Pogoń w tym miesiącu obchodzi jubileusz 70-lecia istnienia. Dokonaliśmy już w naszej redakcji wyboru najlepszej jedenastki 70-lecia, dokonaliśmy też wyboru najlepszych piłkarzy poszczególnych dekad. Pogoń miała nie tylko znakomitych piłkarzy, znanych i podziwianych, miała też oddanych trenerów grup młodzieżowych, działaczy, pracujących nieco w cieniu, ale bez których nie byłoby dziś klubu kierowanego przez osoby bardziej korzystające z renomy i marki, na którą pracowali społecznicy, pasjonaci i miłośnicy piłki.
Ze wschodu – z dalekiego – Wołynia przybył do Szczecina Lucjan Kosobucki. To był człowiek, który w latach 50. i 60. miał wyjątkowy dar do namawiania do gry w Szczecinie piłkarzy z innych rejonów Polski. W Pogoni był szarą eminencją, człowiekiem do specjalnych zadań. Dziś byłby postrzegany jako dyrektor sportowy, wtedy zawsze w cieniu, ale wykazujący się znakomitym instynktem, nosem i okiem do znakomitych piłkarzy, miał autorytet i posłuch. Był też miłośnikiem boksu, który w latach 50. ubiegłego wieku bił swoją popularnością nawet piłkę nożną.
Prezesem klubu był Bronisław Skobel. Swoją funkcję zaczął pełnić w roku 1953 i przetrwał na stanowisku przez 12 lat. W tym czasie Pogoń z klubu niemalże peryferyjnego stała się znaczącą siłą w kraju i to nie tylko dzięki piłce nożnej. Za kadencji Bronisława Skobla Pogoń awansowała do ekstraklasy, rozpoczęła szerokie szkolenie, wywalczyła wicemistrzostwo Polski juniorów, do krajowej elity awansowali tez bokserzy i siatkarze. Bronisław Skobel wyprowadził klub na zupełnie inny poziom, potrafił namówić do współpracy Stefana Żywotkę, co nie było łatwe, bo trener wcześniej postrzegany był głównie jako twarz lokalnego rywala – Arkonii Szczecin.
Trener ze stolicy
Pierwszym trenerem Pogoni w najwyższej klasie rozgrywkowej był Edward Brzozowski, który zastąpił Floriana Krygiera. Ten drugi wprowadził portowców na piłkarskie salony, ale czuł, że jego miejsce jest gdzie indziej. Przymierzał się do stworzenia systemu szkolenia. Twierdził, że Pogoń osiągnęła cel awansując do najwyższej klasy rozgrywkowej i musi teraz zadbać o swoją przyszłość w sposób długofalowy. Zorganizował siatkę szkoleniową, ale nie był oczywiście w tym sam.
Nieocenioną postacią był Zbigniew Ryziewicz. Zaledwie o rok młodszy od Stefana Żywotki, też pochodził ze Lwowa. Obaj znali się, pracowali dla dobra futbolu, ale w dwóch rywalizujących ze sobą w mieście klubach: Pogoni i Arkonii. Dopiero w roku 1965 spotkali się w Pogoni i wspólnie zapracowali na to, w jakim kierunku zaczęła podążać Pogoń.
Ryziewicz w przeciwieństwie do swojego starszego kolegi zajął się w Szczecinie szkoleniem młodzieży i przez lata czynił to fantastycznie. To spod jego ręki wyszli tacy piłkarze, jak: Zenon Kasztelan, Marian Kielec, Jerzy Jatczak, Ryszard Malinowski, Andrzej Rynkiewicz, Leszek Wolski, Andrzej Woronko, Zbigniew Czepan, Zbigniew Kozłowski. To była cała plejada graczy pierwszej drużyny w latach 60. i 70., wyszkolona przez lwowiaka, pasjonata futbolu.
Piłkarskie dzieci Ryziewicza
Florian Krygier i Zbigniew Ryziewicz znakomicie w swojej pracy uzupełniali się. Ten pierwszy zaczynał z młodymi chłopcami prace u podstaw, a Ryziewicz przejmował już wyselekcjonowaną grupę i przygotowywał do ligowych wyzwań. To pod wodzą Zbigniewa Ryziewicza Pogoń odniosła pierwszy sukces na polu młodzieżowym. W roku 1965 wywalczyła tytuł wicemistrza Polski juniorów, a grali wówczas późniejsi ligowcy: Zenon Kasztelan, Ryszard Malinowski, Jerzy Jatczak i Andrzej Rynkiewicz, czyli piłkarskie dzieci Ryziewicza.
Role w Pogoni były zatem rozdzielone. Szkoleniem najmłodszych zajmował się Florian Krygier, przygotowaniem do wyczynu Zbigniew Ryziewicz, a pierwszym trenerem beniaminka w ekstraklasie w roku 1959 był Edward Brzozowski. To był jeszcze przedwojenny piłkarz Polonii Warszawa.
Polonia w 1946 roku, grając w zrujnowanej Warszawie, zdobyła pierwszy tytuł mistrzowski w powojennej Polsce. Mecz finałowy grała na stadionie Wojska Polskiego przy Łazienkowskiej. Pokonując 3:2 AKS Chorzów zdobyła pierwszy dla Warszawy tytuł mistrzowski. Stadion przy Konwiktorskiej, położony niedaleko żydowskiego getta, był zrujnowany działaniami wojennymi. Edward Brzozowski był kapitanem tej drużyny.
