Piątek, 15 listopada 2024 r. 
REKLAMA

Piłka nożna. "Wędka" podziałała na Listkowskiego

Data publikacji: 05 listopada 2019 r. 18:20
Ostatnia aktualizacja: 06 listopada 2019 r. 07:41
Piłka nożna. "Wędka" podziałała na Listkowskiego
 

Kosta Runjaic nie ma łatwego czasu. Drużyna znajduje się w ścisłej czołówce, wciąż z szansami nawet na tytuł mistrza Polski, jednak równie dobrze może się zdarzyć, że zespołu zabraknie w pierwszej ósemce, a to już oznaczałoby porażkę trenera, który właśnie kończy swój dwuletni pobyt w Szczecinie.

Przez ten czas zyskał w mieście ogromny szacunek, ceni się jego warsztat, kulturę osobistą, umiejętność reagowania, ale jak każdy nie jest pozbawiony porażek. Na razie z zespołem niczego jeszcze nie osiągnął, a już zapisał się dość spektakularnymi wpadkami. Dwa razy z rzędu odpadał z rozgrywek o Puchar Polski w konfrontacji z I-ligowcem i nie jest to najlepsza rekomendacja dla szkoleniowca i jego drużyny.

Najważniejsze, żeby umieć wybrnąć z trudnych sytuacji, a te się w ostatnim czasie nagromadziły. Po raz pierwszy szkoleniowiec w dość drastyczny sposób zareagował w trakcie przegranego 1:2 meczu z Rakowem Częstochowa. Jeszcze w pierwszej połowie meczu ściągnął z boiska 21-letniego młodzieżowego reprezentanta Polski Marcina Listkowskiego.

To było duże upokorzenie dla naszego wychowanka, który po odniesieniu kontuzji przez Kamila Drygasa wskoczył do wyjściowego składu, ale nie spełniał oczekiwań. Wcześniej Listkowski w każdym ze spotkań był zdejmowany z boiska, ale nigdy przed przerwą. Dla piłkarza to sytuacja mocno uwierająca, ale w tym przypadku miała nim wstrząsnąć i wydaje się, że cel został osiągnięty.

Odbudowa w reprezentacji

Listkowski po meczu z Rakowem nie miał zbyt wiele czasu na roztrząsanie całego wydarzenia. Nie musiał widzieć się ze szkoleniowcem. Obaj wzajemnie się zawiedli, 21-latek wyjechał jednak na zgrupowanie młodzieżowej reprezentacji Polski i wyraźnie się tam odbudował. Spotkał innych ludzi, zmierzył się z innym rodzajem motywacji. Dostał swoją szansę i nie zawiódł.

Zagrał w wyjściowym składzie zwycięskiego meczu z Serbią, trener Michniewicz wyraźnie wyżej ceni umiejętności Listkowskiego niż naszego kapitana Sebastiana Kowalczyka, którego do reprezentacji w ogóle nie powołuje. Listkowski w meczu z Serbią miał nawet jedną doskonałą okazję do zdobycia gola, ale tradycyjnie już nie wykorzystał jej. Ma duży problem ze strzelaniem goli nie tylko w klubie, ale również w kadrze.

Po powrocie z kadry przestał być podstawowym graczem. W spotkaniu z Zagłębiem nie zagrał w ogóle, a w pojedynku z Cracovią wszedł na boisko na ostatnie pół godziny. Już wtedy zademonstrował zwyżkę formy. W meczu układającym się dla Pogoni bardzo źle piłkarz zaprezentował się korzystnie, pociągnął zespół do gry bardziej odważnej, ofensywnej, zanotował bardzo dobre indywidualne statystki.

W ciągu 30 minut wygrał pięć pojedynków, zanotował cztery udane dryblingi. W zestawieniach tych znalazł się w ścisłej czołówce, choć występował na boisku zaledwie jako zmiennik. Wcześniej nie notował takich liczb nawet wtedy, gdy był piłkarzem podstawowym i miał zdecydowanie więcej czasu i okazji na budowanie liczb i statystyk.

