W przerwie letniej z zespołu Pogoni Szczecin do klubów zagranicznych odeszło dwóch wychowanków. 25-letni Łukasz Zwoliński na zasadzie wolnego transferu trafił do chorwackiej Goricy, natomiast niespełna 21-letni Jakub Piotrowski został sprzedany za 2 mln euro do belgijskiego Genk.
Po trzech miesiącach ligowej rywalizacji, po dziesięciu ligowych kolejkach, w trakcie drugiej przerwy w sezonie na reprezentację widzimy, jak różnie i niezgodnie z oczekiwaniami układają się losy dwóch byłych portowców. Zwoliński odszedł do chorwackiej Goricy bez żalu, nie spełniał oczekiwań, w całym poprzednim sezonie zdobył zaledwie jedną bramkę, rozczarował.
Piotrowski wręcz przeciwnie – wszedł na wyższy poziom, należał do kluczowych piłkarzy w zespole trenera Runjaica, rozwinął się i znakomicie rokował. Był na dobrej drodze, by dokonać kolejnego postępu, nie doszedł jeszcze w Pogoni do sufitu, to nie był jeszcze maksymalny pułap jego możliwości. Zdecydowano jednak, że będzie kontynuował karierę w innym miejscu.
Na przykładzie Zwolińskiego i Piotrowskiego widzimy, jak różnie może układać się kariera piłkarska, jak ważny jest wybór odpowiedniego klubu, odpowiedniego czasu na odejście. Piotrowski odszedł w wieku niespełna 21 lat, miał za sobą zaledwie jeden i to niepełny sezon w roli podstawowego zawodnika w polskiej ekstraklasie i to w klubie należącym do słabszych, broniącym się przed spadkiem.
Zabrakło jednego sezonu
Kontrakt miał ważny jeszcze przez dwa lata, z transferem można było poczekać do przyszłego sezonu. Wtedy Piotrowski miałby na koncie 60-70 ligowych spotkań, w chwili odejścia miał ich zaledwie 36. To zdecydowanie za mało, miał zbyt mało doświadczenia, by rywalizować o miejsce w składzie jednej z silniejszych drużyn w lidze belgijskiej.
W Genk jest obecnie dziesięciu pomocników, tylko dwóch Belgów, pozostali zostali sprowadzeni z innych krajów z myślą o wypromowaniu ich i sprzedaży, nie każdy z nich się sprawdzi, bo nawet nie dla wszystkich starczy miejsca w składzie. Obecnie nie starcza między innymi dla Piotrowskiego.
Wśród dziesięciu pomocników pięciu jest starszych od Piotrowskiego, z większym doświadczeniem, jakością, umiejętnościami. Mało elementów wskazywało na to, że 21-latek z Pogoni kilku z nich posadzi na ławce rezerwowych, tak naprawdę to jeszcze rok temu nie zawsze wygrywał rywalizację z Tomaszem Hołotą, który dziś przegrywa rywalizację w Pogoni niemal z każdym.
Genk po dziesięciu kolejkach jest liderem tabeli, wywalczył 26 punktów, wygrał osiem spotkań, dwa zremisował, żadnego nie przegrał. Ma wysokie cele, prócz promocji młodych piłkarzy liczy się w walce o trofea na trzech frontach: w rozgrywkach ligowych, w Pucharze Belgii i w Lidze Europy. Żadnych rozgrywek nie odpuszcza.
Bez debiutu w lidze
Piotrowski w żadnym z ligowych spotkań nie dostał jeszcze szansy, nie zagrał choćby minuty, jego wyobrażenie o pierwszych miesiącach pobytu w Genk na pewno było inne. Z pewnością młody piłkarz musiał liczyć się z problemami, mógł przewidzieć, że o miejsce w składzie będzie mu trudno. Dotąd jednak w ogóle nie jest brany pod uwagę w meczach o wysoką stawkę.
Nie zaliczył też nawet minuty w żadnym z dwóch meczów fazy grupowej Ligi Europy. Zagrał dotąd w czterech mało ważnych spotkaniach kwalifikacyjnych Ligi Europy i w jednym meczu Pucharu Belgii. Można powiedzieć, że swoje szanse wykorzystuje.
W pięciu ogółem spotkaniach zaliczył trzy asysty, średnią ma zatem bardzo dobrą, ale w rywalizacji z drużynami mało wymagającymi, między innymi z Lechem Poznań. Nie przekonuje to jak dotąd trenera Clemente Philippe, by zaufać młodzieżowemu reprezentantowi Polski w meczach bardziej znaczących.
Piotrowski trafił do klubu, który w fazie kwalifikacyjnej do Ligi Europy praktycznie przejechał się po Lechu Poznań, jednym z najsilniejszych, najbogatszych klubów w polskiej ekstraklasie. Piotrowski nie był gwiazdą ekstraklasy, ale jednym z utalentowanych, dobrze rokujących graczy. Jak dotąd to zdecydowanie zbyt mało, by skutecznie rywalizować o miejsce w składzie najsilniejszego obecnie klubu w Belgii.
Piotrowski i juniorzy
W szerokiej kadrze Genk znajduje się 26 piłkarzy, a Piotrowski jest zaledwie jednym z sześciu, który w spotkaniach ligowych i w fazie grupowej Ligi Europy nie dostał dotąd nawet minuty. Wśród tych sześciu piłkarzy jest dwóch bramkarzy, Jakub Piotrowski i trzech 18-letnich juniorów. To najlepiej pokazuje, jaką pozycję zdołał sobie dotąd wypracować jeden z najbardziej utalentowanych polskich piłkarzy z rocznika 1997, podstawowy reprezentant kadry młodzieżowej.
