Rozmowa z Maciejem Dąbrowskim - piłkarzem Zagłębia Lubin
29 - letni Maciej Dąbrowski wypromował się w Pogoni Szczecin. Przyszedł do szczecińskiego klubu, jako piłkarz anonimowy, zaledwie z I - ligowym doświadczeniem, ale bardzo szybko się w nowym miejscu zaaklimatyzował i sprawdził. Dziś gra w Zagłębiu Lubin, niedzielnym rywalu portowców.
- Był pan na meczu Pogoni z Ruchem. Czy od trenera Stokowca otrzymał w związku z tym jakieś obserwacyjne zalecenia ?
- Absolutnie nie. W Zagłębiu jest cały sztab szkoleniowy, który dokładnie analizuje mocne i słabe punkty naszych rywali i nie ma potrzeby, by posiłkować się indywidualną oceną poszczególnych piłkarzy. W Szczecinie jestem często, bo zostawiłem tu mnóstwo dobrych znajomych. Odwiedzam miasto przynajmniej raz, a czasem nawet dwa razy w miesiącu. Bliższe kontakty mam z Adasiem Frączczakiem i Rafałem Murawskim, ale nie tylko z nimi. Mam w Szczecinie wspólnika, z którym prowadzimy biznes nie związany z futbolem. Łączę zatem wizyty towarzyskie z biznesowymi. Skoro nadarza się okazja, żeby jeszcze na żywo, z trybun zobaczyć mecz drużyny, w której grało się przez 2,5 roku, to nie może być nic przyjemniejszego.
- Jak się podobał mecz ?
- No trzeba przyznać, że Pogoń zaimponowała. Przegrała pechowo, na pewno w Lubinie będzie chciała się odgryźć, ale my na to nie pozwolimy.
- W Pogoni był pan jednym z trzech równorzędnych środkowych obrońców, z których jeden musiał zawsze usiąść na ławce rezerwowych. To nie była deprymująca sytuacja ?
- Tak się składało, że każdy z nas: ja, Hernani i Wojtek Golla dostawali dużo szans i nikt z nas nie mógł narzekać, że gra zbyt mało. Zawsze są jakieś kontuzje, żółte kartki i każdy klub musi mieć wyrównany skład. Tak było w Pogoni. Ale rzeczywiście, środek obrony był wyjątkowo mocno obsadzony. Bywały też mecze, że grała cała nasza trójka.
- Dziś żadnego z waszej trójki w Pogoni już nie ma.
- Takie jest życie piłkarza. Rzadko można spotkać się z sytuacją, żeby piłkarz grał w jednym klubie dłużej, niż dwa, lub trzy sezony, choć ja nie miałbym nic przeciwko temu. Dziś w Lubinie czuję się dobrze, gram w dobrej drużynie, przed którą rysują się spore perspektywy, nie mogę narzekać, ale moment zmiany klubu zawsze jest sytuacją stresową, ryzykowną i deprymującą. Nigdy się nie wie, co może się wydarzyć nieoczekiwanego.
- Obecnie pana pozycja w Zagłębiu jest bardzo mocna. Ewidentnie pełni pan rolę lidera formacji obronnej. Zgadza się pan z taką opinią ?
- Nie do końca. W drużynie jest dużo młodych, na dorobku piłkarzy, ale są też doświadczeni gracze. W defensywie są obcokrajowcy: Cotra, Guldan i Todorovski. Wszyscy oni są starsi ode mnie, a ja nie uważam się już za młodzieniaszka. Każdy z nich ma na koncie sporo gier w ekstraklasie. Są też młodsi, jak reprezentant kadry młodzieżowej Jarek Jach. Stanowimy dobraną grupę piłkarzy młodszych i tych bardziej doświadczonych. Ja na pewno zaliczam się do tej drugiej grupy.
- Wielu szczecińskich kibiców żałuje, że nie ma pana już w Pogoni. Musiał pan odchodzić ?
