Od sezonu 2019/20 w każdym klubie polskiej ekstraklasy będzie musiał występować przynajmniej jeden młodzieżowiec w składzie. W sezonie 2019/20 będą to musieli być zawodnicy urodzeni w roku 1999 lub młodsi.
W praktyce kluby będą zatem zmuszone do korzystania z piłkarzy urodzonych w roku 1999 lub 2000. Piłkarze z rocznika 2001 będą jeszcze juniorami, będą mieli swoje rozgrywki w Centralnej Lidze Juniorów.
Obecnie w polskiej ekstraklasie jest zaledwie sześciu młodzieżowców, czyli piłkarzy urodzonych w roku 1998 lub młodszych, którzy zaliczyli przynajmniej połowę możliwych do rozegrania minut na boiskach ekstraklasy. W przyszłym sezonie takich zawodników będzie musiało być przynajmniej trzy razy więcej. Na jednego dobrego młodzieżowca przypadać będzie zatem dwóch grających tylko ze względu na wiek.
Na polskich boiskach nie pojawi się więcej utalentowanej młodzieży, bo ci dobrze rokujący już w klubach ekstraklasy są, choć jest ich bardzo mało. Pojawi się dość spora grupa piłkarzy młodych, ale słabo do nowych wyzwań przygotowanych, bo gdyby byli to piłkarze na odpowiednim poziomie, to przecież graliby bez względu na sztuczne uwarunkowania.
Przepis ma pomóc w promowaniu młodych piłkarzy, ma pozwolić na dawanie im więcej szans, ale może się okazać, że przyniesie zdecydowanie więcej szkody niż korzyści. Ekstraklasa to nie to samo co I czy II liga, gdzie ten przepis obowiązuje od kilku sezonów i generalnie jest postrzegany pozytywnie, ale nie przez trenerów.
Trenerzy są przeciw
Przepytani przez Filipa Surmę – dziennikarza stacji Canal Plus trenerzy I ligi w ponad 70 procentach ocenili, że to jest przepis zły, krzywdzący, wprowadzający zamieszanie, niesnaski w drużynie, ciąg nielogicznych wymuszanych decyzji personalnych. Tak twierdzi trzynastu na osiemnastu przepytanych trenerów pracujących obecnie w I lidze.
Teraz cały system ma być przeniesiony na poziom ekstraklasy, która w porównaniu z innymi ligami w Europie jest stara, słaba pod względem sportowym, nierozwojowa, skostniała. Próbuje się ją wskrzesić, poprawić wizerunek, statystyki, ale decyzjami administracyjnymi, niemającymi nic wspólnego ze wzrostem poziomu piłki nożnej, z polepszeniem warunków szkolenia.
Wprowadzenie przepisu o młodzieżowcu niesie za sobą mnóstwo niebezpieczeństw. Pierwsze jest takie, że piłkarz urodzony w latach 1999-2000 w przyszłym sezonie zyska pozycję w zespole, pozycję negocjacyjną tylko z uwagi na odgórną decyzję administracyjną.
Młody piłkarz niemający odpowiednich piłkarskich kwalifikacji wespół ze swoim menedżerem będzie mógł negocjować wysoką umowę kontraktową, wyższą od kilku innych znacznie lepszych piłkarzy, ale już poza wiekiem młodzieżowca, którzy o miejsce w składzie muszą konkurować, natomiast młodzieżowcy miejsce w składzie otrzymają z urzędu. To będzie sytuacja demoralizująca, niesprawiedliwa, poza jakąkolwiek kontrolą.
Mnóstwo zagrożeń
Zagrożeń jest znacznie więcej. Młodzieżowiec przez dwa lata będzie piłkarzem niejako chronionym, stojącym wyżej w hierarchii tylko i wyłącznie przez pryzmat swojego wieku. Gdy skończy wiek młodzieżowca, to zderzy się z rzeczywistością. Dopiero wtedy będzie można przekonać się o prawdziwej wartości piłkarza. Wcześniej nie dowiemy się, czy zawodnik gra ze względu na dobre przygotowanie, czy tylko ze względu na obowiązujący przepis.
