Po niespełna rocznym pobycie w I-ligowym Rakowie Częstochowa do Pogoni wraca 21-letni Marcin Listkowski, którego osoba wywołuje dość spore emocje. Piłkarz w ekstraklasie debiutował już cztery lata temu, miał świetne wejście w dorosłą piłkę, umożliwił mu to trener Czesław Michniewicz, który w rundzie jesiennej sezonu 2015/16 stawiał na 17-latka i wiązano z nim ogromne nadzieje.
Gdy piłkarz w lutym 2016 roku skończył 18 lat, podpisał z klubem pięcioletni kontrakt. Postąpił zupełnie inaczej niż jego rówieśnik Kamil Wojtkowski, z którym razem trafili do Pogoni w przerwie zimowej sezonu 2013/14. Wojtkowski zaledwie po 18 miesiącach pobytu w Szczecinie przeniósł się do niemieckiego RB Lipsk. Zamienił grę w polskiej ekstraklasie na występy w niemieckiej lidze juniorów. Wtedy uważał, że dla jego kariery tak będzie lepiej.
Listkowski natomiast dostawał coraz więcej szans na boiskach ekstraklasy i coraz mocniej zawodził. Miał problem z pokonaniem kolejnego szczebla, z wejściem na kolejny poziom, był na to jeszcze zbyt młody, zbyt niedojrzały i niedoświadczony. Wciąż uchodził za piłkarza rozwojowego, jednak na boisku nie pokazywał jakości. Było za to coraz więcej nerwów, frustracji i niezadowolenia.
Piłkarz w sierpniu ubiegłego roku miał na koncie 68 występów w ekstraklasie i ani jednej bramki. W meczach drużyny III-ligowych rezerw błyszczał, wyglądał jak piłkarz z innej ligi, bawił się piłką i z rywalami. Ewidentnie wyglądało na to, że piłkarz ma talent, potencjał, ale nastąpiła pewna blokada psychologiczna.
Wypominanie braku goli
Kibice coraz częściej wypominali mu ten dorobek, a raczej jego brak. Zapominali przy tym, że mamy do czynienia z piłkarzem będącym wciąż na dorobku, młodym, perspektywicznym, ale jeszcze niesprofilowanym, nie do końca dobrze wykorzystanym.
Z momentem przyjścia do zespołu Kosty Runjaica wzrosły nadzieje na bardziej optymalne wykorzystanie talentu wówczas 19-letniego piłkarza. Sam szkoleniowiec wyrażał się o potencjale Listkowskiego pozytywnie. Uważał, że ze swoim talentem może w przyszłości grać w niemieckiej Bundeslidze. Początkowo stawiał na niego, ale trwało to bardzo krótko.
Problem był taki, że Pogoń broniła się wówczas przed spadkiem z ekstraklasy, nie było czasu ani możliwości na eksperymenty i wykazanie się większą cierpliwością w stosunku do młodych, niedoświadczonych piłkarzy. Z tego powodu w sezonie 2017/18 za kadencji trenera Runjaica nie grali w ogóle między innymi: Sebastian Walukiewicz i Sebastian Kowalczyk. Swoje szanse otrzymali dopiero w sytuacji, kiedy utrzymanie było zapewnione.
Również Listkowski przestał liczyć się w walce o miejsce w składzie. Z młodych piłkarzy swoją szansę wykorzystał tylko Piotrowski. Nie tylko radził sobie ze swoimi zadaniami, ale stał się też piłkarzem podstawowym, fundamentalnym, absolutnie niezbędnym.
Zwolnił miejsce dla Guarrotxeny
W sierpniu ubiegłego roku Pogoń pozyskała Ikera Guarrotxenę, a to oznaczało, że Listkowski otrzymał od szkoleniowca zielone światło przy wypożyczeniu do klubu z I ligi. Bardzo o to zabiegał też Sebastian Kowalczyk, ale trener nie mógł sobie pozwolić na opuszczenie zbyt dużej grupy piłkarzy.
Chciał zachować w zespole równowagę i okazało się później, że Kowalczyk umiał wywalczyć sobie miejsce w składzie rewelacyjnie spisującej się jesienią Pogoni, a Listkowski po kilku tygodniach nauki nowego systemu gry w Rakowie Częstochowa stał się jego podstawowym i jednym z najlepszych piłkarzy.
Jego pozycja w tym zespole rosła z każdym tygodniem. Piłkarz nie imponował zbyt dużymi liczbami, sezon zakończył z trzema golami i dwoma asystami, ale jego pobyt w Częstochowie trzeba uznać za bardzo udany, może nawet za przełomowy.
Był jednym z liderów drużyny, która w cuglach uzyskała awans do ekstraklasy, w Pucharze Polski wyeliminowała krajowych tuzów: Lecha Poznań i Legię Warszawa, awansując do półfinału tych rozgrywek. O braku awansu do finału zadecydowała pechowa porażka z Lechią Gdańsk.
