Czwartek, 26 grudnia 2024 r. 
REKLAMA

Piłka nożna. Szczecinianie pracowali na sukcesy Lecha

Data publikacji: 01 października 2020 r. 16:06
Ostatnia aktualizacja: 02 października 2020 r. 15:48
Piłka nożna. Szczecinianie pracowali na sukcesy Lecha
 

Atmosfera pomiędzy Pogonią Szczecin a Lechem Poznań nigdy nie była przyjazna, a wydarzenia z poprzedniego tygodnia związane z przełożeniem ligowego meczu obu drużyn jeszcze mocniej te relacje zaogniły. W przeszłości było o wiele więcej realnych powodów, dla których do zgody zawsze było daleko.

Lech w czwartkowy wieczór powalczy o awans do fazy grupowej Ligi Europy i warto wspomnieć o dość zamierzchłych czasach z drugiej połowy lat 70. ubiegłego wieku, kiedy poznański klub po raz pierwszy stanął na podium mistrzostw Polski i po raz pierwszy awansował do europejskich pucharów.

Uczynił to przy bardzo dużym udziale szczecinian: trenera Jerzego Kopy i piłkarza Mirosława Justka. Obaj wcześniej przez lata związani byli ze szczecińskim futbolem. Kopa jako szkoleniowiec Pogoni zrobił dla tego klubu bardzo wiele po swojej pracy w Poznaniu. Awansował z Pogonią do ekstraklasy, dwukrotnie doprowadził drużynę do finału Pucharu Polski.

Justek natomiast przed transferem do Lecha spędził w Pogoni aż dziewięć sezonów. Choć nie był wychowankiem klubu, to właśnie tak był w Szczecinie traktowany. Jego odejście do Lecha wywołało złość wśród szczecińskich fanów. Potem okazało się, że piłkarz dopiero w Poznaniu spędził swoje najlepsze lata w karierze.

33-letni trener na ratunek

W sezonie 1976/77 Lech bronił się przed spadkiem. Po ośmiu meczach w rundzie jesiennej zespół przejął zaledwie 33-letni Jerzy Kopa, który mimo bardzo młodego wieku miał już wcześniej doświadczenie w pracy z klubem ekstraklasy. W sezonie 1975/76 prowadził Szombierki Bytom.

W klubie tym wypromował kilku niezłych później piłkarzy. Roman Ogaza pojechał na turniej finałowy igrzysk olimpijskich w Montrealu, a Rudolf Wojtowicz później zadebiutował w pierwszej reprezentacji, został mistrzem Polski, a na boiskach niemieckiej Bundesligi rozegrał ponad 200 spotkań.

Jerzy Kopa trafił do Lecha w rundzie jesiennej roku 1976. Lech po ośmiu meczach zajmował ostatnie miejsce w tabeli, nie wygrał żadnego meczu, a tylko dwa zremisował, tracił najwięcej goli – średnio ponad dwa na jedno spotkanie. Nadzieje na uratowanie ekstraklasy nie były duże, a jednak się udało.

Drużyna Jerzego Kopy na koniec sezonu uplasowała się na czternastym miejscu, ostatnim bezpiecznym, wyprzedzając dwie śląskie ekipy: aktualnych wtedy wicemistrzów Polski GKS Tychy i ROW Rybnik. Oba kluby od tamtej pory nigdy już na najwyższy szczebel piłkarskich rozgrywek w kraju nie wróciły.

Odmieniona drużyna

W tabeli sezonu 1976/77, uwzględniającej 22 mecze pod wodzą Jerzego Kopy, prowadzony przez niego Lech uplasował się na drugim miejscu. Zespół w pierwszych ośmiu meczach bez Jerzego Kopy na trenerskiej ławce przegrał sześć razy, a po objęciu drużyny przez Kopę w 22 spotkaniach przegrał zaledwie cztery razy – najmniej w całej ekstraklasie.

Kopa od samego początku czuł się w Poznaniu bardzo dobrze. W pierwszej połowie lat 60. studiował w tym mieście, grał w uczelnianej drużynie AZS Poznań, ale nigdy nie myślał poważnie o karierze piłkarza. Od samego początku jego marzeniem było zostanie trenerem. Studiował na AWF specjalizację piłka nożna, ale jak sam przyznaje, na polskich – tych bardziej prestiżowych uczelniach futbol nie był sportem najbardziej obleganym.

– Koszykówka, siatkówka, lekka atletyka to były dyscypliny typowo akademickie – wspomina J. Kopa. – Studentom wypadało je uprawiać. Piłka nożna to było coś gorszego. Nie na wszystkich uczelniach była specjalizacja w tym zakresie.

Gdy przychodził do Lecha, nie był to klub na skalę kraju wyjątkowy. Był zaledwie cztery lata po awansie do ekstraklasy, zagrożony degradacją, bez sukcesów i bogatego sponsora. Kopa zauważył jednak w Poznaniu ogromy potencjał i bardzo szybko stworzył jedną z najlepszych drużyn w kraju, promując przy tym kilku wybitnych w późniejszych czasach piłkarzy.

Z ataku do obrony

Gdy trafił do Poznania, był już tam Mirosław Justek. W Pogoni grał na pozycji napastnika, był piłkarzem raczej dogrywającym piłki niż egzekutorem. Miał przy tym bardzo dobrą wydolność, był szybki i zdecydowany. Jerzy Kopa bardzo szybko zauważył, że jest idealnym kandydatem na lewą obronę. Zmienił mu pozycję i była to świetna decyzja.

