Pierwsza połowa lat 90. ubiegłego wieku to był ostatni czas funkcjonowania futbolu w zupełnie innej rzeczywistości, kiedy klub nie był mniej ważny od piłkarza, kiedy nie było pośredników transakcyjnych wysysających z klubów olbrzymie kwoty, a nastolatek więcej myślał o dużej karierze, a mniej o zarabianiu pieniędzy.
Mniej więcej od połowy lat 90. ubiegłego wieku do futbolu coraz mocniej wkraczała telewizja. Kodowane stacje zaczęły płacić klubom za to, żeby mogły pokazać je w telewizji. Wcześniej to było nie do pomyślenia. Przez ostatnie dwie dekady futbol na wysokim poziomie przestał być sportem, stał się maszynką do zarabiania pieniędzy, które były coraz większe, ale trafiały nie tam gdzie powinny.
Telewizje płaciły coraz więcej, ale to nie kluby na tym zyskiwały. Zyskiwali piłkarze i ich coraz szersze grona współpracowników. Agenci, prawnicy, specjaliści od marketingu dbali o rozwój niekoniecznie sportowy, ale finansowy i wizerunkowy. Coraz częściej ważniejsze stawało się to, jak zostaniesz sprzedany w mediach społecznościowych, niż to, jak wypadniesz na boisku.
Kluby stały się podmiotami realizującymi cele piłkarzy i ich wyspecjalizowanych współpracowników. Lata 90. to był jeszcze ostatni czas, kiedy w futbolu przenikały się różne piłkarskie społeczności. Piłkarze, trenerzy, działacze, dziennikarze i kibice mieli ze sobą bardziej naturalny kontakt, nie było jeszcze internetu, mediów społecznościowych, identyfikacja i lokalność były na wyższym poziomie. Dziś każda z grup coraz mocniej się od siebie odgradza. Działają w jednym ekosystemie, ale praktycznie oddzielnie.
Bosman dał sygnał
W roku 1995 Marc Bosman wygrał w sądzie sprawę ze Standardem Liege i od tego czasu każdy piłkarz po wygaśnięciu umowy stawał się wolnym człowiekiem. Mógł negocjować z dowolnym klubem bez zgody poprzedniego. Wcześniej kluby miały nad piłkarzem kontrolę nawet po wygaśnięciu umowy, po roku 1995 nastąpiła rewolucja, która wywróciła do góry nogami funkcjonujący do tej pory system działań.
Od tej pory to piłkarze stawali się panami swojej sytuacji, a kluby zaczęły prześcigać się w ofertach dla tych lepszych. Rywalizujące o prawa telewizyjne stacje proponowały klubom coraz większe pieniądze, ale beneficjentami podwyżek byli piłkarze i ich agenci. Wielu z nich stawało się ludźmi tak bogatymi, że mogli kupować kluby i z czasem robili to, choć byli zaledwie jednym z elementów funkcjonującego mechanizmu.
Te naprawdę wielkie pieniądze są głównie w Anglii, ale dotarły tez do Polski, co wcale nie wpłynęło na rozwój futbolu. W latach 90. ubiegłego wieku w Pogoni plasującej się w środku stawki klubów ekstraklasy grało pięciu reprezentantów Polski: Dariusz Adamczuk, Waldemar Jaskulski, Radosław Majdan, Maciej Stolarczyk i Dariusz Szubert.
Ponadto w tym samym czasie grało w drużynie pięciu młodzieżowych reprezentantów Polski: Leszek Pokładowski, Rafał Piotrowski, Marcin Kaczmarek, Grzegorz Niciński i Olgierd Moskalewicz. Dziś zespół złożony z tak dużej liczby reprezentantów byłby odpowiednio wypromowany, sprzedany w mediach, marketingowo wykorzystany.
Używane samochody
25 lat temu na maleńkim parkingu między szatnią w budynku byłej pływalni a boiskiem z bandami mieściły się wszystkie samochody piłkarzy, które nie były najbardziej klasowych marek, nie pochodziły z salonów samochodowych, ale z rynku wtórnego.
Maciej Stolarczyk podjeżdżał używanym fordem sierra, Robert Dymkowski zakupił samochód od ówczesnego asystenta trenera Bogusława Baniaka, a Dariusz Szubert jeździł renault 19. Wyłamywał się tylko Radosław Majdan ze swoim volkswagenem corrado, ale młody wychowanek Pogoni od najmłodszych lat lubił się wyróżniać.
30-letni Piotr Mandrysz przyjechał do Szczecina z Sosnowca małym fiatem, choć wcześniej przez wiele lat grał na dobrym poziomie w kilku klubach śląskich. To był jeszcze czas, kiedy piłkarz ekstraklasowej drużyny miał swoje przywileje, ale nie wyróżniał się na tle swoich rówieśników tak mocno, jak to ma miejsce obecnie.
Uchwała Ekstraklasy sugerująca obniżenie kwot kontraktowych o 50 procent, ale tylko na trzy miesiące, kiedy nie toczą się żadne rozgrywki, nie dotyczyła zawodników zarabiających 10 tysięcy złotych, co oznaczało, że jest to dolna granica zarobków piłkarza polskiej ekstraklasy. Granica na tyle niska, że nie wolno już jej przekraczać.
Piłkarze sercem ekosystemu
Piłkarze w ostatnich dwóch dekadach stali się sercem futbolowego ekosystemu, bo to przecież oni występują na boisku. Zawsze powtarzają, że nikt prezesów nie zmusza do podpisywania wygórowanych kontraktów, a skoro podpisuje się umowy, to trzeba je realizować.
