Wywiad z trenerem piłkarskim Krzysztofem Sobieszczukiem
Krzysztof Sobieszczuk przed laty prowadził piłkarzy szczecińskiej Pogoni Nowej, a później pracował w wielu klubach, zaś obecnie zajmuje się czołowym zespołem Klasy Okręgowej – Mewą Resko. Poprosiliśmy go o rozmowę na temat rozwoju futbolu w naszym województwie.
– Jest pan trenerem, który bardzo lubi analizować i dużo siedzi przy taktyce…
– Zgadza się. Jestem taktykiem. Tak można o mnie powiedzieć.
– Jaka jest geneza zainteresowania się piłką nożną?
– Początek mojej przygody z piłką był taki, że w szkole salezjańskiej utworzyłem Uczniowski Klub Sportowy o nazwie Don Bosco. Byłem opiekunem całej struktury, najpierw zaczęliśmy grać w lidze salezjańskiej, potem w lidze juniorskiej również salezjańskiej. Pewnego wieczoru zadzwonił do mnie ksiądz Tadeusz Balicki z zapytaniem, ilu mam juniorów. W tamtych czasach miałem ich około 40. Tego samego dnia ksiądz kazał mi wracać z wczasów, żeby szybko zebrać odpowiednie dokumenty, które będą mi potrzebne do rejestracji zawodników pod nową nazwą i w nowym klubie, jakim była Pogoń Nowa Szczecin. Tam już czekali na mnie kierownik Andrzej Obst, ksiądz Tadeusz i świętej pamięci pan trener Włodzimierz Obst. Od tego momentu zaczęła się moja przygoda z piłką, która trwa do dziś.
– Czy wzoruje się pan na jakimś znanym trenerze z wielkiej piłki?
– W piłce nie ma idealnego wzorca. Moim zdaniem, gdyby Jürgen Klopp czy Pep Guardiola nie mieli takiego budżetu na transfery, to na pewno nie wykręciliby takich wyników. Oni pracują z najlepszymi piłkarzami na świecie, co ułatwia zadanie, oraz mają w swoich sztabach po kilku trenerów. Natomiast dużo jednostek treningowych biorę właśnie od tych trenerów.
– Jak pan wspomina okres pracy w Iskierce Szczecin? Zrobił pan dwa awanse. Dlaczego podał się pan do dymisji?
– Iskierka to mój dom. Klub, w którym bardzo dobrze się czułem, ale do pewnego momentu. Już po drugim awansie powiedziałem, że mój czas się kończy i nie chciałem dalej prowadzić Iskierki, natomiast po rozmowie z prezesem zostałem. Potem nadszedł czas pandemii, dobrze wyglądaliśmy w grze, mając dużo posiadania piłki, ale nie mogliśmy udokumentować tego bramkami. Mieliśmy ogromny problem z wykończeniem akcji, mimo że poświęciliśmy na to dużo czasu. Kolejnym kłopotem były kontuzje i rezygnacje zawodników, co też nam nie pomagało. Po trzeciej kolejce stwierdziłem, że mój czas się skończył i od razu po meczu wszedłem do szatni i powiedziałem o mojej decyzji, że z dniem dzisiejszym odchodzę z klubu. Przegraliśmy wtedy ze Spartą Węgorzyno 1:2.
– Jak długo jest pan trenerem?
– Od 20 lat. Pracuję na szczeblach junior starszy i senior, ewentualnie junior młodszy. Nigdy praktycznie nie pracowałem z dziećmi. Wybrałem taką specjalizację pracy. Przedział U17-U21 i senior, w tym dobrze się czuję. Lubię ciężką pracę, najbardziej kręcą mnie treningi siłowe, ze sztangami i gumami.
– Jakie jest zadanie Mewy Resko na rundę wiosenną?
– Cel jest prosty. Przeszkodzić wszystkim z górnej części tabeli.
– Jakie ma pan warunki do trenowania w Resku?
– Mewa Resko to nowy projekt. Dziś każdy trening odbywa się na obiektach w Płotach. Zimą mamy tam sztuczną trawę. Jest też hala sportowa w Resku. Warunki są ligowe, jakich zawodnicy wcześniej nie mieli.
– Z czego wynika sytuacja, że Jeziorak Załom dominuje w tabeli i ma już prawie sto goli strzelonych?
– Jeziorak wygrywa wszystkie mecze z dołem tabeli, ale remisuje bądź przegrywa z miejscami 1-4. Zespoły z miejsc 2-4 często zaś gubią punkty w meczach z dolną częścią. Jeziorak ma dobrą kadrę i trenera Macieja Majewskiego, który dał impuls oraz pomysł na grę zespołowi i to przyniosło efekt. Dobrze by było, aby kolejny zespół z naszego miasta grał na poziomie IV ligi, to pomoże młodym adeptom sportu się rozwijać. Przykładem takiego rozwoju jest Hubert Matynia, który trafił do IV-ligowej Vinety Wolin i nagle wypłynął na poziom Ekstraklasy.