Impuls w Krakowie

Pod względem wygranych pojedynków lepszych od niego było zaledwie czterech piłkarzy grających w całym meczu, natomiast pod względem udanych dryblingów lepszy od niego był tylko jego rówieśnik i przyjaciel Sebastian Kowalczyk. Mecz z Cracovią był jedynie sygnałem, że piłkarz znajduje się w lepszej formie, że mecz z Rakowem nie powinien się już powtórzyć i zauważył to również Kosta Runjaic.

W spotkaniu pucharowym ze Stalą Mielec piłkarz rozegrał cały mecz, ale podobnie jak reszta zespołu nie mógł uznać spotkania za udane. Wynik wstydliwy, pożegnanie z rozgrywkami znów w bardzo wczesnej fazie, to nie był powód do budowania pozytywnego wizerunku jakiegokolwiek z piłkarzy.

Listkowski znalazł się w wyjściowej jedenastce meczu z Lechem, spychając na skrzydło wspomnianego Kowalczyka. To była decyzja zaskakująca, bowiem Kowalczyk na środku spisywał się znakomicie, natomiast Listkowski we wcześniejszych meczach, grając na tej pozycji, zawodził.

Szkoleniowiec dał mu jednak szansę, po meczu z Rakowem nie skreślił piłkarza, ale jedynie go wzmocnił. Listkowski w pierwszej połowie meczu z Lechem rozgrywał swoje najlepsze 45 minut w karierze. W drugiej połowie nie zdołał już utrzymać wysokiego poziomu, to samo dotyczyło całej drużyny. Przed przerwą pokazał jednak swój potencjał, swoje prawdziwe oblicze, był siłą napędową naszej drużyny, nie bał się trudnych rozwiązań i co najważniejsze dokonywał dobrych wyborów.

10 dryblingów w 105 minut

Listkowski był w drużynie piłkarzem najczęściej faulowanym, rywal nie radził sobie z dobrze panującym nad piłką piłkarzem. Prócz Spiridonovica był zawodnikiem najlepiej dryblującym. Z boiska zszedł na kwadrans przed końcem i wykonał sześć udanych zwodów. W drugim kolejnym meczu wyróżnił się pod tym względem i momentalnie zyskała na tym ofensywna jakość poczynań całego zespołu.

Listkowski w ciągu 105 minut zanotował dziesięć udanych dryblingów, takich liczb nie notuje się przypadkowo, dzięki takim statystykom łatwiej atakuje się całej drużynie. Odmiana Listkowskiego nastąpiła po drastycznej decyzji Runjaica w meczu z Rakowem i oby okazało się, że był to moment zwrotny dla piłkarza i całej drużyny.

Mecz z Cracovią był kolejnym bardzo nieudanym występem Huberta Matyni i Zvonimira Kozulja. Obaj w obecnym sezonie mocno rozczarowują i dostrzega to również szkoleniowiec. Na mecz do Mielca w ogóle ich nie zabrał, piłkarze mieli odpocząć i się zresetować. Krótka przerwa w grze miała podziałać na nich pozytywnie, zadziałało to w minimalny sposób.

W meczu z Lechem obaj zagrali już lepiej, ale nie na tyle, żeby być z ich postawy mocno zadowolonym. Kozulj jest bez gola i asysty już od dwunastu spotkań, Matynia w kolejnym ze spotkań ma duże problemy w defensywie. Tym razem nie radził sobie z Jóźwiakiem.

Odpoczynek dla Matyni i Kozulja

O ile drastyczny manewr z Listkowskim znalazł swoje pozytywne odbicie niemal od razu, to odstawienie na krótko od składu Matyni i Kozulja już tak błyskawicznie nie zadziałało. Może w meczu z Lechią będzie wyraźna poprawa, a może już przynajmniej do jednego z nich skończy się cierpliwość szkoleniowca.

Kolejnym piłkarzem, w stosunku do którego Kosta Runjaic zastosował dość drastyczne posunięcie, jest Iker Guarrotxena. To piłkarz, który przychodząc w poprzednim sezonie do Pogoni, miał stanowić o sile szczecińskiego zespołu. Jest piłkarzem znakomicie dryblującym, ale grającym nonszalancko, nieodpowiedzialnie w defensywie i dostrzegł to nasz szkoleniowiec.

