Henryk Wawrowski, Marek Szczech i Dariusz Adamczuk, to piłkarze reprezentujący drużynę Pogoni Szczecin, którzy rywalizowali przeciwko reprezentacji Holandii i to w meczach o punkty, w kwalifikacjach do mistrzostw Europy i mistrzostw świata. Przeciwko reprezentacji Holandii grali też byli piłkarze Pogoni: Marek Leśniak i Kamil Grosicki.
W piątkowy wieczór do tego grona ma szanse dołączyć Sebastian Walukiewicz. Jest po Adamczuku, Leśniaku i Grosickim kolejnym byłym piłkarzem Pogoni, który na mecz przeciwko reprezentacji Holandii powoływany został z klubu zagranicznego. Żaden z wymienionych nie zagrał jednak przeciwko drużynie Oranje w tam młodym wieku.
W roku 1975 doszło do dwóch konfrontacji reprezentacji Polski i Holandii w eliminacjach do mistrzostw Europy. To były wtedy: druga i trzecia reprezentacja świata, a podstawowym graczem w kadrze Kazimierza Górskiego był prawy obrońca Pogoni Szczecin Henryk Wawrowski, który uczestniczył w jednym z najlepszych meczów polskiej reprezentacji w historii.
Henryk Wawrowski był wiodącą postacią reprezentacyjnej drużyny Kazimierza Górskiego, biorącej udział w eliminacjach do piłkarskich mistrzostw Europy. Nasza ekipa grała w najtrudniejszej grupie – z Holandią i Włochami, a mecze z tymi drużynami i z udziałem Wawrowskiego przeszły do historii polskiej piłki nożnej.
Wygrana z Cruyffem i Neeskensem
Co prawda biało-czerwonym nie udało się wyjść z grupy, ale zdołali w legendarnym meczu na stadionie Śląskim w Chorzowie rozbić słynną Holandię z Cruyffem i Neeskensem w składzie aż 4:1. Porażka 0:3 w Amsterdamie pozbawiła nasz zespół pierwszego miejsca w grupie, które było na wyciągnięcie ręki.
Na kolejny mecz przeciwko reprezentacji Holandii z piłkarzem Pogoni w składzie czekaliśmy do roku 1987. Polska reprezentacja prowadzona przez Wojciecha Łazarka przegrała z Holandią 0:2 (0:2), oba gole w pierwszej połowie meczu zdobył Ruud Gullit. Bramki reprezentacji Polski strzegł Marek Szczech.
Pięć lat później, w roku 1992 w Rotterdamie odbył się eliminacyjny mecz do piłkarskich mistrzostw świata, w którym Holandia zremisowała z Polską 2:2 (1:2), a cały mecz zagrał piłkarz beniaminka piłkarskiej ekstraklasy Pogoni Szczecin, Dariusz Adamczuk. To była ostatnia runda naszego wychowanka w szczecińskim zespole przed podpisaniem kontraktu z Eintrachtem Frankfurt.
Rok 1987 nie był dobry dla reprezentacji Polski, ale za to znakomity dla Pogoni Szczecin. Drużyna pod wodzą Leszka Jezierskiego wywalczyła wicemistrzostwo Polski, grał bardzo ofensywnie, w całym sezonie zdobyła w 30 meczach aż 64 gole. Na poziomie reprezentacyjnym grało kilku piłkarzy Pogoni.
Nowa krajowa siła
Pogoń byłą nową siłą w krajowym futbolu, ale w eliminacjach do mistrzostw świata grał regularnie tylko jeden jej piłkarz – Marek Ostrowski. Trzon reprezentacji olimpijskiej tworzyli właśnie gracze ze Szczecina. Do reprezentacji prowadzonej przez trenera Zdzisława Podedwornego powoływani byli: Marek Szczech, Krzysztof Urbanowicz, Kazimierz Sokołowski i Marek Leśniak. Każdy z nich miał już też za sobą debiut w pierwszej reprezentacji Polski.
To była przedziwna sytuacja w polskim futbolu. Szanse na awans do finałowego turnieju mistrzostw Europy straciła pierwsza reprezentacja, a ponieważ wielu piłkarzy mogło grać zarówno w pierwszej drużynie, jak i olimpijskiej, to uznano, że priorytet ma ta druga.
Z tego między innym powodu częściej do olimpijskiej reprezentacji powoływany był Marek Leśniak i gdyby nie obowiązujący wówczas przepis, to z całą pewnością dziś jego dorobek w reprezentacji byłby znacznie bardziej okazalszy, niż 20 występów i 10 goli.
