce w bramce między innymi z obecnym trenerem bramkarzy Borisem Peskovicem, następnie z Radosławem Janukiewiczem. ©℗
Wojciech PARADA