CZESŁAW Michniewicz nie będzie trenerem Pogoni Szczecin. Podczas wtorkowego spotkania z prezesem Jarosławem Mroczkiem ustalono, że umowa nie zostanie przedłużona.
46-letni szkoleniowiec przejął drużynę w kwietniu ubiegłego roku, kiedy zespół miał minimalne szanse na awans do grupy mistrzowskiej. Trzy niespodziewane zwycięstwa spowodowały, że Pogoń jednak zapewniła sobie miejsce wśród 8 najlepszych drużyn w kraju.
W grupie mistrzowskiej Pogoń przegrała sześć meczów i jeden zremisowała. Ogrywała młodych piłkarzy i rozpoczęła praktycznie okres przygotowawczy do nowego sezonu. Paradoksalnie to jednak wtedy Pogoń za kadencji trenera Michniewicza grała najlepszą piłkę.
Zremisowała w Krakowie z Wisłą 2:2, a z walczącymi o mistrzowską koronę: Legią i Lechem przegrała po 0:1. W tych meczach Pogoń miała pomysł na grę, grała wysokim pressingiem, rozgrywała piłkę od obronnej strefy.
Poczynała sobie tak mając w składzie na środku defensywy debiutanta S. Murawskiego i nowicjusza w bramce – Kudłę. W kolejnym sezonie mając na środku defensywy Fojuta z Czerwińskim już tak nie czyniła.
Porównując mecze z Legią
Porównując mecz z Legią w grupie mistrzowskiej przed rokiem i mecz z Legią w grupie mistrzowskiej w ubiegłą niedzielę, to nie może być żadnych wątpliwości, który zespół był bardziej przyswajalny dla oka, który rokował i który miał swój pomysł. Rok temu była to odważna drużyna, a w minioną niedzielę już nie.
Dlaczego na początku pracy Czesława Michniewicza zespół rokował znakomicie, a później z każdym kolejnym miesiącem ten sam zespół, ale jednak poważnie wzmacniany gasł w oczach. Minął rok, a Pogoń pod wodzą tego samego trenera i ze składem zdecydowanie mocniejszym prezentowała się nieporównywalnie gorzej.
Zapomnijmy o miejscu w tabeli, które jest niezłe. Czesław Michniewicz przychodząc do klubu wiedział, jakie stoją przed nim zadania. To prawda, że Pogoń nie jest dziś klubem zdolnym do rywalizacji w europejskich pucharach, ale nie jest też prowincjonalnym tworem, który powinien cieszyć się z miejsca w środku tabeli i nie dostrzegać mankamentów, jakich w zespole i wokół niego narosło całkiem sporo.
Odszedł Robak
Trener Michniewicz twierdzi, że miał napastnika klasy Marcina Robaka, ale przecież wiosną, kiedy obejmował zespół ten sam Robak też praktycznie nie grał i drużyna wyglądała lepiej.
Latem ubiegłego roku do drużyny doszli: Fojut, Czerwiński i Dwaliszwili. Niemal każdy klub w Polsce chciałby mieć takich piłkarzy u siebie. Zimą doszedł Gyurcso i nie trzeba przypominać, jakie wiązano z nimi nadzieje.
Para stoperów grała znakomicie jesienią ubiegłego roku, a wiosną już nie. To nie może być przypadek, że niemal każdy piłkarz prezentował się wiosną zdecydowanie gorzej, jak jesienią. Mało tego, niemal każdy piłkarz grał grubo poniżej swoich możliwości.
Potencjał Gyurcso niewykorzystany
Nie jest sztuką powiedzieć do prezesa – Hej, proszę mi kupić pięciu piłkarzy, to zrobię panu wynik. Pogoń jest takim klubem, gdzie co pół roku trafiać będzie jeden, a może dwóch klasowych graczy i trzeba umieć wykorzystać ich potencjał. Potencjał Gyurcso wykorzystany nie był, co do tego nikt nie może mieć żadnych wątpliwości.
Przed rokiem w meczu z Legią grał w wyjściowym składzie między innymi Walski – ten sam, który wiosną tego roku od Czesława Michniewicza nie otrzymywał szans w ogóle (poza minutowym epizodem z Termaliką).
Pogoń w meczach grupy mistrzowskiej przed rokiem grała w systemie z czterema środkowymi pomocnikami i wychodziło to znakomicie. Drużyna nie wygrywała, ale nie wygrywała również podczas obecnej wiosny. Wtedy dawała jednak nadzieję, a obecnie było jej z każdym meczem coraz mniej. W klubie nie chcieli już tego przedłużać. ©℗
Wojciech PARADA