– Jaki jest pana cel w pracy trenerskiej i jakie uprawnienia obecnie pan posiada?
– Do pewnego czasu pracowałem na poziomie II czy III ligi. Musiałem wrócić do Szczecina, kiedy mój dziadek zachorował i potrzebna była pomoc. Musiałem to zrobić, bo dziadek zabrał mnie z domu dziecka i jemu wszystko zawdzięczam. Zapoznałem też przepiękną żonę na jednym z meczów, kiedy prowadziłem występującą wtedy w II lidze Polonię Słubice. Postanowiliśmy zamieszkać w Szczecinie na stałe. Miałem propozycję pracy w Polsce, ale się nie zdecydowałem. Myślę jednak, że niebawem wyjadę ze Szczecina w dalszą podróż życia, ale tym razem jako asystent trenera. Są prowadzone rozmowy. Zobaczymy, co będzie.
– Czy grał pan kiedyś w piłkę i czemu został pan trenerem?
– Grałem w piłkę w juniorach Pogoni Szczecin i SALOS-u Szczecin na pozycji bramkarza. Nie byłem talentem, więc postanowiłem w wieku 18 lat powalczyć o trenerkę. Zawsze kręciło mnie zarządzanie ludźmi i tak zostało do dnia dzisiejszego. Na chwilę obecną posiadam licencję trenerską UEFA A.
– Kogo jeszcze pan trenuje oprócz seniorów Mewy i czy żyje pan z piłki?
– Podczas mojej pracy w Iskierce pracowałem w Arkonii Szczecin w U-17 i do dziś pełnię tam rolę trenera juniorów młodszych, zajmując pierwsze miejsce w lidze i walcząc o awans. Utrzymuję się tylko z piłki. Mój dzień skoncentrowany jest na piłce. Rano wstaję i od razu włączam laptop w celu układania treningów.
– Czy nadal jest pan kolegą Ireneusza Mamrota i wymieniacie się materiałami szkoleniowymi?
– Na pewno nie jestem jego kolegą, to pan trener z Ekstraklasy, który obecnie prowadzi w I lidze ŁKS Łódź. Od dłuższego czasu wymieniamy się poglądami bądź materiałami. Zresztą nie tylko z tym trenerem tak współpracuję. Niebawem chcę pojechać na staż do trenera Mamrota, ale czekam, aż zakończy się pandemia.
– Jako trener jest pan na działalności gospodarczej? Czy to lepsze rozwiązanie niż umowa z klubem?
– Umowy z klubami są różne. Jeżeli jest to kontrakt, to działalność jest potrzebna. Jeżeli umowa o pracę, to nie ma mowy o działalności.
– Jak ocenia pan poziom IV ligi, w której pan pracował. Czy rośnie, czy spada, a może jest podobny od lat?
– Poziom IV ligi teraz jest dość mocny. Jest kilka fajnych klubów, które ten poziom utrzymują. Natomiast uważam, że nowy sezon będzie jeszcze mocniejszy, patrząc na to, ile zespołów spada.
– Czy można porównać obecny zespół Mewy Resko do Iskierki Szczecin, którą prowadził pan przez kilka lat?
– Nie ma potrzeby porównywać. Mogę tylko powiedzieć, że gdybym miał kilku zawodników z Reska w tamtej Iskierce, to grałbym o miejsce na podium w IV lidze. Nigdy bym nie pomyślał, że w zespole z Reska jest tylu fajnych i wartościowych zawodników.
– Jaka jest filozofia pana gry. Jak chce pan, żeby drużyna grała. Co jest znakiem rozpoznawczym trenera Krzysztofa Sobieszczuka?
– Jak zobaczę zespół, to pod niego staram się dobrać odpowiednią taktykę. Lubię zmieniać systemy podczas gry oraz stosować duże rotacje wśród zawodników w trakcie meczu.
– Co doradziłby pan młodym trenerom, którzy zaczynają przygodę z piłką?
– Życzyłbym skromności i szacunku do starszych trenerów.
– Ciągnie się za panem historia, że w utrzymaniu w lidze juniorów starszych pozwolił pan na grę trzem nieuprawnionym zawodnikom. To były czasy Chojniczanki Chojnice…
– Nigdy to nie był mój pomysł, znam genezę tego tematu. Popełniłem błąd, że wyszedłem jako trener na tamten mecz.
– Który klub w Szczecinie obecnie najlepiej szkoli młodzież?
– Uważam, że Pogoń i Arkonia.
– Jak układa się współpraca z dyrektorem sportowym Igorem Czuryszkiewiczem?
– Fenomenalny człowiek. To był mój pomysł na to stanowisko, które klub zaakceptował i bardzo się z tego cieszę. Dawno nie miałem do czynienia z dyrektorem, który tak dobrze zna zawodników z IV ligi i okręgówki.
– Dziękujemy za rozmowę. ©℗
Paweł REICHELT