Piotrowski jest w drużynie Genk jednym z dziesięciu pomocników i jednym z dwóch, który dotąd nie zagrał w meczu ligowym i w fazie pucharowej Ligi Europy ani razu. Drugim takim graczem jest 18-letni junior z Rumunii Vladimir Screciu, który jest kontuzjowany.
To jest znakomity przykład na to, jak polski utalentowany piłkarz jest przygotowany do rywalizacji na naprawdę wysokim europejskim poziomie. Jest na to przygotowany kiepsko, praktycznie w tej rywalizacji się nie liczy, przeżywa na pewno trudny czas, a jego przykład powinien dać wiele do myślenia zarówno młodym polskim piłkarzom, jak ich menedżerom i właścicielom klubów, którzy tylko czekają na szansę, by sprzedać piłkarza i zarobić.
Walukiewicz został
Niewiele brakowało, by śladem Piotrowskiego poszedł Sebastian Walukiewicz. Był już blisko sprzedaży do włoskiego Chievo Werona, ale ostatecznie do transferu nie doszło z korzyścią dla piłkarza i klubu.
Zawodnik jest rewelacją ligowych rozgrywek, jedynym piłkarzem w polskiej ekstraklasie z rocznika 2000 mającym pewne miejsce w ligowej drużynie, rozwija się poprzez regularną grę, dzięki współpracy z dobrym trenerem na pewno więcej zyskuje w obecnej sytuacji.
Przeprowadzając się do Włoch, na grę wśród seniorów musiałby czekać i to sporo. Jeżeli jest dobry i utalentowany, a jest, to lepiej dla niego, jeżeli odejdzie do zagranicznego klubu jako piłkarz bardziej dojrzały, mając na koncie przynajmniej 50-60 występów w ekstraklasie, przynajmniej dwa pełne sezony w ekstraklasie. Tak zrobił między innymi swego czasu Robert Lewandowski.
Zanosi się na to, że Walukiewicz odejdzie już latem przyszłego roku i spotka go podobna historia jak w przypadku Jakuba Piotrowskiego. W Polsce wciąż jest problem z odpowiednim kierowaniem karier piłkarzy. Młodych graczy nie szkoli się po to, by wzmacniali w przyszłości pierwszy zespół, ale po to, by ich sprzedać. Niekoniecznie w optymalnym na to wieku i w optymalnym czasie.
Przykład Zwolińskiego
Na tle Piotrowskiego i Walukiewicza zupełnie inaczej wygląda przykład Łukasza Zwolińskiego. Piłkarz ten, mając 22 lata, otrzymał znakomitą dla siebie i klubu ofertę przejścia do tureckiego Bursasporu, ale wtedy klub postanowił inaczej niż z Piotrowskim.
W przypadku Zwolińskiego akurat tamten czas na zmianę był dla niego korzystny, miał wtedy na koncie około 40 spotkań w ekstraklasie i 15 zdobytych w niej goli, około 30 meczów w I lidze i 8 strzelonych bramek oraz około 20 spotkań w III lidze i 9 zdobytych bramek.
Przechodził po kolei przez wszystkie szczeble i pokonywał kolejne bariery. W pewnym momencie zabrakło w jego piłkarskim życiu impulsu, zbyt długo pozostawał w jednym miejscu i zaczął tracić swoje walory. Nie rozwinął się tak jak oczekiwano.
Nie ma recepty na to, w jakim wieku, w którym momencie jest najlepiej wyjechać do dobrego zagranicznego klubu. Obecny przykład Zwolińskiego, który w dziesięciu meczach mocniejszej od polskiej ligi chorwackiej zdobył już siedem goli, jest współliderem najlepszych strzelców, pokazuje, że mentalnie i sportowo dojrzał.
22 lata – wiek optymalny
Nie dowiemy się, jak poradziłby sobie w wieku 22 lat, gdyby trafił do Bursasporu, miał jednak wtedy trochę większe doświadczenie od Piotrowskiego, gdy wyjeżdżał. Może ten jeden rok stanowił właśnie tę różnicę. Na pewno za rok Piotrowski byłby piłkarzem dojrzalszym, z większym doświadczeniem, ale wciąż jeszcze młodym, stanowiącym większą wartość sportową i finansową.
Byłby w Pogoni jednym z liderów, a klub zyskałby sportowo, mając jeszcze przez rok takiego piłkarza, który rozwijałby się, stawałby się lepszy i pewniejszy siebie. Za rok jego wartość byłaby większa. Zakładając oczywiście, że nie doszłoby do żadnych przykrych niespodzianek jak kontuzje lub inne zdarzenia losowe. W Pogoni mamy ewidentnie do czynienia z działaniem nastawionym na szybki, niekoniecznie duży i maksymalny zysk.
Znakomitym przykładem odpowiedniego prowadzenia karier młodych piłkarzy jest duński Nordsjealand, jeden z najmłodszych zespołów w Europie, który regularnie sprzedaje swoich piłkarzy za przynajmniej cztery lub pięć milionów euro. Sprzedaje piłkarzy głównie 22-, lub 23-letnich z przynajmniej dwuletnim stażem gry w lidze duńskiej.
Przykład Jakuba Piotrowskiego pokazuje, że Pogoń nie przygotowała jeszcze swojego najbardziej utalentowanego gracza do nowych wyzwań, wypuściła go na głęboką wodę, zainkasowała sporą sumkę i to było w danym momencie najważniejsze. ©℗
Wojciech PARADA