Rozmowa z Martą Krajniak, trenerką piłki nożnej
Funkcję trenerów piłki nożnej z reguły pełnią mężczyźni, ale i do tej profesji coraz śmielej wkraczają kobiety, a w województwie zachodniopomorskim jest ich już ponad 30, zaś jedną z nich jest Marta Krajniak, która posiada licencję UEFA Grass C. Poprosiliśmy ją o krótką rozmowę.
– Skąd wzięło się zamiłowanie do piłki nożnej?
– W moim rodzinnym domu piłka była wszechobecna, tata zaczął mnie zabierać na mecze Pogoni, gdy miałam 2 lata. Na Gumieńcach, gdzie mieszkałam, grałam z chłopakami na podwórku. Zawsze po szkole robiliśmy bramki na ulicy i tam kopaliśmy. Rodzice nie mogli się doprosić, byśmy wrócili do domu. Zupełnie inaczej niż teraz, gdy rodzice starają się jak mogą choć na chwilę odciągnąć dzieci od komputerów. Później zaczęłam grać w Gryfie Szczecin, ale niestety kontuzja przerwała moją karierę kopacza. W gimnazjum nauczycielka wuefu zaproponowała, by pomagać przy treningach maluchów w Pogoni i tak się wciągnęłam. Asystowałam dwa lata, pracując między innymi z sędzią piłkarską Anetą Korpowską i świętej pamięci trenerem Włodzimierzem Obstem i jego podopiecznymi, których nazywał krasnoludkami. Wracając jeszcze do związków naszej rodziny ze sportem, dodam, że mój brat, Łukasz Krajniak, jest fizjoterapeutą w Pogoni.
– Kiedy pomaganie zamieniło się w samodzielną pracę trenerską?
– Postanowiłam spróbować swych sił w SALOS-ie i po rozmowie z prezesem księdzem Tadeuszem Balickim rozpoczęłam zajęcia z najmłodszą grupą, kończąc równocześnie kurs trenerski UEFA, a jako ciekawostkę mogę dodać, że najbardziej znanym kursantem był Sebastian Rudol. Moim kolejnym klubem była Pogoń Prawobrzeże, gdzie obecnie cały czas zajmuję się czterolatkami i pięciolatkami. W zajęciach małych dzieci biorą udział wspólnie chłopcy i dziewczynki, natomiast podział zaczyna się nieco później, gdy zaczyna być widoczna między innymi przewaga fizyczna. Później dziewczynki przenoszą się oczywiście do damskich drużyn.
– Czy są jakieś istotne różnice między salezjańską organizacją i Prawobrzeżem?
– W moim przypadku były, bo w SALOS-ie rozpoczęłam pracę z najmłodszymi, a w kolejnych sezonach przechodziłam z tą samą drużyną na kolejne szczeble piłkarskiego wtajemniczenia. W Prawobrzeżu co roku zaś dostaję najmłodszą grupę, by po roku przekazać zespół komuś innemu. Inne są też relacje z rodzicami, w SALOS-ie przez kilka lat zżyliśmy się z sobą, ponadto większość z opiekunów była z Gumieniec, czyli byliśmy sąsiadami lub znajomymi ze szkoły. W salezjańskim klubie liznęłam też namiastkę wyczynu, bo miałam przyjemność douczać się przy drużynach w każdej kategorii wiekowej, począwszy od skrzatów do juniorów w Centralnej Lidze Juniorów Starszych, a więc rywalizującą z najlepszymi polskimi klubami. Zawsze chciałam zobaczyć różnice w specyfikacji pracy między młodymi i już dorosłymi zawodnikami.
– Jak wyglądają zajęcia z przedszkolakami?
– Przyprowadzają ich rodzice, a może jeszcze częściej dziadkowie lub babcie, a w rękach najmłodszych zdarzają się jeszcze przytulanki. Na boisku dzieci nie zawsze myślą o piłkarskiej karierze i nauce futbolowego abecadła, jak to nieraz czynią ich rodzice realizując własne niespełnione ambicje. Często także przychodzą na zajęcia, bo w końcu mogą się zobaczyć z ulubionym kolegą, ale w większości stać się jak ich ulubieńcy Robert Lewandowski, Messi czy Ronaldo. Trenujemy w maksymalnie 12-osobowych grupach, zazwyczaj dwa razy w tygodniu, a do tego w weekendy dochodzą mecze, w których gra się po czterech zawodników w polu.
– Czym powinien charakteryzować się szkoleniowiec najmłodszych?
– Trener powinien posiadać cechy dobrego wychowawcy i nauczyciela. Zarówno na boisku, jak i w życiu, trzeba toczyć bój do końca, bo „dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą” – tego uczymy także. Przygotowujemy również dzieci do radzenia sobie z porażkami, co się zwykle udaje, ale jest znacznie trudniejsze, gdy chodzi o emocje ze strony rodziców. Czasem nie jest łatwo, ale uśmiech dziecka i progres, jaki widać, nie tylko piłkarski, jest dla mnie najlepszym wynagrodzeniem za poświęcony małemu piłkarzowi czas.
– Czy trudno było zdobyć uprawnienia trenerskie?
– Zajęcia odbywały się w formie kilku intensywnych zjazdów, a kurs zakończył się egzaminem, składającym się z pracy pisemnej, a ponadto trzeba było poprowadzić trening przed komisją. Musieliśmy w grupie dobrze się dopełniać i odpowiednio się przygotować, mieliśmy przesympatyczną, utalentowaną grupę, w której wszyscy kurs ukończyli pozytywną oceną. Pracując z najmłodszymi wystarczą mi uprawnienia trenerskie, które już posiadam. Jestem osobą, która ciągle podnosi poprzeczkę i w najbliższej przyszłości wybieram się na kolejny kurs UEFA uprawniający do zdobycia uprawnień wyższego szczebla.
– Czy marzy pani o pracy w przyszłości w wyczynowym futbolu?
– Myślę, że w zawodzie trenera piłki nożnej lepiej realizują się mężczyźni, którzy mają do tego większe predyspozycje. Mimo tego uważam, że mam dobry kontakt z młodzieżą w każdym wieku i dobrze się rozumiemy. Na razie nie myślę jednak o futbolowym wyczynie, piłka jest dla mnie dodatkiem, bardziej hobby, ale nie wiem, co będzie w przyszłości… Może kiedyś trafię do Manchesteru United? Oczywiście to moje największe marzenie.
– A jakie ma pani jeszcze dodatkowe zainteresowania?
– Od zawsze mocno interesowała mnie fotografia i to teoretycznie także może okazać się sposobem na ciekawe życie. Razem ze znajomymi z kursu fotograficznego, w trakcie którego jestem, planujemy charytatywny wernisaż.
– Dziękujemy za rozmowę. ©℗
(mij)