Pogoń po 19 meczach ma na koncie 11 punktów. Do zakończenia sezonu pozostało 18 spotkań, w których portowcy powinni wzbogacić się o 30 punktów. Tylko wtedy mogą myśleć o utrzymaniu się w ekstraklasie. W drugiej części sezonu muszą zatem wywalczyć trzy razy więcej punktów niż do tej pory.
Teoretycznie jest to możliwe. By tak się stało, to Pogoń musi średnio zdobywać w meczu 1,7 punktu. Z obecnych drużyn ekstraklasy tylko pierwsze cztery zespoły: Górnik, Legia, Jagiellonia i Lech mogą się pochwalić taką średnią. Łatwo zatem założyć, że misja uratowania ekstraklasy istnieje jedynie w sferze marzeń i matematycznych rozważań.
Szczególnie gdy weźmie się pod uwagę personalne działania, jakie klub poczynił w ostatnich trzech latach. To okres absolutnej władzy w Pogoni Jarosława Mroczka, który dyrektorem sportowym mianował Macieja Stolarczyka. Jeszcze dwa lata temu w analogicznym okresie Pogoń zajmowała w tabeli czwarte miejsce, dziś po nietrafionych posunięciach personalnych klub stoi u progu degradacji i raczej trudno prognozować, że zdoła się wykaraskać.
Osłabienia na każdej pozycji
Pogoń przez trzy lata osłabiła się na każdej pozycji, niemal zawsze zawodnicy odchodzący z klubu okazywali się lepszymi od tych, którzy ich zastępowali, klub nie reagował na osłabienia, na niektórych pozycjach nie wzmacniał drużyny mimo ewidentnych braków. Obecna pozycja drużyny w tabeli, wizerunkowy blamaż klubu obchodzącego 70-lecie istnienia, to efekt mocno kontrowersyjnych działań, lub ich braku osób podejmujących w klubie kluczowe personalne decyzje.
Trzy lata temu Pogoń miała jednego z czołowych bramkarzy w ekstraklasie. Radosław Janukiewicz za takiego uchodził, w roku 2014 był powoływany do reprezentacji Polski przez Adama Nawałkę. Klub latem 2015 roku podjął decyzję o rozstaniu z bramkarzem, choć ten miał jeszcze dwuletni kontrakt do wypełnienia. Umowy nie udało się zerwać za porozumieniem stron, klub przez dwa lata wypłacał piłkarzowi pensję, ale nie korzystał z jego usług.
Przez ostatnie trzy lata w drużynie grało czterech bramkarzy: Jakub Słowik, Dawid Kudła, Adrian Henger i Łukasz Załuska. Każdy z nich zawodził, a mimo to z Kudłą klub dwa lata temu przedłużył umowę. Każdy z nich z każdą rundą stawał się słabszym bramkarzem. Pogoń w obecnym sezonie straciła w 19 meczach aż 33 gole, czyli średnio 1,73 na mecz. To jest w głównej mierze wina fatalnie spisującej się defensywy.
Defensorzy z potencjałem
Trzy lata temu, lub wcześniej Pogoń sprowadziła takich środkowych obrońców, jak: Wojciech Golla (sprowadzony został jako pomocnik, ale w Pogoni został środkowym obrońcą), Maciej Dąbrowski, Michał Koj i Jakub Czerwiński. Każdy z nich przychodząc do Pogoni był piłkarzem anonimowym, bez występów w ekstraklasie (tylko Dąbrowski miał na koncie jeden epizod), ale miał potencjał i chęć rozwoju.
Czerwiński i Dąbrowski grali następnie w Lidze Mistrzów, zostali mistrzami Polski, Golla trafił do holenderskiej Eredivisie, a Koj jest obecnie podstawowym graczem lidera ekstraklasy. Dąbrowski i Czerwiński byli piłkarzami, na których Pogoń zarobiła, co w przypadku środkowych defensorów nie jest łatwe.
Pogoń w ich miejsce, a także występującego na tej pozycji Hernaniego sprowadziła od lata 2015 roku zaledwie dwóch środkowych obrońców: Jarosława Fojuta i Laszę Dwaliego. Obaj na dziś stanowią jedną z najgorszych par środkowych obrońców w ekstraklasie. W obecnym sezonie ten pierwszy wygrał dwa pojedynki o górne piłki w polu karnym rywala, a ten drugi tylko jeden. Nie pomagają w defensywie ani w ofensywie.
Przed rokiem 2015 Pogoń pozyskiwała środkowych obrońców na dorobku (wyjątkiem Hernani), po roku 2015 takich, którzy mają za sobą jakieś doświadczenie, są rozpoznawalni, ale jak pokazuje piłkarskie życie, nie stanowią wzmocnienia i mocno przyczyniają się do katastrofalnej postawy drużyny.
Bramkarz i środkowi obrońcy, to nie jedyne elementy źle funkcjonujące w drużynie, które przyczyniły się do bolesnego sportowego upadku drużyny. Również w środkowej formacji klub od trzech lat nie ma żadnego rozsądnego pomysłu, jak zastąpić graczy, którzy nie stanowią już siły w zespole porównywalnej z tą sprzed dwóch lat.
