Pogoń Szczecin - Arka Gdynia 1:0 (0:0) 1:0 Frączczak (60).
Żółte kartki: Dwali, Listkowski (Pogoń), oraz Siemaszko, Helstrup, Warcholak, Nalepa, Sołdecki (Arka).
Sędziował Zygmunt Jakubik (Siedlce)
Widzów: 3587.
Pogoń: Załuska - Râpă, Fojut, Dwali, Matynia - Delew (86, Rudol), Piotrowski, Murawski (46, Zwoliński), Drygas, Frączczak - Listkowski (90, Kort).
Arka: Šteinbors - Zbozień, Sołdecki, Helstrup, Warcholak - Vinícius (63, Piesio), Łukasiewicz, Marciniak, Nalepa (70, Jurado), Kun - Siemaszko (54, Szwoch).
Pogoń zwycięstwem zakończyła bardzo nieudaną, najgorszą od wielu lat rundę jesienną w piłkarskiej ekstraklasie. Tym samym zachowała nadzieje i szanse na walkę o utrzymanie. Strata punktów w sobotnim meczu oznaczałaby, że te szanse zostałyby mocno ograniczone.
Szczecinianie byli od Arki zespołem zdecydowanie lepszym, ponadto zademonstrowali dużą odporność psychiczną, nie tracili wiary i animuszu, gdy przez długi czas ich falowe i dobrze organizowane ataki nie przynosiły skutku.
Pogoń prezentowała się dobrze, piłkarze byli ruchliwi, pokazywali się na pozycje, zmieniali miejsce na boisku, rywal ograniczał się tylko do przeszkadzania, nastawił się na kontry, ale praktycznie żadnej nie przeprowadził. Szczecinianie w porę i skutecznie niwelowali wszelkie próby zawiązania akcji ofensywnej przez przeciwnika.
Zgodnie z oczekiwaniami mecz był inny od tego rozegranego w Gdańsku przed trzema dniami. Pogoń była w trudniejszej sytuacji, miała o jeden dzień odpoczynku mniej, co przy intensywności grania trzech meczów w ciągu tygodnia ma znaczenie.
Atak pozycyjny
Było jasne, że to gospodarze zmuszeni zostaną do ataku pozycyjnego. W Gdańsku portowcy wygrali, bo nie musieli się odkrywać, zastosowali średni pressing. Tym razem musieli przejąć inicjatywę i mieli problem ze znalezieniem drogi do bramki przeciwnika.
Może przebieg meczu byłby inny, gdyby sędzia uznał bramkę Dwaliego. To znaczy uznał ją, ale następnie po video weryfikacji decyzję zmienił. To nie była klarowna sytuacja, polegała na swobodnej interpretacji i ta była na niekorzyść miejscowych.
Pogoń nie załamała się, w dalszym ciągu dobrze wyglądała, gdy miała piłkę przy nodze, zepchnęła przeciwnika do głębokiej defensywy i można było być pewnym, że zostanie za to nagrodzona. Tak jednak przez długi czas się nie działo.
Gola na wagę zwycięstwa zdobył dopiero po przerwie niezawodny Frączczak, który jest zdecydowanie bardziej skuteczny i widoczny w ofensywie, gdy przesunięty został z napastnika na pozycję skrzydłowego. Również Listkowski sprawiał korzystniejsze wrażenie, gdy po przerwie został cofnięty na pozycję ofensywnego pomocnika, ale najlepszych piłkarzy miała Pogoń w osobach Piotrowskiego i Drygasa.
Duża intensywność
To był kolejny mecz za kadencji Kosty Runjaica toczony na bardzo dużej intensywności, wcześniej portowcom brakowało koncentracji w końcówkach spotkań. Tracili gole w ostatnich kilku minutach z Piastem, Zagłębiem i Lechią, dodatkowo z Piastem i Zagłębiem też punkty.
Tym razem skończyło się tylko na strachu, w doliczonym czasie gry znakomitą interwencją popisał się Załuska. We wcześniejszych meczach były do niego zastrzeżenia, że nie pomaga drużynie, nie broni strzałów. Tym razem pokazał, że to potrafi, wybronił w końcowym fragmencie meczu drużynie trzy punkty.
Pogoń wygrała, ale wciąż jest na ostatnim miejscu w tabeli i wciąż ma stratę do konkurentów. Będzie musiała przywyknąć, że jej każdy następny mecz w Szczecinie i na wyjeździe - rozgrywany już wiosną przyszłego roku będzie wyglądał podobnie do tego z Arką.
Pogoni nie mogą się już przytrafiać kryzysy, spotkania słabe, za każdym razem będzie musiała wykazać się dużą wyższością, piłkarską jakością i zaangażowaniem. Tylko wtedy i przy odrobinie szczęścia jest w stanie naprawić to, co zostało zepsute w pierwszej części sezonu i utrzymać się w gronie najlepszych. ©℗ Wojciech Parada
Fot. R. Pakieser