Rozmowa z Nataliją Hryb, piłkarką nożną Olimpii Szczecin
Ukraińska napastniczka szczecińskiej Olimpii Natalija Hryb podczas ostatniego meczu ekstraligi z Polonią Poznań dokonała nie lada wyczynu, bo aż pięciokrotnie wpisała się na listę strzelczyń, a już do przerwy popisała się klasycznym hat-trickiem, zdobywając trzy bramki. Po tak udanym dla niej spotkaniu poprosiliśmy ją o krótką rozmowę.
– Czy wcześniej w jakimś oficjalnym spotkaniu popisała się już pani podobnie fenomenalną skutecznością?
– Po raz pierwszy dokonałam takiego wyczynu, a dodam, że w czasie pobytu w Polsce od października 2016 roku, ani razu nie udało mi się nawet ustrzelić hat-tricka, bo moim najlepszym osiągnięciem do tej pory były dwa gole w meczu. Po spotkaniu z Polonią, wygranym przez nas 10:0, byłam więc w bardzo dobrym nastroju, ale muszę uczciwie przyznać, że mój strzelecki dorobek to głównie zasługa koleżanek z drużyny, którym bardzo dziękuję. Dostawałam mnóstwo naprawdę fajnych podań i wystarczyło mi tylko przykładać nogę, by piłka trafiała do siatki.
– Może wieść o popisie snajperskim dotrze na Ukrainę i zaowocuje powołaniem do reprezentacji kraju?
– Pierwszy raz zostałam powołana do kadry narodowej do lat 15, a później regularnie powoływano mnie do coraz starszych reprezentacji młodzieżowych, ale gdy wyjechałam do Polski chyba przestano mnie oglądać i nie dostałam szansy występów w seniorskiej drużynie. Nie wiem jak to się dalej ułoży, ale nie chcę sobie robić złudnych nadziei i o reprezentacyjnej karierze wolę nie myśleć.
– Jak podoba się pani w grodzie Gryfa i czy są plany, by pozostać u nas na dłużej?
– W Szczecinie mieszkam już prawie trzy lata i bardzo mi się to miasto podoba, a moje najbardziej ulubione miejsca, to Wały Chrobrego i bulwary po drugiej stronie Odry. Dużym atutem jest też fakt, że z miasta nie jest wcale tak daleko nad morze i można sobie robić sympatyczne wycieczki. Wyczynowy sport, a zwłaszcza w grach zespołowych, ma to do siebie, że często wymusza przeprowadzki. Nie wiem jak dalej potoczy się moja piłkarska kariera i czy pozostanę na dłuższy czas w mieście, które minionej niedzieli było dla mnie nad wyraz szczęśliwe.
– Jak rozpoczęła się przygoda z piłką nożną?
– W moim rodzinnym Biguniu, w obwodzie żytomierskim w centralnej Ukrainie blisko granicy z Białorusią, już od najmłodszych lat chodziłam z bratem pokopać piłkę i po prostu skazana zostałam na futbol. Teraz niestety, bardzo rzadko mogę odwiedzać rodzinne strony i z reguły jeżdżę do Bigunia jedynie dwa razy do roku, gdy jest przerwa w rozgrywkach. Cieszę się więc, bo już niedługo, w czerwcu, będę się mogła wybrać w rodzinne strony na dwa lub trzy tygodnie.
– Dziękujemy za rozmowę. ©℗
(mij)
Fot. Ryszard Pakieser