- Sytuacja nie przedstawiała się dla mnie rozwojowo. Gdy drużynę przejął Jan Kocian, to postawił na Gollę i Hernaniego. Ja niemal każdy mecz jesienią zaczynałem na ławce rezerwowych. To nie była korzystna dla mnie sytuacja, ale ją rozumiałem. Taka była wola trenera. Po zakończeniu rundy porozmawiałem ze szkoleniowcem i zapytałem, jaką przewiduje dla mnie rolę, czy tylko rezerwowego. On odparł, że na mnie liczy, że ceni i generalnie podbudował mnie. Dwa dni przed Wigilią otrzymałem jednak telefon od dyrektora sportowego, który powiedział, że trener Kocian nie będzie na mnie stawiał. Byłem zaskoczony, musiałem działać. Poprosiłem menadżera, żeby poszukał innego klubu i znalazł mi go bardzo szybko.
- Zagłębie występowało wówczas zaledwie w I lidze. Nie bał się pan, że utkwi na zapleczu ekstraklasy na dobre ?
- Niepewność zawsze jest, ale wierzyłem jednak, że z Zagłębiem awansujemy i tak się stało. Przez całą rundę wiosenną nie było żadnych wątpliwości.
- Grał pan w bloku obronnym, którego postawa przejdzie do historii.
- W całej rundzie wiosennej straciliśmy zaledwie dwa gole. To będzie rekord trudny do pobicia na tym szczeblu rozgrywek.
- Niewątpliwie duża w tym pana zasługa, ale jednak ekstraklasa szybko zweryfikowała wartość lubińskiej defensywy.
- Początek mieliśmy bardzo trudny. Dwa mecze u siebie i zaledwie jeden punkt z dwoma przeciwnikami nazwijmy to niezbyt medialnymi: Koroną i Podbeskidziem. Podobnie jednak zaczęła Termalica, a dziś zapowiada się, że obaj beniaminkowie mogą zakwalifikować się do grupy mistrzowskiej. Byłby to ewenement.
- Trochę zawstydzacie w ten sposób ekstraklasę.
- Trzeba jednak pamiętać, że zarówno Zagłębie, jak i Termalica nie są całkowitymi nowicjuszami. Tak jak już wspomniałem, w kadrach obu zespołów jest mnóstwo doświadczonych piłkarzy, którzy mają już za sobą dość znaczącą przeszłość w ekstraklasie. U nas jest do tego cała plejada młodzieży, świetna baza, szkolenie. To klub, w którym chciałby grać każdy polski piłkarz.
- Beniaminkowie imponują też stylem gry i odwagą. Nie boicie się grać ofensywnie nawet z potentatami krajowymi.
- Ciągle uczymy się gry otwartej, nowoczesnej, szybkiego przechodzenia z ataku do obrony i na odwrót. Potrzeba na to sporo czasu, ale ogromną różnicę na plus widać już na przestrzeni obecnego sezonu. Pół roku temu graliśmy mniej dojrzale, więcej było przypadku, obecnie jesteśmy drużyną już na pewno bardziej poukładaną.
- W Pogoni w 70 meczach strzelił pan siedem goli, w Zagłębiu dopiero tylko jednego. Skąd ten spadek skuteczności ?
- Sezon jeszcze trwa, może coś dołożę. W Pogoni zdobywałem w sezonie dwa, lub trzy gole, więc jest szansa, że podtrzymam tą średnią. Oczywiście nie to jest najważniejsze kto strzela, choć zdobywanie goli na pewno jest miłe.
- Jest pan wyróżniającym się obrońcą w polskiej ekstraklasie. Świadczą o tym statystyki w profesjonalnym programie InStat. Plasuje się pan na szóstym miejscu na 65 sklasyfikowanych defensorów i przed obrońcami Pogoni Szczecina. Duża satysfakcja ?
- Raporty z programu dostajemy po każdym meczu i analizujemy je bardzo dokładnie. Nie robimy jednak tego pod takim kątem, żeby rywalizować z innymi piłkarzami występującymi na tej samej pozycji, ale po to, by korygować błędy i zwracać uwagę na niedociągnięcia. Nie wiem nawet dokładnie, jaką pozycję zajmuję, na pewno każde statystyki mogą być jedynie pomocne w ogólnej ocenie piłkarza, ale nigdy nie powinny odgrywać roli absolutnie wiodącej.
- Dziękuję za rozmowę. ©℗ Wojciech Parada