Rozmowa z Miłoszem Przybeckim - piłkarzem Pogoni Szczecin
Piłkarze Pogoni Szczecin grają w niedzielę w Lubinie z miejscowym Zagłębiem. To jeden z bliższych wyjazdów i szczególny dla Miłosza Przybeckiego. W klubie z Lubina grał przez dwa lata i nie był to dla niego udany czas.
- To będzie dla pana pierwsza wizyta na lubińskim stadionie od kiedy rozstał się pan z tym klubem. Jest dodatkowy dreszczyk emocji ?
- Jesienią podejmowaliśmy Zagłębie u siebie i wtedy może rzeczywiście motywacja była trochę silniejsza, ale dziś perspektywa jest nieco większa, pewne sprawy uległy zatarciu i dodatkowej presji nie odczuwam.
- Jesienny mecz z Zagłębiem w Szczecinie był dla pana jednym z lepszych w barwach Pogoni. Pamięta pan tamto spotkanie ?
- Zremisowaliśmy 0:0, więc wynik nie był zbyt dobry. Ja zagrałem wtedy w wyjściowym składzie, miałem jedno dobre dogranie w pole karne, które mogło zakończyć się golem. Nie rozpamiętuję tamtego spotkania w jakiś szczególny sposób.
- Wygląda na to, że jest raczej mało prawdopodobne, by zagrał pan w Lubinie od pierwszej minuty. Nie deprymuje pana myśl, że jednak do pierwszego składu wciąż jest pan daleko ?
- Wiosną zagrałem od pierwszej minuty w jednym meczu i wyszedł dla mnie bardzo dobrze. Co prawda drużyna nie wygrała, bo zremisowaliśmy z Termaliką 1:1, ale ja strzeliłem gola, brałem udział jeszcze w kilku dobrych akcjach całego zespołu, więc pokazałem trenerowi, że zawsze może na mnie liczyć. To bardzo ważne dla zawodnika z nieco drugiego planu, by w momentach, kiedy nie ma kilku podstawowych zawodników, udało się zaistnieć i zrobić coś pożytecznego.
- Po zdobyciu gola poczuł się pan pewniej i wyraźnie było widać większą swobodę w poczynaniach. Czy w istocie poczuł pan większy luz ?
- Jeżeli strzela się bramkę dającą prowadzenie i jest to w dodatku pierwszy gol w sezonie, to na pewno zwiększa to pewność i poczucie wartości. Tak było w moim przypadku. Radość z gry jest większa, można pokusić się o zagrania mniej standardowe, trochę bardziej szalone.
- Jak ta akcja, kiedy wymanewrował pan przy bocznej linii dwóch piłkarzy i wyłożył piłkę, jak na tacy Murawskiemu ?
- Na przykład. Bardzo żałuję, że nie udało się wtedy zdobyć gola. Rafał na tą bramkę zasługiwał, a ja do gola dołożyłbym jeszcze asystę.
- Pana zejście z boiska w końcówce meczu przy prowadzeniu 1:0 miało wywołać wśród kibiców owację. Poczuł pan przychylność trybun ?
- Usłyszałem brawa i na pewno było to miłe. Szczególnie w kontekście kilku jesiennych meczów, kiedy kibice naprawdę mnie nie oszczędzali.
- No właśnie, jak się pan czuł w meczu z Lechią, kiedy wchodząc na boisko przy stanie 0:0 usłyszał z trybun gwizdy ? To bardzo rzadka sytuacja.
- Na pewno nie było to nic przyjemnego, ale my piłkarze musimy być przygotowani na różne reakcje ze strony trybun i nie powinny one nas robić żadnego wrażenia. Miałem w głowie tylko jedno, by pomóc drużynie wygrać mecz i to się akurat udało. To po mojej akcji Rafał Murawski zdobył wtedy gola dającego nam zwycięstwo, a szło nam jak po grudzie, więc radość była szczególnie mocna.
- Jesienią tych dobrych meczów nie było jednak zbyt wiele. Dlaczego ?
- Bardzo często się zdarza, że po zmianie klubu te pierwsze pół roku jest trudne. Trzeba się oswajać z nową rzeczywistością, zrozumieć grę całej drużyny, specyfikę trybun. Myślę, że ten najtrudniejszy okres mam za sobą. Od wspomnianego meczu z Lechią było już lepiej. Końcówka poprzedniej rundy na pewno była w moim wykonaniu na plus, w obecnej rundzie chciałbym dokonać kolejnego postępu, dołożyć coś, by drużyna skorzystała i żeby kibice bardziej się do mnie przekonali.
- Pogoń gra w niedzielę z Zagłębiem, z którym najpierw spadł pan z ekstraklasy, a następnie do niej awansował. Jakie ma pan wspomnienia z tego klubu ?
- Niezbyt dobre. Przechodziłem do Zagłębia po najlepszym moim sezonie, jaki grałem w Polonii Warszawa, więc spodziewałem się zupełnie czegoś innego. Zagłębie miało być klubem, które powinno bić się o najwyższe cele, a ja liczyłem, że w tym pomogę. Było zupełnie odwrotnie. Spadliśmy do I ligi, a ja nie mogłem się długo w nowym miejscu zaaklimatyzować.
- W I lidze zbierał pan jeszcze gorsze recenzje. O ile w ekstraklasie zdobył pan dla Zagłębia 5 goli, to w I lidze już żadnego.
- Dlatego zdałem sobie sprawę, że mój czas w Lubinie minął i muszę poszukać nowego klubu i nowych wyzwań. Latem podczas ubiegłorocznego okresu przygotowawczego byłem już zdecydowany na opuszczenie klubu. Dzień przed sparringiem z Pogonią dowiedziałem się, że jest z tego klubu propozycja. Zagrałem w meczu kontrolnym jeszcze w barwach Zagłębia, strzeliłem nawet bramkę i chyba tym przekonałem Pogoń, by na mnie postawiła.
- Zimą klub pozbywał się kolejnych skrzydłowych. Najpierw Małecki, potem Murayama, Danielak, a na końcu dopiero co sprowadzony Traore. Pan jednak wciąż jest daleko od podstawowego składu.
- W pierwszych dwóch meczach rzeczywiście nie zagrałem nawet minuty, ale po spotkaniu z Termaliką wchodziłem już do gry w roli zmiennika, więc wyjściowego składu nie jestem tak bardzo daleko. Pozostałem w tej drużynie, dostałem szansę i chcę ją wykorzystać. To jest dla mnie bardzo ważna runda, jeżeli zawiodę, to klub najprawdopodobniej rozstanie się ze mną. Mam przekonanie, że w Pogoni tworzy się coś ważnego, wyjątkowego, więc na pewno chciałbym tu zostać. Muszę jednak wykorzystywać swoje szanse, wszystko zależy ode mnie.
- Dziękuję za rozmowę. ©℗ Wojciech Parada
Fot. R. Pakieser