Guarrotxena w obecnym sezonie jest bez gola i asysty, choć sezon zaczął jako gracz podstawowy. Szkoleniowiec po meczu ze Stalą Mielec nie zakwalifikował 27-letniego Baska do kadry meczowej na pojedynek z Lechem. Na pewno jeszcze go nie skreślił, dał czas na przemyślenie. Guarrotxena dostanie jeszcze szansę, ale nie będzie to trwało w nieskończoność.

Odbudował się Podstawski

W obecnym sezonie na ławce rezerwowych wylądował też Tomas Podstawski, co jeszcze rok temu wydawało się trudne do wyobrażenia. Podstawski w aż czterech meczach obecnego sezonu znalazł się poza wyjściową jedenastką, otrzymał konkurenta w osobie Damiana Dąbrowskiego i musiał mocno się przyłożyć, żeby odzyskać miejsce w składzie.

W meczu z Lechem szczególnie pierwsza połowa w jego wykonaniu była już bardzo podobna do formy, jaką prezentował przed rokiem. Jest nadzieja, że piłkarz na dłużej ją utrzyma i przypomni, jak świetnie potrafi grać w piłkę. Robił to przed rokiem doskonale, drużyna miała z tego korzyść.

Kosta Runjaic spotyka się w obecnym sezonie z wieloma problemami, z którymi musi się zmierzyć i sprawić, żeby piłkarze grali na miarę swoich możliwości i oczekiwań. Stosuje różne metody, ale dla nikogo nie stosuje taryfy ulgowej.

Żaden z piłkarzy nie może czuć się pewnie, nikt nie ma patentu na grę od początku, jak to miało miejsce wcześniej, gdy w zespole był Adam Gyurcso. Trzymanie piłkarzy w ryzach niepewności jest kluczem do tego, by żaden z nich nie wpadł w pułapkę samozadowolenia. ©℗

Wojciech PARADA

Fot. R. Pakieser

REKLAMA
REKLAMA

Komentarze

gość
2019-11-06 05:07:37
Tak bajkowo z Pogonią to nie jest!!Czego przykładem są przegrane mecze,przegrać można,każdy przegrywa,ale w przypadku Pogoni poziom prezentowany pozostawia wiele do życzenia!!Brak gry kombinacyjnej z pierwszej piłki,pomysł na rozegranie akcji,strzały z dystansu,powrót do strefy obrony po stracie piłki,bark typowego "szarpnięcia" na boisku,brak typowej "kiwki"zakończonej celnym podaniem otwierającym drogę do bramki,elastyczność wykonywania rzutów rożnych i wolnych- przykład z Mielca,jest nad czym pracować!Ale w to wszystko jeszcze wpisuje się podejście zarządu czyli osób odpowiedzialnych za transfery,miejmy nadzieje że po przegranym meczu w pucharze zostaną wyciągnięte odpowiednie wnioski!!!
Z wysokości trybun
2019-11-05 21:37:45
Jak widać Po Listkowskim,oraz np.Zwolińskim czy Korcie-są trenerzy ktorzy albo nie potrafią albo nie doceniają umiejętności zawodnika.Każdy z wymienionych w mojej ocenie ma odpowiednią wartość i spore umiejętności,jednak tylko nieliczni trenerzy dostrzegają ten potencjał.Kilka słabszych meczy nie może przekreślać zawodnika lub podważać jego umiejętności.Listkowski na tle wielu piłkarzy z pierwszego zespołu znacznie się wyróżnia.Jest kreatywny i techniczny.Jego mankamentem jest "czas decyzji" długo zwleka z ostatnim podaniem lub strzałem.Na pewno wiele klubów z ekstraklasy chciałoby tego piłkarza mieć u siebie.Kosta jako trener również popełnia masę błędów i nie potrafi ani ustabilizować formy ani wypracować optymalnego systemu,który by zespół identyfikował.Nie zaszczepił tej niemieckiej-zachodniej szkoły i gry.Mam wrażenie że dostosował się do warunków Polskiej piłki i poziomu ekstraklasy.

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA