W sobotnie (1 października) przedpołudnie na nowym boisku przy ul. Kresowej odbyły się piłkarskie derby Szczecina, dwóch zasłużonych klubów, występującej przed laty w ekstraklasie Arkonii oraz grającej w przeszłości na zapleczu najwyższej klasy rozgrywkowej Stali, będącej w jednym z sezonów bardzo blisko awansu...
Derby grodu Gryfa były emocjonujące i bardzo zacięte, z wieloma podbramkowymi sytuacjami oraz niezwykle ostrymi starciami, co uwidoczniło się szczególnie w końcówce i tylko wyrozumiałość arbitra sprawiła, iż obyło się bez czerwonych kartek. Ostatecznie zwyciężyła ekipa z ulicy Biskupa Bandurskiego, a jedyna bramka padła w 63 minucie po dośrodkowaniu młodziutkiego lewego obrońcy Maksymiliana Szwica, które wykończył głową słusznej postury Mikołaj Waszak, zaledwie dziewięć minut po wejściu na boisko z ławki rezerwowych. Wcześniej nieco więcej z gry mieli goście z Lasku Arkońskiego, bo po ich strzałach piłka trzykrotnie lądowała na poprzeczce, a stalowcy wybijali też futbolówkę z linii bramkowej. Składne akcje przeprowadzała też Stal, a po jednej z nich od straty gola uchronił Arkonię jej bramkarz, wybijając piłkę na rzut rożny... głową. Otóż akcję gospodarzy przerwał przyjezdny obrońca wybijając piłkę wysoko w górę, a ta z podmuchem wiatru szybowała w światło bramki. Golkiper nie był pewny, czy może użyć rąk do zgodnej z przepisami interwencji, więc ratował się główką.
Po zakończeniu spotkania emocje opadły i piłkarze obu drużyn po sportowemu podali sobie ręce. Goście zeszli z boiska, a gospodarze na jego środku wykonali taniec zwycięstwa, śpiewając: „Tylko stalówka, w Szczecinie tylko stalówka!". Na trybunach, wśród dość licznie zgromadzonych kibiców, spotkaliśmy prezesów obu klubów, a Mariusz Kotkowski miał więcej powodów do radości niż Robert Gliwa.
W przerwie spotkania jeden z rozgrzewających się piłkarzy Stali strzelił z kilku metrów tak wysoko nad bramką, że piłka wylądowała na dachu klubowego budynku i potrzebna była wspinaczka. W czasie meczu futbolówka dwukrotnie była wykopywana poza ogrodzenie obiektu, na likwidowane działki i w dzikie zarośla, a jednej z piłek nie udało się odnaleźć... ©℗ (mij)