Dochodzi do sytuacji, że jeżeli masz ambicje wygrania czegoś, to musisz przepłacać i godzić się na kontrakty w polskich warunkach absolutnie nieetyczne sięgające 100 tysięcy złotych miesięcznie albo nawet więcej. Jeżeli nie godzisz się na wyścig szczurów, to pozostajesz poza sferą rozważań, nie liczysz się, prezes takiego klubu musi być przygotowany na ostrą krytykę, a nawet falę hejtu.
Wyścig trwa i nie ma kto tego zatrzymać. Dopiero pojawienie się koronawirusa pozwala na dokładniejsze przyjrzenie się mechanizmom działania, które od wielu lat wyszły poza jakiekolwiek ramy przyzwoitości. Dziś agent dzwoni do prezesa klubu i domaga się zwrotu pieniędzy za bilet lotniczy. Domaga się tego od prezesa, który zatrudnia reprezentowanego przez niego piłkarza.
Agent piłkarski mający dobre kontakty z trzema czy czterema klubami i posiadający prawa do negocjacji z dobrym piłkarzem zawsze wybierze ten klub, z którym jemu współpracuje się dobrze. Potem powie, że robił to z myślą o piłkarzu, ale nie zawsze jest to prawda. Piłkarz bywa mu całkowicie podporządkowany.
Wola agentów
Piłkarze poddali się woli agentów. Wiedzą, że ich kariery bez wsparcia ludzi umiejących negocjować wyglądałyby gorzej głównie ze względów finansowych. W większości przypadków nie wygląda to na budowanie optymalnych karier, ale o jak najlepszy bilans finansowy, który musi być korzystny dla każdej z trzech stron: piłkarza, agenta, a na końcu też i klubu. Oczekiwania kibiców nie liczą się wcale.
Dziś klub mający w składzie nastoletniego wychowanka może nie mieć z niego absolutnie żadnej korzyści sportowej ani finansowej. Musi wykazać się umysłową gimnastyką, żeby na takim piłkarzu skorzystać od strony piłkarskiej, a następnie w odpowiednim czasie skorzystać też finansowo, żeby się rozwijać, żeby przygotowywać do podobnej operacji kolejnych graczy i nie narażać się na gniew kibiców żądających wyników i sukcesów.
Prawo Bosmana oraz pieniądze pojawiające się ze stacji telewizyjnych spowodowały, że ludźmi rozdającymi karty są piłkarze i ich agenci. To oni się bogacą, ale w futbol absolutnie nic nie inwestują, pieniądze krążą tylko w jednym kierunku, zabijają lokalność i przywiązanie do barw klubowych, zabijają identyfikację.
Marek Śledź, który stworzył najprężniejszą w Polsce akademię piłkarską w Lechu Poznań, obecnie to samo próbuje robić w Rakowie Częstochowa, stwierdził, że nie ma w Polsce drugiego takiego zawodu jak piłkarz, którego nie trzeba wykonywać dobrze, a można mimo to żyć na tak wygórowanym poziomie jak obecnie.
Jakość piłkarza ekstraklasy
Piłkarz zarabia średnio w ekstraklasie 40 tysięcy złotych miesięcznie. Można teoretycznie założyć, że gdyby pandemia dotknęła tylko nasz kraj i tylko w naszym kraju nie można było grać w piłkę, to spośród ponad 400 piłkarzy będących w szerokiej kadrze zespołów ekstraklasy pracę na zadowalającym poziomie finansowym w zagranicznych klubach znalazłoby może 40, czyli jakieś 10 procent. Pieniądze i to dość spore pobiera jednak 400 lub nawet 500 zawodników.
Futbolowe przedsiębiorstwa to specyficzne podmioty. Jakiekolwiek pojawiłyby się w klubach pieniądze, to wszystkie zostaną wydane. W Europie bardzo niewiele jest klubów, które odkładają pieniądze na inwestycje, niepewną przyszłość. Przeważnie ryzykują, bo oczekują tego kibice. Chcą sukcesów, zwycięstw. Nikt nie będzie interesował się klubem zasiadającym przez dekadę w środkowym miejscu w tabeli, a takim klubem w ostatniej dekadzie jest Pogoń.
Z jednej strony prezes Jarosław Mroczek nie chce poddać się nielogicznemu wyścigowi, a z drugiej zatrudnia trzynastu obcokrajowców. W obecnym sezonie zadebiutował tylko jeden wychowanek klubu, ale z drugiej strony szansę debiutu otrzymało aż pięciu obcokrajowców, z których trudno być do końca zadowolonym. Pogoń wydaje zatem na gaże dla obcokrajowców spore pieniądze, a miejsca w tabeli nie poprawiła.
Futbol doszedł do takiego momentu, że telewizja tworzy park rozrywki, daje na to pieniądze. Piłkarze są kluczową siłą napędową przedsięwzięcia, a agenci zgrabnie i cynicznie ten fakt wykorzystują, manipulują piłkarzami pod przykrywką dbania o ich przyszłość.
Dziś nastolatek wierzy bardziej swojemu agentowi niż trenerowi, który nauczył go grać, jest przy nim od kilku lat, wychowywał go, pomagał w problemach szkolnych, ale wobec kuszących wizji agenta lokalny trener przestaje być autorytetem. Jest nim nieznany człowiek jeżdżący najnowszym modelem Mercedesa i to jest dla młodego piłkarza punkt odniesienia.
Kluby ponoszą ryzyko, wydają pieniądze i nie są pewne inwestycji, ale te trafione bilansują poniesione straty. Widownia jest coraz mniej świadoma budowanych relacji, koligacji, nieformalnych układów. Do tego dochodzą samorządowe środki, drogie w utrzymaniu stadiony. Dziś wielki pieniądz się zatrzymał, ale szybko powróci na swoje tory. ©℗
Wojciech PARADA
Fot. twitter