– Wielokrotnie wspominał o tamtym wydarzeniu, podawał nam za przykład i tłumaczył, że w sporcie, jego uprawianiu nie powinno być żadnych barier – wspomina ówczesny podopieczny Eugeniusz Ksol.
Symboliczny wymiar wygranej
Dla Edwarda Brzozowskiego praca w Pogoni była pierwszą poza Warszawą. Jako piłkarz odnosił sukcesy w Polonii, stamtąd trafił do reprezentacji, natomiast jako szkoleniowcowi najlepiej mu się wiodło w Gwardii. Z warszawskich klubów pracował też w Hutniku, ale nigdy w Legii. Wygrana Pogoni na jej terenie aż 4:0 miała dla niego wymowę symboliczną, niezwykle satysfakcjonującą. Tym bardziej że katem doświadczonej drużyny okazał się piłkarz, którego wprowadził w świat poważnego futbolu – Marian Kielec.
W roku 1962 zespół Pogoni do pierwszej ligi wprowadził Zygmunt Czyżewski. To była w Szczecinie już postać uznana. Ponad 10 lat wcześniej ten urodzony we Lwowie szkoleniowiec wprowadził też do pierwszej ligi ówczesną Gwardię Szczecin (później jako Arkonia).
Do Szczecina ściągnął go z Gdańska jego krajan ze Lwowa, Stefan Żywotko. To nie był pierwszy sezon, w którym Czyżewski był trenerem Pogoni. Pierwszy zespół prowadził już w roku 1953, kiedy ten pod nazwą Kolejarz przegrywał w lidze międzywojewódzkiej rywalizację z dwoma innymi szczecińskimi zespołami: Gwardią i Budowlanymi.
Elegancja Czyżewskiego
Czyżewski przed wojną był znakomitym pomocnikiem Czarnych Lwów. Po wojnie organizował futbol w Gdańsku. Tam, mimo 35 lat, imponował nienaganną techniką i mimo szpakowatych włosów zawstydzał swoim piłkarskim kunsztem przynajmniej o 10 lat młodszych rywali.
– To była postać wybitna – mówi o swoim trenerze Teodor Jabłonowski. – Wielka kultura, poczucie humoru, a przede wszystkim ogromna wiedza piłkarska.
Trenerem Pogoni w roku 1963 był Marian Suchogórski. Był jednym z pierwszych szkoleniowców nie tylko w Szczecinie, ale w całym kraju, który pozytywnie przeszedł przez centralne szkolenie. W roku 1952 ukończył kurs trenerski w Warszawie. Wśród absolwentów byli między innymi: Kazimierz Górski i Stefan Żywotko.
Marian Suchogórski w latach 50. był piłkarzem Gwardii Szczecin, a potem między innymi Pogoni. Suchogórski był jedną z wiodących postaci Gwardii, która grała przez jeden sezon w ekstraklasie w roku 1951, kiedy trenerem był Zygmunt Czyżewski, a jego asystentem Stefan Żywotko.
– Nasza trójka należała do prymusów w szkole trenerów – wspomina S. Żywotko.
Stroje z flag hitlerowskich
Marian Suchogórski trafił do Szczecina w roku 1945. Był jednym z pionierów i jednym z założycieli Pioniera Szczecin, organizował w Szczecinie pierwsze mecze, w których też grał. To były czasy, kiedy chodzenie z czapką i zbieranie pieniędzy na najpilniejsze potrzeby nie było wstydem.
Choć pierwsze mecze w Szczecinie odbywały się w spartańskich warunkach, to potrafiło je obserwować od trzech do czterech tysięcy kibiców. Stroje piłkarskie szyto z flag hitlerowskich, które w nocy zdejmowano z opuszczonych domów, a kołki do butów przykręcano u szewca, bo nie było obuwia piłkarskiego.
Jesienią 1964 roku Pogoń odpadła z rozgrywek o Puchar Polski, przegrywając na wyjeździe z drużyną z klasy okręgowej – Czarnymi Żagań 1:2. Jak się później okazało, był to początek drogi małego wojskowego klubiku na ziemiach odzyskanych, który zatrzymał się dopiero w finale, przegrywając z wielkim Górnikiem 0:4.
Przybysz z Gelsenkirchen
Mało kto pamięta, że trenerem Czarnych był wówczas Jan Dixa – jeden ze szczecińskich pionierów, który organizował futbol w naszym mieście i był historycznym, bo pierwszym trenerem Pogoni w roku 1950 (występowała wtedy pod nazwą Związkowiec).
Dixa urodził się w niemieckim Gelsenkirchen. Był działaczem, sędzią i trenerem. Wraz z innymi szczecińskimi szkoleniowcami: Stefanem Żywotko, Marianem Suchogórskim i Kazimierzem Górskim z Warszawy kończył pierwszy kurs trenerski w powojennej Polsce.
– To był kwiat polskiej myśli szkoleniowej – wspomina po latach Stefan Żywotko. – Przez wiele lat absolwenci tego kursu wytyczali piłkarskie trendy w naszym kraju.
Dixa świetnie znał kilku piłkarzy wielkiego Górnika, bo wcześniej był trenerem reprezentacji Polski juniorów i miał na pewno wpływ na dalszą karierę tych piłkarzy. Niewiele jednak mu to pomogło, bo Czarni w finale przegrali. ©℗
Wojciech PARADA