Rozmowa z Maciejem Stolarczykiem - dyrektorem sportowym Pogoni i trenerem reprezentacji do lat 20
Młodzieżowa reprezentacja Polski pokonała we wtorkowy wieczór na stadionie w Świnoujściu swoich rówieśników z Niemiec 3:0. To było wydarzenie bez precedensu, dotąd takie wyniki padały w drugą stronę. Trenerem drużyny był obecny dyrektor sportowy Pogoni Szczecin Maciej Stolarczyk.
- Czy tak efektowne zwycięstwo oznacza, że polski futbol nie powinien już mieć kompleksów względem niemieckiego? - zapytaliśmy Macieja Stolarczyka.
- Jeden mecz nigdy nie powinien rzutować na ogólny obraz sytuacji, ale nie da się nie zauważyć, że na tle tak renomowanego rywala, jakim są Niemcy postawa naszej młodzieży musi być budująca. To nie był mecz, w którym się broniliśmy, graliśmy z kontry, czekaliśmy co zrobi z piłką rywal. Od początku chcieliśmy narzucić własny styl gry i udało nam się zrealizować wszystkie przedmeczowe założenia. Oczywiście Niemcy też mieli swoje sytuacje, ale my mieliśmy ich więcej. Najsprawiedliwszy wynik moim zdaniem, to byłby 6:2.
- W poprzednich meczach z Niemcami w tej kategorii wiekowej raczej przyglądaliśmy się temu, co robią rywale. Była nawet sytuacja, że trener niemiecki nie podał Miłoszowi Stępińskiemu ręki, bo ten ustawił zespół defensywnie i mecz nie dał żadnych korzyści szkoleniowych.
- We wtorek w Świnoujściu sytuacja była zupełnie inna. Trener drużyny niemieckiej z dużym uznaniem wyrażał się o naszej drużynie. Różnica między polskim, a niemieckim futbolem jest taka, że my potrzebujemy sukcesu szybko, chcemy nadrabiać stracony czas, a tak się nie da. Niemcy konsekwentnie realizują cele szkoleniowe i przygotowują chłopców do gry na najwyższym poziomie. Oczywiście chcieli z nami wygrać, nie byli po spotkaniu zadowoleni, że przegrali 0:3, ale wiedzą, że to tylko pewien etap. Dobrze, żebyśmy myśleli podobnie. Cieszmy się z drobnych sukcesów, ale nie róbmy rewolucji, gdy coś pójdzie nie tak.
- Czego brakowało polskim piłkarzom w poprzednich latach, a co jest widoczne w obecnym zespole do lat 20?
- Zdecydowanie poprawiliśmy organizację gry. To kluczowy element. Już w meczu ze Szwajcarią sytuacja była podobna. Też prowadziliśmy 2:0, mieliśmy nawet rzut karny, ale później gospodarze strzelili kontaktowego gola i jak to często bywa w takich przypadkach poszli za ciosem i wyrównali. To była dla nas lekcja i w meczu z Niemcami zachowaliśmy już koncentrację przez całe spotkanie.
- W roli trenera kadry młodzieżowej tylko zastępował pan Miłosza Stępińskiego, który jest już trenerem reprezentacji kobiet. Czy w przyszłości będzie pan prowadził naszą młodzieżówkę?
- Praca z reprezentacją młodzieżową przynosi mi bardzo dużo satysfakcji i chciałbym, żeby tak pozostało, ale nie wszystko zależy ode mnie. Priorytetem jest praca w Pogoni. Jestem dyrektorem sportowym, angażuję się mocno w projekty młodzieżowe i na pewno z tego nie zrezygnuję. Jeżeli PZPN uzna, że mogę łączyć te funkcje, to ja z chęcią dalej będę pracował przy reprezentacji.
- A czy nie ucierpi na tym Pogoń? Kibice mieli do pana pretensje, że w ostatnim dniu okienka transferowego był pan z reprezentacją młodzieżową w Szwajcarii.