Ciekawą historię z tego powodu zapisał wspomniany wcześniej Marek Szczech. 14 października 1987 roku bronił w bramce pierwszej reprezentacji Polski w eliminacyjnym meczu do mistrzostw Europy z Holandią, natomiast dwa tygodnie później był już bramkarzem kadry olimpijskiej meczu rozgrywanego w Szczecinie przeciwko Danii.
Szczech kontra Gullit
W meczu przeciwko Holandii w wyjściowym składzie grał 31-letni wówczas Marek Szczech, natomiast w roli rezerwowego wystąpił Czesław Jakołcewicz, wtedy gracz Lecha Poznań, ale rozpoczynający swoja karierę najpierw w Arkonii, a następnie wypromowany w Stali Stocznia.
Dla Szczecha był to drugi występ w pierwszej reprezentacji kraju, debiutował niespełna miesiąc wcześniej w towarzyskim spotkaniu z Rumunią, wygranym 3:1. To był już zmierzch kariery fenomenalnego i niezwykle lubianego bramkarza. Grał bardzo efektownie, czasem wręcz w sposób efekciarski. Dzięki temu zyskiwał szacunek i był bardzo popularny.
Bilans meczów w pierwszej reprezentacji zatrzymał się na dwóch, ale ten rozegrany w Zabrzu był wyjątkowy. Polska przegrała z rodzącą się siłą światowego futbolu. Holandia 8 miesięcy później sięgnęła po mistrzostwo Europy praktycznie z tymi wszystkimi piłkarzami przeciwko którym mierzył się bramkarz Pogoni. To był nie tylko Gullit – zdobywca dwóch goli, ale także; Marco van Baasten, Ronald Koeman, Hans van Breukelen, prowadzeni przez słynnego szkoleniowca Rinusa Michelsa.
Rok 1992 był wyjątkowy zarówno dla reprezentacji Holandii, jaki reprezentacji Polski. Ta pierwsza dotarła do półfinału mistrzostw Europy, a polski zespół do finału Igrzysk Olimpijskich. Polski zespół eliminacje do mistrzostw świata rozpoczął od wygranej z Turcja 1:0, ale w Rotterdamie przeciwko Holandii miało już nie być tak łatwo. Trener Andrzej Strejlau do wyjściowego składu desygnował czterech olimpijczyków, a jednym z nich był Adamczuk.
Pierwszy raz o punkty
Dla wychowanka Pogoni to był trzeci występ w pierwszej reprezentacji, ale dopiero pierwszy o stawkę i to przeciwko tak znakomitej drużynie, jednej z najlepszych na świecie w składzie z Gullitem, Rijkardem, van Baastenem, Bergkampem. Strejlau miał słabość do wychowanka Pogoni, dał mu szansę debiutu w reprezentacji, gdy ten grał jeszcze w II-ligowej Pogoni.
To właśnie olimpijczycy: Marek Koźmiński i Wojciech Kowalczyk zdobyli po jednej bramce wyprowadzając polski zespół już w 20 minucie na prowadzenie 2:0. Wygranej nie udało się utrzymać, ale remis z tak klasowym rywalem też wtedy uznano za wynik znakomity.
To był ostatni występ w reprezentacji Włodzimierza Smolarka, powołanego przez trenera Strejlaua w trybie awaryjnym. 35-letni piłkarski weteran grywał wówczas w holenderskim Utrechcie, a nasz szkoleniowiec słusznie uznał, że może się przydać. Smolarek mógł rozstrzygnąć o losach meczu, ale nie wykorzystał przy stanie 2:2 sytuacji sam na sam.
W roku 1993 z udziałem dwóch byłych piłkarzy Pogoni Szczecin: Marka Leśniaka i Dariusza Adamczuka doszło do meczu, który na trwałe przeszedł do historii polskiego futbolu, ale absolutnie nie z powodu wydarzeń na boisku. Marek Leśniak i Dariusz Adamczuk nie byli już piłkarzami Pogoni. Ten pierwszy grał akurat dla niemieckiego Wattenscheid, a ten drugi dla szkockiego FC Dundee. Obaj rozpoczynali zagraniczne kariery od klubów zdecydowanie bardziej renomowanych.
