Przerwa na reprezentację to znakomity czas na pierwsze oceny. Siedem spotkań ligowych, to prawie jedna trzecia rundy, prawie jedna czwarta sezonu zasadniczego i prawie jedna piąta całego sezonu. Jakby nie liczyć, to dopiero początek i teoretycznie wiele się jeszcze może zmienić.
Tylko teoretycznie, bo biorąc pod uwagę poprzednie pięć sezonów, to nie zdarza się, by Pogoń w dalszej fazie sezonu grała zdecydowanie lepiej, skuteczniej i poprawiała swoją lokatę w sposób drastyczny. Zawsze zespół pozostawał mniej więcej na tym samym poziomie.
Portowcy zajmują obecnie 11 miejsce. Tak nisko w tabeli byli w analogicznym okresie tylko raz - trzy sezony temu, ale wtedy mieli na koncie o dwa punkty więcej. To był wtedy sezon, w którym Pogoń straciła swoich dwóch najlepszych piłkarzy: Robaka i Akahoshiego, a mimo to potrafiła grać skuteczniej od obecnej drużyny. To był sezon, w którym Pogoń zmieniała trenerów aż dwa razy, ale mimo to zespół zakwalifikował się do pierwszej ósemki.
Pogoń od momentu powrotu do ekstraklasy zanotowała najgorszy start. Zdobyła najmniej punktów, strzeliła najmniej goli, zajmuje najgorszą pozycję. Od wielu lat, nie tylko w Pogoni, słychać taką samą narrację. Poczekajmy na oceny, to dopiero początek sezonu.
Mijał cały sezon, a poprawy nie było żadnej. Nie było sukcesów, nie udawało się promować piłkarzy, trenerzy bardzo opornie sięgali po młodzież, coraz więcej meczów było na poziomie trudnym do zaakceptowania. Ta sytuacja jest kontynuowana w obecnym sezonie.
Średnia na spadek
Pogoń w obecnym sezonie zdobyła w siedmiu meczach siedem punktów. Łatwo obliczyć z tego średnią, z taką na koniec sezonu spada się z ekstraklasy, a już na pewno nie awansuje się do górnej ósemki. Z taką średnią trudno zainteresować kibiców, choć średnia frekwencja na meczach obecnego sezonu jest zaskakująca wysoka.
Pogoń w siedmiu meczach zdobyła siedem goli - tak mało nie strzelała w żadnym z poprzednich sezonów. Mało tego, trzy gole zdobyte zostały z rzutów karnych, jeden po strzale samobójczym, jeden po rzucie rożnym, a tylko dwa po wykreowanych akcjach. Dwa gole w siedmiu meczach zdobyte z akcji, to efekt całkowitej bezradności w działaniach ofensywnych, braku pomysłu.
Są tylko zalążki ciekawych rozwiązań w ofensywie. Gol w meczu z Sandecją padł po świetnie przygotowanej akcji, wykorzystaniu całej szerokości boiska i kilku piłkarzy, ale takich akcji zbyt wiele nie oglądamy. Obydwa gole z akcji zdobył Formella.
Biorąc pod uwagę sześć ostatnich sezonów, to obecny wyraźnie odstaje od poprzednich - na minus. W pięciu poprzednich Pogoń po siedmiu kolejkach miała bilans punktowy mniej więcej na tym samym poziomie. Zawsze było to między 9, a 11 punktów.
Poziom się nie poprawia
Gdyby Pogoń wygrała z Sandecją, a z przebiegu gry było od tego daleko, to okazałoby się, że Pogoń od sześciu sezonów bez względu na to, kto jest trenerem, jacy grają piłkarze, zawsze jest na tym samym poziomie, bardzo średnim, mało wyrazistym i coraz mniej satysfakcjonującym.
Pogoń w obecnym sezonie gra praktycznie na tym samym, kiepskim poziomie od samego początku. Od samego początku słyszeliśmy tłumaczenia kiepską postawą przeróżnymi zdarzeniami. Nowi piłkarze, upał, pech, kontuzje. Zawsze jest to samo.
Nowy piłkarz Hołota musiał się ograć, przyzwyczaić, nabrać pewności. Potem okazało się, że ten sam Hołota jest po prostu słabym piłkarzem, jakich wielu, którzy zostali w ostatnich latach sztucznie wykreowani w polskiej ekstraklasie, ale którymi wciąż łatwo zainteresować wiele klubów.
Takich, lub im podobnych jest całkiem sporo. Przy pierwszej lepszej okazji szuka się ciężko zauważalnych pozytywów. W przypadku Hołoty jest to walka, której też nie dostrzegliśmy. Jeżeli o piłkarzu mówi się, że jest waleczny, to oznacza, że kiepsko u niego z piłkarskimi atrybutami.
To rywal decyduje
W przypadku Pogoni wygląda na to, że to rywal decyduje, jak szczecińska drużyna prezentować się będzie na boisku. Jeżeli rywal jest zdeterminowany, zadziorny, waleczny, konsekwentny, to Pogoń ma olbrzymie problemy. Jeżeli jednak rywal jest słabo dysponowany, popełnia indywidualne błędy, rozdaje prezenty, to Pogoń owszem, potrafi z tego skorzystać, ale problem w tym, że coraz mniej jest drużyn tak hojnych, jak przed tygodniem Arka, a coraz więcej solidnych średniaków, jak w minioną niedzielę Sandecja.
Solidny średniak to dla dzisiejszej Pogoni już zbyt wiele. Pogoń w obecnym sezonie prezentuje się gorzej od dwóch beniaminków: Górnika i Sandecji, jest w tabeli niżej od Korony, która co roku kleci zespół z przypadkowych piłkarzy, zatrudniła anonimowego trenera, który pracuje w potencjalnie słabszym klubie, ale jest wyżej w tabeli, drużyna strzela więcej bramek i potrafi prezentować ciekawy otwarty futbol.
W polskiej ekstraklasie są tylko trzy kluby, które zdobyły od Pogoni mniej goli: Termalica, Wisła P. i Arka. Dwa ostatnie, to beniaminkowie z poprzedniego sezonu, trzeci to beniaminek sprzed dwóch sezonów. Wszystkie trzy mają najniższe budżety w ekstraklasie.
Pogoń stać było na zatrudnienie najbardziej utytułowanego polskiego trenera pracującego obecnie w ekstraklasie, stać na reprezentacyjnych piłkarzy innych krajów, ale wciąż nie stać na zbudowanie drużyny, której oglądanie sprawiałoby przyjemność i radość.
Mecz z Lechem wyjątkiem
Jeden pucharowy mecz z Lechem okazał się tylko wyjątkiem. Jeżeli drużyna nie potrafiła choćby zbliżyć się do tego poziomu w trzech kolejnych meczach, to znaczy, że był to przypadek. Kilka okoliczności złożyło się na to, że mecz przebiegał wówczas w sposób całkowicie odmienny od pozostałych. Nie ma powtarzalności.
Trenerowi Skorży ewidentnie brakuje też odwagi, zaufania do nowych rozwiązań. Musiał nastąpić katastrofalny mecz z Zagłębiem, żeby przekonać się, że Hołota i Murawski nie są piłkarzami, na których można opierać siłę drużyny. To było już zauważalne podczas pierwszego meczu z Wisłą. Potwierdził to mecz z Lechem, w którym obu zabrakło na boisku, a gra całej drużyny stała się lepsza.
Mecz z Sandecją pokazał natomiast, że szkoleniowiec w trudnej sytuacji znów bardziej zawierzył Hołocie i Murawskiemu, a nie Kowalczykowi, który we wcześniejszych meczach dawał pozytywne sygnały. Z boiska zeszli: Kort i Piotrowski, którzy oczywiście mieli sobie sporo do zarzucenia, ale już Gyurcso, czy Frączczak wciąż mogą liczyć na niesłabnące zaufanie.
Ten ostatni w siedmiu meczach obecnego sezonu oddał pięć celnych strzałów, w tym dwa z rzutu karnego, obydwa gole zdobył celnie egzekwując jedenastki. W żadnym z pięciu spotkań, które rozpoczynał od pierwszej minuty nie był zmieniany w trakcie gry. Zaufanie do tego piłkarza jest bezgraniczne. ©℗
Wojciech PARADA