- To że byłem w Szwajcarii z reprezentacją młodzieżową, to absolutnie nie kolidowało z moimi obowiązkami w klubie. Jeden dzień okienka transferowego nie zmienia przyjętej przez klub strategii. Jest ona niezmienna i nie podejmujemy w klubie decyzji pochopnie i z dnia na dzień. Poza tym jestem w stałym kontakcie z Darkiem Adamczukiem, prezesem Jarosławem Mroczkiem bez względu na to, czy jestem w Szczecinie, czy za granicą. Nigdy żadnych decyzji transferowych nie podejmowałem sam. Myślę, że praca w reprezentacji osób z jednego klubu może świadczyć o danym klubie tylko dobrze, jest atutem dla tego klubu i nigdy wcześniej takiej sytuacji w Pogoni nie było. Nic nie odbywa się kosztem Pogoni.
- Czy efektem tego, o czym pan mówi jest transfer Niepsuja i testy Walczaka?
- Na pewno tak. Przyglądaliśmy się tym chłopcom. Teraz chcemy, żeby trener Moskal zobaczył z bliska, jak w treningu z dorosłą drużyną radzi sobie Szymon Walczak. To młody, utalentowany chłopak, pochodzi z naszych stron, chcemy dać mu szansę.
- Nie uważa pan, że kadra Pogoni jest zbyt wąska?
- Absolutnie tak nie uważam. Optymalnie jest, gdy w kadrze pierwszego zespołu znajduje się 25, 26 piłkarzy tak, aby były dwie równorzędne jedenastki i tak jest w Pogoni. W poprzednim sezonie najmniej piłkarzy grało w Pogoni, Zagłębiu i w Cracovii i te kluby osiągnęły dobre wyniki. Stabilność składu moim zdaniem jest atutem. Trzeba też pamiętać o kwestiach finansowych. Dobrzy piłkarze dużo kosztują, zabierają miejsce naszej młodzieży, a my chcemy jej pomagać, a nie blokować ich kariery.
- W prowadzonej przez pana drużynie grało w wyjściowym składzie trzech piłkarzy przebijających się do drużyn z Bundesligi. W Polsce mieliby łatwiej?
- Na pewno w Polsce łatwiej trafić do pierwszej drużyny, niż w Niemczech. Myślę, że jest kilka klubów, które są w stanie tak pokierować karierą młodych piłkarzy, by ci nie tracili w kwestii rozwoju nic do swoich rówieśników w Niemczech. We wtorkowych meczach drużyn do lat 20 i 21 zagrało aż 18 piłkarzy, mających debiut w ekstraklasie za sobą. Niemcy mają trudniej, tam poziom jest wyższy. Osobiście uważam, że taki klub jak Pogoń jest wymarzonym dla młodych chłopców. Jeżeli będą się rozwijać, a my im na pewno w tym pomożemy, to szybko trafią do pierwszej drużyny, a wtedy już wszystko powinno zależeć od nich.
- Trzecią bramkę dla polskiej drużyny zdobył Miłosz Kozak. Jego klubowy trener Dominik Nowak mocno pana skrytykował za powołanie tego piłkarza. Podobno nie kontaktował się pan z klubowym trenerem i powołał piłkarza przemęczonego.
- To jakieś totalne nieporozumienie. Procedura powołań jest jasna i klarowna i nikt nie robi niczego poza przyjętymi standardami. Przede wszystkim nie powołujemy piłkarzy na podstawie internetu, wszystkich oglądamy, konsultujemy powołania z dyrektorem związku Stefanem Majewskim i trenerami klubowymi. Z trenerem Nowakiem też rozmawialiśmy. Nie był z tego zadowolony, bo tracąc młodzieżowca musi radzić sobie w rozgrywkach ligowych, ale to reprezentacja musi mieć priorytet i nie będziemy tego zmieniać. Nie jest prawdą, że nie konsultowaliśmy z nim powołania Miłosza Kozaka.
- Czy inni trenerzy też mają pretensje o powołania swoich piłkarzy?
- Właśnie, że nie. Jesteśmy w stałym kontakcie z Ryszardem Tarasiewiczem, czy Jackiem Magierą i nie słyszeliśmy nigdy żadnych uwag. Wręcz przeciwnie, kluby się cieszą, gdy przychodzą powołania dla ich graczy, to ich nobilituje, napędza do pracy. Pytają, czy można już informację podań na stronie klubowej, bo chcą się jak najszybciej podzielić z kibicami.
- Dziękuję za rozmowę. ©℗ Wojciech Parada