Wyróżnienia w Częstochowie
Listkowski z czasem stawał się piłkarzem coraz bardziej pewnym, wyrazistym, dojrzałym. Pod koniec sezonu nakładał kapitańską opaskę, wybrany został do najlepszej jedenastki sezonu w I lidze, natomiast przez kibiców Rakowa został wybrany na najlepszego piłkarza sezonu.
Gdyby Pogoń pozyskiwała piłkarza w takim wieku, z takim dorobkiem w ostatnim sezonie, to musiałaby zapłacić spore pieniądze i najprawdopodobniej nie byłoby jej na to stać. Jeżeli trafiłby do zespołu piłkarz tak chwalony za poprzedni sezon, ale byłby mniej znany, to zadowolenie kibiców byłoby niewątpliwe. Problem w tym, że do Pogoni wraca piłkarz, którego pamięta się z wielu nieudanych spotkań, ale to może nie mieć już żadnego znaczenia.
Jeżeli w Pogoni jest obecnie piłkarz, który realnie może wzmocnić zespół, nieco go zmienić, przetasować nieco hierarchię w szatni, to Listkowski takim piłkarzem jest idealnym. To może być podstawowy kandydat do dobrego zagranicznego transferu w letnim okienku transferowym za rok. Piłkarz ma jeszcze 1,5 roku kontraktu i jest to dla niego, ale też dla klubu ostatni dzwonek, żeby wykorzystać w pełni swój potencjał, możliwości, żeby grać na miarę swojego talentu.
W Częstochowie nabrał pewności siebie, Raków mocno zabiegał o pozyskanie piłkarza oferując 300 tys. euro, ale oferta okazała się niesatysfakcjonująca. Beniaminek ekstraklasy wiedział jednocześnie, że Listkowski w myśl nowych przepisów jest jeszcze młodzieżowcem, przez co może rozwiązać wiele problemów takiego klubu jak beniaminek z Częstochowy. Pogoń jednak ma ten sam problem, też nie ma zbyt wielu klasowych młodzieżowców, a Listkowski jest piłkarzem, którego klub przygotowuje do dużych wyzwań już od czterech lat.
Wypożyczenia mają sens
Czas najwyższy spełniać oczekiwania. Listkowski jest jednym z nielicznych młodych piłkarzy Pogoni, którzy podczas wypożyczenia w klubie z I ligi naprawdę potrafił udowodnić, że jego miejsce jest w ekstraklasie. Przed nim takimi piłkarzami byli jedynie: Jakub Piotrowski, Dawid Kort i Łukasz Zwoliński. Każdy z nich po powrocie do Pogoni umiał odnaleźć się w nowej sytuacji już w wyższej klasie rozgrywkowej.
Piotrowski rok po powrocie z wypożyczenia ze Stomilu został sprzedany za 2 mln euro do belgijskiego Genk, Kort pół roku po powrocie z wypożyczenia do Bytovii stał się liderem środkowej formacji w Pogoni, po kolejnym roku jej kapitanem, kandydatem na lidera i dobry zagraniczny transfer.
Zwoliński rok po powrocie z wypożyczenia z Górnika Łęczna otrzymał propozycje transferu do tureckiego Bursasporu, ale dla klubu kwota 700 tys. euro okazała się zbyt niska. Piłkarz rok po powrocie z Łęcznej miał na koncie 20 zdobytych goli w ekstraklasie.
Oczywiście, zarówno Kort, jak i Zwoliński nie umieli utrzymać swojej formy zbyt długo, później raczej zawodzili, ale w krótkim czasie, kilku lub kilkunastu miesięcy od powrotu do Pogoni z wypożyczenia do I ligi potrafili wejść na wyższy poziom i swoją szansę początkowo wykorzystywali.
Predyspozycje 21-latka
Jest duża szansa, że to samo nastąpi z Listkowskim. Ma wszelkie predyspozycje, żeby stać się w Pogoni piłkarzem podstawowym, a nawet wiodącym. Dziś trudno sobie wyobrazić, żeby potrafił wywalczyć miejsce w składzie kosztem Drygasa czy Kozulja, jednak równo rok temu też nikt nie mógł przypuszczać, w jakim miejscu za rok będą tacy piłkarze, jak: Walukiewicz, Kowalczyk czy Malec.
W życiu piłkarza pojawiają się momenty, kiedy muszą umieć złapać swoją szansę, a ta niewątpliwie pojawia się przed Listkowskim, tym bardziej że wciąż jest młodzieżowcem i dzięki temu będzie w nieco uprzywilejowanej sytuacji względem starszych piłkarzy.
Listkowski to były kapitan juniorskiej reprezentacji Polski, kilkanaście miesięcy temu interesował się nim duński klub Nordsjaeland, który jest jednym z najmłodszych w całej Europie, nastawiony na promocję młodych piłkarzy i widział w Listkowskim potencjał.
Ostatecznie młody piłkarz do Danii nie trafił, ale duże zainteresowanie swoją osobą wzbudził. Przed nim duże wyzwanie i szansa na wejście na jeszcze wyższy poziom, co przy Kosta Runjaicu będzie dużo łatwiejsze i realne do zrealizowania. ©℗
Wojciech PARADA