Rozmowa z Pawłem Ozgą, trenerem Vinety Wolin
PODCZAS nadchodzącego weekendu wznowione zostaną rozgrywki piłkarskiej III ligi, a w grupie Bałtyckiej, w której występują zespoły zachodniopomorskie i pomorskie, nasze województwo reprezentowane jest już tylko przez 6 drużyn (Vineta Wolin, Świt Skolwin, Pogoń II Szczecin, Drawa Drawsko Pomorskie, Gwardia Koszalin i Bałtyk Koszalin). Chemik Police z powodu problemów finansowych wycofał się z rozgrywek.
Obecny sezon jest przejściowy, gdyż następuje reorganizacja i z ośmiu obecnie istniejących grup III ligi, powstaną tylko cztery. Kluby zachodniopomorskie w kolejnych rozgrywkach rywalizować będą w 18-zespołowej grupie razem z drużynami pomorskimi oraz kujawsko-pomorskimi i wielkopolskimi.
- Czy Vinecie udało się dobrze przepracować okres przygotowawczy do sezonu? - pytamy Pawła Ozgę, trenera rewelacyjnego beniaminka z Wolina.
- Zrealizowaliśmy prawie wszystkie założenia, ale jedna rzecz nam się nie udała. Z powodu zimy i śniegu nie doszedł do skutku ważny sparing z lubuskim III-ligowcem Stilonem Gorzów, podsumowujący okres intensywnych przygotowań, który miał nam dać odpowiedź na temat ostatecznego kształtu drużyny i jej dyspozycji. Pozostał żal, ale na pogodę nie ma silnych.
- O co będziecie walczyć wiosną?
- Nasze podstawowe zadanie, to walka o utrzymanie, co jak na beniaminka byłoby dobrym wynikiem, biorąc po uwagę, że w obecnym sezonie spadnie większość zespołów. Jako aktualny wicelider tabeli ze sporą ilością punktów mamy tą komfortową sytuację, że nawet jedna przypadkowa porażka nie zepchnie nas do zagrożonej strefy. Ale oczywiście tych przegranych nie może być zbyt dużo. Zacząłem od ostrożnych prognoz, ale po cichu tak sobie myślę, że może powalczymy o coś więcej, bo przecież druga lokata zobowiązuje.
- Jak odbierane są wasze występy w Wolinie?
- Kibiców mamy oddanych i wspaniałych, a już sam awans do III ligi sprawił im wielką radość, zaś dobre wyniki jesienią jeszcze ją spotęgowały. Nasze sukcesy przerosły oczekiwania fanów. Martwi mnie jednak jedna sprawa, że jest dość duży przeskok pomiędzy pierwszym zespołem i grupami młodzieżowymi, więc na dziś nie ma praktycznie możliwości, by III-ligową kadrę zasilać własnymi wychowankami. W tej sytuacji musimy szukać wzmocnień z zewnątrz, ale kibice wybaczają nam to i mimo wszystko są zadowoleni.
- Pierwszych spotkań nie obejrzą jednak na własnym stadionie...
- Tak niestety będzie, bo z powodu modernizacji stadionu i budowy lekkoatletycznej bieżni, co najmniej dwa pierwsze mecze w roli gospodarza, rozegramy gościnnie w Kamieniu Pomorskim, na stadionie tamtejszego Gryfa.
- Prosimy o parę słów na temat pozostałych zachodniopomorskich III-ligowców.
- Świt Skolwin, który podobnie jak my jest beniaminkiem, będzie według mnie czarnym koniem tych rozgrywek. Prezentuje się nadzwyczaj obiecująco i jest bardzo mądrze budowany. Podobnie jak my, pierwszych spotkań nie rozegra na swoim stadionie, lecz na boisku ze sztuczną trawą przy ulicy Pomarańczowej w prawobrzeżnej części Szczecina. U nich powodem nie jest jednak remont boiska na Skolwinie lecz stan murawy i fakt, że przygotowania do sezonu prowadzili na sztucznej nawierzchni, a pierwszy wyjazdowy mecz z Drawą w Drawsku Pomorskim także będą grali na sztucznej trawie. Jeśli chodzi o Drawę, z którą zmierzymy się już w sobotę, podczas wiosennej inauguracji w Kamieniu Pomorskim, to jest to dla mnie totalny znak zapytania. Stracili stopera Arkadiusza Jasitczaka, który odszedł do II-ligowych Błękitnych Stargard i praktycznie się nie wzmocnili. Kolejny zachodniopomorski zespół, to rezerwy Pogoni Szczecin i współczuję ich trenerowi Pawłowi Sikorze, bo prowadzenie ekstraklasowego zaplecza, to naprawdę ciężki kawałek chleba. Często dopiero dzień przed meczem się dowiaduje, kogo może wstawić do składu. Myślę, że jeśli otrzyma zadanie utrzymania się w III lidze, to jest w stanie ten cel zrealizować. Mamy jeszcze koszalińskich III-ligowców i sądzę, że Gwardia walczyć będzie o utrzymanie, a Bałtyk pogodził się już chyba z degradacją. Jesienią grał jeszcze na III-ligowych boiskach Chemik Police, a teraz występować tam będzie jedynie kilku piłkarzy tej drużyny, ale już w innych barwach, między innymi naszego klubu.
- Co czuje trener, gdy jego wychowanek strzela gole w ekstraklasie? W poniedziałek Patryk Lipski dwukrotnie umieścił piłkę w siatce Pogoni Szczecin, zapewniając Ruchowi Chorzów zwycięstwo 3:2...
- Wszyscy kibicujemy Pogoni, ale w tym przypadku... nie mam mu za złe tego co zrobił. Znam go dobrze i wiem, że marzył o debiucie na Twardowskiego. Pewnie wolałby strzelić bramkę dla Pogoni, a nie przeciwko niej. Od dziecka przecież chodził na mecze portowców i zbierał granatowo-bordowe szaliki. Piłkarskie kariery tak się jednak układają, że nie zawsze można tam grać, gdzie by się chciało. Byłem pewny, że wytrzyma ciężki pojedynek w Szczecinie, a nawet miałem przeczucie, że strzeli gola. Właśnie na te tematy esemesowaliśmy przed meczem. Teraz smuci mnie porażka Pogoni, ale jestem dumny, ze swojego wychowanka.
- Kiedy zetknął się pan z nim po raz pierwszy?
- W najmłodszych rocznikach SALOS-u Szczecin gdzie wcześniej byłem trenerem jest bardzo dużo dzieci i spora rotacja, więc nie wszystkich od razu się zapamiętuje. Na Patryka Lipskiego zwróciłem uwagę podczas obozu w Nowogardzie, gdy miał 6 lub 7 lat. Był tam z zespołem, w którym większość chłopców była o rok starsza, ale się wyróżniał determinacją i dobrym charakterem do pracy. Był to typowy podwórkowiec-futsalowiec, który dużo się kiwał i nie rozstawał z piłką, z którą mógł zrobić wszystko. Pamiętam, że nie potrafił przegrywać, złościł się wtedy, rzucał czym popadło. Jest to materiał na klasowego piłkarza i myślę, że trafi jeszcze do lepszych klubów niż Ruch.
- Dziękujemy za rozmowę. ©℗ (mij)