Justek, będąc lewym obrońcą, pokazał wszystkie swoje walory. Trafił do reprezentacji, rozegrał w niej trzy mecze, pojechał na finałowy turniej mistrzostw świata do Argentyny, a w roku 1978, w którym Lech po raz pierwszy zakwalifikował się do europejskich pucharów, został wybrany najlepszym piłkarzem Lecha, choć konkurencję miał całkiem sporą.

– Graliśmy na stadionie Warty, a na mecze przychodziło po 50 tysięcy ludzi – wspomina Jerzy Kopa. – Justek miał idealne predyspozycje do grania na lewym skrzydle, jak rasowy skrajny obrońca. Miał zdrowie, biegał od pola karnego do pola karnego, świetnie dośrodkowywał. Nie zdziwiło mnie, że pojechał na mistrzostwa świata do Argentyny. Szkoda, że tam nie zagrał, bo był w bardzo dobrej życiowej formie. Gdyby był młodszy, to zająłby miejsce na lewej obronie w reprezentacji na wiele lat.

W sezonie 1976/77 Lech z trudem utrzymał się w ekstraklasie, a już w kolejnym sezonie należał do najlepszych. Miał nawet szansę na wywalczenie wicemistrzostwa Polski, ale przegrał w ostatnim meczu ze Śląskiem Wrocław i stracił pozycję wicelidera.

Wygrana w Szczecinie

W ostatnim meczu roku 1977 Lech był podejmowany przez Pogoń w meczu rozegranym awansem z rundy wiosennej. Pogoń mecz przegrała 2:3 i było to pierwsze zwycięstwo drużyny z Poznania na stadionie w Szczecinie. Stało się to z 34-letnim szczecińskim szkoleniowcem na trenerskiej ławce znienawidzonego klubu i ze szczecińską legendą Mirosławem Justkiem w składzie poznańskiego zespołu. Dla kibica Pogoni nie mogło w tamtym dniu wydarzyć się nic gorszego.

To jednak nie koniec szczecińsko-poznańskich zależności w tamtym czasie. Sezon 1977/78 był pierwszym w poznańskiej drużynie zaledwie 18-letniego Mirosława Okońskiego, który kilka tygodni przed przeprowadzką do Poznania był już praktycznie piłkarzem Pogoni.

– Gdy miałem 17 lat, graliśmy z Gwardią Koszalin mecz z Pogonią w 1/16 finału Pucharu Polski – wspomina Okoński. – Wygraliśmy 1:0, a ja rozegrałem świetny mecz. To wtedy miałem pierwszy kontakt ze szczecińskim klubem, choć nie mogłem jeszcze wiedzieć, jak potoczą się moje losy.

Szczecin nie był dla Okońskiego obcym miastem. Mieszkała tu jego rodzina, często przyjeżdżał w odwiedziny. Gwardia Koszalin w sezonie 1976/77 grała w Pucharze Polski fenomenalnie. Prócz Pogoni wyeliminowała jeszcze naszpikowanego reprezentantami kraju Górnika (z Gorgoniem, Wieczorkiem i Szarmachem) i przegrała dopiero w ćwierćfinale z mistrzem Polski Śląskiem Wrocław.

– Pogoni kibicowałem od zawsze – wspomina Okoński. – Ucieszyłem się, kiedy ta zainteresowała się moją osobą. Wszystko było już dogadane. Byłem w Szczecinie na rozmowach, pokazywali mi nawet mieszkanie w wieżowcu na placu Zwycięstwa. Blisko mieszkała moja rodzina, więc byłem zadowolony.

Oszukany przez prezesa

Do transferu jednak nie doszło. Prezesem Pogoni był wówczas Jan Więcław, który niemal całą swoją piłkarską karierę spędził w konkurencyjnej Arkonii. To przez jego nieprofesjonalne podejście nie doszło do transferu, który mógł odmienić całą historię klubu.

– Ten człowiek chciał mnie oszukać – kontynuuje Okoński. – Obiecywał 200 tys. zł, a potem wmawiał mi, że umówiliśmy się na 150 tys. zł. Miałem również oferty z Górnika i Lecha, więc nie zastanawiałem się długo i zerwałem negocjacje.

W ten sposób Pogoń straciła kapitalną okazję pozyskania utalentowanego piłkarza. Z nim w składzie może sięgnęłaby po mistrzostwo Polski, które dla Lecha trzy razy wywalczył Okoński. Były to pierwsze trofea dla poznańskiego klubu, a Pogoń wciąż na takie czeka.

Okoński miał propozycję z Górnika Zabrze i Lecha Poznań. Górnik szukał następcy Andrzeja Szarmacha, ale przeważyła bliskość Poznania z rodzinnym Koszalinem i dość skuteczna walka Jerzego Kopy o utalentowanego napastnika. W Lechu tworzyło się coś nowego, a Okoński od samego początku miał być ważną częścią nowego projektu Jerzego Kopy.

Okoński za kadencji Jerzego Kopy po rozegraniu zaledwie 15 spotkań w ekstraklasie zadebiutował w wieku 18 lat w reprezentacji Polski prowadzonej przez Jacka Gmocha. Na turniej do Argentyny jednak nie pojechał, choć w swoim premierowym sezonie w ekstraklasie zdobył siedem goli. ©℗

Wojciech PARADA

REKLAMA
REKLAMA

Komentarze

gregor102
2020-10-02 15:36:28
Ja przez idiotów z Legii (zgoda Legii z Sosnowcem) zacząłem kibicować Lechowi Poznań i Polonii Warszawa.. ;)

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA