Rozmowa z Łukaszem Zwolińskim – piłkarzem Pogoni Szczecin
23-letni Łukasz Zwoliński czekał na swojego gola w ekstraklasie równe pół roku i 816 minut. Zdobył go w najodpowiedniejszym momencie. Gol zadecydował o wygranej nad odwiecznym rywalem Lechem Poznań, o pierwszej wygranej w grupie mistrzowskiej i powrocie na trzecie miejsce w tabeli.
– Było jakieś szczególne świętowanie po meczu z Lechem? Okazja przecież wyborna, a Pogoń nie wygrywa wiosną zbyt często.
– Okazja była przednia z kilku powodów. Przede wszystkim wygraliśmy po bardzo długim czasie i to jest najważniejsze. Fakt, że ja strzeliłem gola jest miły, ale zdecydowanie bardziej, że w końcu wygraliśmy. Ponadto do Szczecina przyjechał akurat mój serdeczny przyjaciel Wojtek Golla wraz ze swoją dziewczyną. Spotkaliśmy się dużą grupą w jednej z pizzerii. Był Mateusz Lewandowski, Sebastian Rudol, Takafumi Akahoshi, Vladimir Dwaliszwili. Wszyscy ze swoimi partnerkami. O wielkim świętowaniu nie było oczywiście mowy, potem przenieśliśmy się jeszcze do mnie do domu. Bardzo miły wieczór.
– Niedziela i poniedziałek były dniami wolnymi, był zatem czas na odreagowanie.
– Niedziela tak, ale poniedziałek przynajmniej dla mnie już nie. Każdy wolny dzień spędzam na uczelni. Studiuję na drugim roku Wydziału Kultury Fizycznej i Promocji Zdrowia i jeżeli nie mamy akurat treningu, zgrupowania, meczu, ani wyjazdu, to ja systematycznie uczęszczam na zajęcia. Nie mam żadnej taryfy ulgowej. Jestem na studiach dziennych i muszę zaliczać wszystkie kolokwia, tzw. wejściówki i oczywiście egzaminy. Mogę sobie jedynie pozwolić na więcej nieobecności, ale wszystkie muszą być usprawiedliwione.
– Coraz częściej pojawiają się głosy, że zawodowy piłkarz musi się skupić wyłącznie na futbolu. Zaprzątanie głowy innymi sprawami może na jakimś etapie mieć negatywne konsekwencje. Zgadza się pan z taką opinią?
– Absolutnie nie. Jestem młodym człowiekiem i tak naprawdę zaczynam nie tylko swoją piłkarską karierę, ale też życie. Nie wiem, co będzie za 5, lub 10 lat i chcę się jakoś do tego przygotować. Nie wiem jeszcze, czy zostanę w przyszłości trenerem. To zbyt odległa perspektywa. Jestem na kierunku wychowania fizycznego ze specjalizacją piłka nożna i chcę mieć w życiu jakąś alternatywę. Oczywiście wiem, co jest moim życiowym priorytetem. Jeżeli mamy dwa treningi dziennie, to na uczelnię już nie idę, ale jeżeli jest jeden trening dziennie na godzinę 17, to nic nie stoi na przeszkodzie, żebym był na zajęciach. To jest tylko i wyłącznie kwestia dobrej organizacji.
– Studiuje pan razem z Sebastianem Rudolem. We dwójkę raźniej?
– Oj zdecydowanie tak. Wspieramy się, przepytujemy, pomagamy. Samemu byłoby na pewno trudniej. Nie uważam, żebym robił coś nadzwyczajnego. Wiem, że mało jest studentów wśród piłkarzy, ale to nie jest jakiś niewyobrażalny wysiłek.
– Pomówmy o piłce. Ten gol z Lechem może okazać się jakimś przełomem?
– Mam nadzieję. Na pewno jednak nie jest tak, że jak już strzeliłem tego gola, to teraz wszystko będzie łatwo i przyjemnie. Nie będzie, znów trzeba będzie o następne bramki mocno zabiegać i mam tego świadomość. Tak naprawdę to nie czuję się wcale gorzej, niż rok temu, kiedy te bramki zdobywałem regularnie, niemal w każdym meczu. Myślę nawet, że dziś jestem w lepszej dyspozycji, szczególnie fizycznej, mam na pewno większe doświadczenie. Brakowało tylko tych bramek, czyli tego co najważniejsze. To dotyczy całej drużyny, wszyscy czujemy moc, siłę, nie brakuje nam pary do ostatniej minuty. Myślę, że jeszcze w tym sezonie wiele dobrego pokażemy.
– Ma pan obecnie 7 goli na koncie, a w poprzednim sezonie było ich 12. Zostały cztery mecze i myślę, że granica 10 goli jest jak najbardziej realna, a wtedy sezon można będzie uznać za całkiem udany.
– Na pewno nie będę składał żadnych deklaracji. Może strzelę te trzy bramki brakujące do granicy 10, a może tylko jedną. Zobaczymy. Tak naprawdę to myślę głównie o sukcesie drużyny, a nie swoim indywidualnym. Tak jak już wspomniałem, jestem wciąż piłkarzem na dorobku i po raz pierwszy pojawiła się szansa na sukces sportowy. Kilku piłkarzy z naszej szatni już wie, jak to smakuje, a kilku wciąż na to czeka.
– Żeby tak się stało, to trzeba strzelać bramki, a Pogoń w tegorocznych meczach zdobyła na wyjeździe tylko dwa gole. Wszystkie po strzałach Murawskiego.
– Wszyscy wiedzą, jak ważnym jest dla nas Rafał piłkarzem. Nie trzeba nic dodawać. Znów wracamy w naszej rozmowie do zdobywania bramek. Ja to rozumiem, w końcu jestem napastnikiem, więc o czym mamy rozmawiać. To jest mój trzeci poważny sezon. Dwa lata temu strzelałem bramki w Górniku Łęczna. Spotykałem się jednak z głosami, że to tylko I liga, że w ekstraklasie muszę to potwierdzić. Potwierdziłem z nawiązką, zdobyłem w poprzednim sezonie 12 bramek. Teraz jest ich mniej. W piłce trzeba umieć nie tylko wspiąć się na jakiś szczebel, ale też trzeba umieć się na nim utrzymać. W przeszłości było wielu piłkarzy, którzy strzelali gole tylko w jednym sezonie, a później nie umieli tego powtórzyć. Nie radzili sobie z presją, z rozpoznawalnością. Cały czas pracuję nad tym, by strzelać gole regularnie. To dla napastnika jest najważniejsze.
– Jak pan ocenia grę dwójką napastników. Z Lechem po raz pierwszy zdarzyło się, że zdobył pan bramkę grając w tym systemie?
– Uważam, że powinniśmy tak grać cały czas. Ostatni raz wyszliśmy dwójką napastników chyba w meczu z Ruchem, który pechowo przegraliśmy 2:3. Jako drużyna wyglądaliśmy jednak dobrze, stwarzaliśmy dużo sytuacji i myślę, że to efekt naszego ofensywnego ustawienia. Uważam, że grając dwójką napastników otwiera się przed zespołem więcej możliwości w ofensywie. Obrońcy drużyny przeciwnej są rozbiegani, koncentrują się przynajmniej na dwóch piłkarzach będących blisko swojej bramki. To jest też szansa dla piłkarzy z drugiej linii na włączenie się do akcji. Mi osobiście z Vlado gra się znakomicie. To świetny piłkarz i na pewno pokaże jeszcze duże możliwości. Jest dobrze wyszkolony, dużo widzi, podaje, ma asysty. To duża przyjemność grać z nim w jednej linii. Mam nadzieję, że tak będzie w kolejnych spotkaniach.
– Uczestniczy pan w dodatkowych treningach strzeleckich?
– Cały czas. Zostaję po treningach z trenerem Marcinem Węglowskim i ćwiczymy różne zachowania w polu karnym. Na pewno nie jest tak, że uważam się za napastnika kompletnego, ciągle coś chcę poprawiać, bo jest tego dużo.
– Dziękuję za rozmowę. ©℗ Wojciech Parada
Fot. R. Pakieser