Leśniak w znacznie silniejszym od Wattenscheid Bayerze Leverkusen grał aż cztery sezony, ale już Adamczuk dla czołowej wtedy ekipy w Bundeslidze – Eintrachcie Frankfurt zagrał zaledwie pięć spotkań w ciągu pół roku i to w niepełnym wymiarze czasowym. To były zdecydowanie dla niego za wysokie progi.
Pupile Strejlaua
Obaj na eliminacyjny mecz do mistrzostw świata z Holandią stanowili podstawowe ogniwa. Nie tylko na ten mecz. W całym 1993 roku byli pupilami w kadrze prowadzonej wtedy przez trenera Andrzeja Strejlaua. Mecz z Holandią odbywał się już jednak pod wodzą jego asystenta - Lesława Ćmikiewicza.
Leśniak zagrał w siedmiu meczach roku 1993 i strzelił pięć goli, a Adamczuk wystąpił w pięciu pojedynkach i zdobył jedną bramkę. Ten drugi rozegrał w kadrze łącznie 12 spotkań i w żadnym innym roku kalendarzowym nie grał w reprezentacji tak często, jak właśnie w roku 1993. To był jego najlepszy czas w reprezentacji, miał zaledwie 24 lata i karierę przed sobą.
Listopadowy mecz z Holandią w Poznaniu kończył pewną epokę. Był ostatnim meczem eliminacji, ostatnim w roku, dla Adamczuka ostatnim przed sześcioletnią przerwą w reprezentacji, a dla Leśniaka ostatnim dla reprezentacji o punkty.
To był mecz, w którym reprezentacja Polski nie miała już szans, żeby awansować, ale miał duży ciężar gatunkowy dla Holandii, która koniecznie go musiała wygrać. Tak też uczyniła. Wygrała w Poznaniu 3:1. Honorowego gola dla polskiej drużyny zdobył Leśniak, a udział w nim miał Adamczuk, który był ostatnim piłkarzem dogrywającym piłkę do strzelca bramki.
Ostatni gol Leśniaka
Był to ostatni, dziesiąty gol byłego napastnika Pogoni Szczecin zdobyty dla reprezentacji. Spotkanie nie zostało jednak zapamiętane, jako wydarzenie piłkarskie, ale jako wydarzenie na trybunach – absolutnie bez precedensu. Stadion mogący pomieścić 18 tysięcy fanów w zdecydowanej większości wypełniony był fanami holenderskimi. Przyjechało ich aż 15 tysięcy. Dla polskich kibiców pozostawiono zaledwie 3 tysiące biletów i to nie w miejscach najbardziej komfortowych, ale tych z najgorszą widocznością.
Dziś taka sytuacja jest nie do pomyślenia, ale 27 lat temu miała miejsce. Po raz pierwszy zdarzyło się, że do Polski w jednym czasie i na jedno wydarzenie przyjechała tak gigantyczna grupa kibiców z obcego kraju. Przybyło łącznie 20 specjalnych samolotów, 150 autokarów, setki samochodów i 70 pociągów. Holenderscy fani mieli pomarańczowe koszulki, flagi, czapki, a także przywieźli ze sobą sektorówki. Ponadto sympatycy „Pomarańczowych” przywieźli ze sobą też bardzo dużą ilość pirotechniki.
Polska po raz pierwszy zobaczyła zagranicznych kibiców świetnie zorganizowanych, ubranych niemal tak samo, w barwy drużyny, której kibicowali. W Polsce takie rzeczy się jeszcze nie działy. To właśnie w tamtym roku doszło do tragedii przed meczem Polska – Anglia, kiedy zamordowany został kibic Pogoni Szczecin.
Polskie grupy kibicowskie nie były wtedy absolutnie zorganizowane, a na meczach reprezentacji zamiast barw narodowych przeważały klubowe. Z tego też powodu mecze reprezentacji bywały pretekstem do wywoływania burd ulicznych i stadionowych. Mecz w Poznaniu unaocznił wszystkim, że piłka nożna i kibice, to przede wszystkim znakomity biznes. Szybko liczono zyski dla miasta, restauratorów, właścicieli knajp i barów.
W roku 2016 polska reprezentacja piłkarska mierzyła się z Holandią po raz ostatni. W towarzyskim meczu poprzedzającym finałowy turniej mistrzostw Europy we Francji Polska przegrała w Gdańsku z Holandią 1:2. W meczu wystąpił wychowanek Pogoni Kamil Grosicki, który odniósł kontuzje eliminującą go z gry w inauguracyjnym spotkaniu turnieju we Francji. ©℗ Wojciech Parada