Środek pomocy bez pomysłu
Dwa sezony temu postacią absolutnie fundamentalną był Rafał Murawski, sezon temu jego rolę przejął Mateusz Matras, wspierał ich z różnym skutkiem Takafumi Akahoshi. Dziś nie ma w drużynie Matrasa i Akahoshiego, a Murawski grywa sporadycznie, nierówno, przeważnie bardzo słabo. Cała trójka, to piłkarze sprowadzeni do Pogoni przed rokiem 2015 (jedynie Akahoshi zaliczył powrót w lutym 2015 roku, ale był już wcześniej graczem Pogoni).
Klub miał mały sportowy pożytek z Murawskiego już w poprzednim sezonie, ale mimo to postanowił przedłużyć kontrakt z piłkarzem, który jest udziałowcem innego klubu z ekstraklasy, członkiem rady nadzorczej Arki Gdynia i to wszystko za przyzwoleniem prezesa Pogoni, który godzi się na zatrudnianie piłkarza mającego udziały w konkurencyjnej firmie.
W miejsce tych piłkarzy Pogoń w ostatnim roku sprowadziła: Mate Cincadze i Tomasza Hołotę. To oni mieli stanowić alternatywę dla Murawskiego i Matrasa. Za tego pierwszego nawet zapłaciła 100 tys. euro. To dwa razy więcej niż Zagłębie zapłaciło za Jakuba Świerczoka, który ma obecnie na koncie 15 goli, debiut w reprezentacji, szanse zakwalifikowania się na Mundial i dużego zagranicznego transferu.
Cincadze i Hołota zamiast Kądziora
Pogoń sprowadziła Cincadze i Hołotę, choć wcześniej negocjowała z 25-letnim Damianem Kądziorem, mającym w poprzednim sezonie na koncie 16 goli i 17 asyst na boiskach I ligi. W obecnym sezonie piłkarz ten gra w drużynie lidera ekstraklasy, ma na koncie 6 goli, 7 asyst i otrzymał powołanie do reprezentacji Polski.
Pogoń w ostatnich trzech latach zarobiła na transferach następujących piłkarzy: Jakub Czerwiński, Maciej Dąbrowski, Kamil Wojtkowski, Marcin Robak. Nie były to sumy duże, ale wszyscy ci gracze zostali sprowadzeni do Pogoni zanim Jarosław Mroczek rozpoczął w klubie samodzielne rządy. Żaden z piłkarzy sprowadzonych do Pogoni w ciągu ostatnich trzech sezonów nie został dotąd wytransferowany za gotówkę.
Dziś w Pogoni jest tylko dwóch piłkarzy sprowadzonych w ciągu ostatnich trzech lat, o których można powiedzieć, że stanowią wzmocnienie. Są to: Kamil Drygas i Spas Delev. Piłkarzami rezerwowymi są: Cornel Rapa, Adam Gyurcso, Tomasz Hołota, Dariusz Formella, Mate Cincadze.
Młodzieżowcy spoza Akademii
Nawet nasi najlepsi młodzieżowcy (dziś podstawowi gracze w drużynie): Jakub Piotrowski i Marcin Listkowski trafili do Pogoni ponad trzy lata temu, nie są produktem szczecińskiej Akademi. Ponad trzy lata temu trafili do Pogoni też inni utalentowani juniorzy: Kamil Wojtkowski i Michał Walski, którzy obecnie są podstawowymi zawodnikami drużyn grających w ekstraklasie i I lidze: Wiśle Kraków i Ruchu Chorzów.
W obecnej Pogoni wciąż pierwszoplanowymi postaciami są: Ricardo Nunes i Adam Frączczak. Każdy z nich był w Pogoni też przed 2015 rokiem, każdy z nich ukończył 30 lat i jeżeli transferowa skuteczność zostanie zachowana, to strach myśleć, jaka przyszłość czeka klub z 70-letnią tradycją.
Pogoń przez ostatnie trzy lata nie sprowadziła też klasowego napastnika. Po odejściu Robaka były takie próby, jednak każda następna coraz bardziej nieudana. Nie spełnił oczekiwań Vladimir Dvalishvili, natomiast Nadir Ciftci okazał się wyjątkowo źle oszacowaną inwestycją.
Takiego klubu jak Pogoń może nie być stać na przyciągnięcie dużych, uznanych nazwisk i nie o to kibicom chodzi. Po to jednak zatrudniane są osoby odpowiedzialne za skauting, umiejętność oceny piłkarskiego potencjału, by w klubie nie pojawiały się tak rażące pomyłki, jak w dwóch ostatnich okienkach transferowych.
Na dziś sytuację mamy taką, że Pogoń jest jedną nogą w I lidze, są marne szanse na autentyczne wzmocnienie drużyny, a klub jest związany długimi umowami z piłkarzami, z których nie ma praktycznie pożytku. ©℗
Wojciech PARADA
Fot. R. Pakieser