Trudno będzie takiego piłkarza uczciwie ocenić, praktycznie oceniany będzie poza obowiązującą skalą, według innych wartości i kryteriów, przyjętych jedynie dla piłkarzy znajdujących się w ramach określonego systemu, czyli graczy urodzonych w roku 1999 lub młodszych.
To jest niebezpieczne wydłużenie okresu ochronnego dla piłkarzy, którzy powinni być traktowani równo, uczciwie, a będą jako piłkarze specjalnej troski. Taki przepis nie obowiązuje w żadnej innej lidze w Europie. On wcale nie będzie musiał oznaczać przyspieszenia rozwoju większej grupy młodych piłkarzy.
Dziś kluby dobrze pracujące z młodzieżą wypożyczają swoich młodzieżowców do klubów I ligi, a ci zdobywają tam doświadczenie. Z Pogoni takimi piłkarzami są: Aron Stasiak, Damian Pawłowski, Marcin Listkowski, Gracjan Jaroch i Rafał Maćkowski. Nie każdy z nich wykorzystuje swoją szansę, w ekstraklasie tym bardziej będą mieli trudniej.
Przykład Listkowskiego
Obecnie mają łatwiej, bo są młodzieżowcami, ale wszystko po to, by lepiej przygotowali się do występów w ekstraklasie. Gdyby przepis o obowiązku wystawiania w składzie młodzieżowca obowiązywał dziś, to Pogoń z całą pewnością nie wypożyczyłaby do Rakowa Częstochowa Marcina Listkowskiego. Trzymałaby tego piłkarza u siebie, bo każdy klub będzie musiał mieć przynajmniej trzech lub czterech w miarę dobrej klasy młodzieżowców, a grać będzie tylko jeden.
To znaczy będzie musiał grać jeden, a pozostali będą musieli już o miejsce w składzie normalnie rywalizować, a Listkowski tę rywalizację przecież wyraźnie przegrywał. Dziś 20-letni piłkarz jest podstawowym graczem najlepszej drużyny w I lidze i nie dlatego, że jest młodzieżowcem, bo w wyjściowym składzie Rakowa gra ich dwóch. Listkowski gra, bo świetnie się zaaklimatyzował i być może dzięki temu stanie się lepszym i bardziej wartościowym piłkarzem z korzyścią dla Pogoni.
Przepis o obowiązkowym młodzieżowcu w ekstraklasie opóźniłby jego rozwój. Każdy klub w ekstraklasie trzymać będzie swoich najlepszych młodzieżowców w szerokiej kadrze, choć jeszcze nie każdy z nich będzie gotowy na grę w ekstraklasie. Na wypożyczenie do I ligi nie zgodzi się żaden trener, bo będzie chciał mieć jakąś alternatywę.
Wprowadzenie obowiązku grania młodzieżowcem spowoduje, że trenerzy ustalanie składu rozpoczynać będą od nich bez względu na to, czy to dobrzy piłkarze czy źli. Układanie taktyki też rozpoczynać się będzie od ustalenia, jakiej klasy młodzieżowiec i na jakiej pozycji występuje w drużynie przeciwnej po to, by tam szukać możliwości oszukania rywala.
Zarzynanie młodzieżowca
Może się też okazać, że trenerzy będą mieli w składzie jednego w miarę dobrze przygotowanego piłkarza i będą nim grać przez cały czas, nie będą go zmieniać w trakcie gry, bo dublerzy młodzieżowcy znacznie odbiegają poziomem od wymogów ekstraklasy. Tacy piłkarze zdając sobie sprawę, że stanowią słabe ogniwo, że nie pomagają, że są złem koniecznym, wcale nie będą się rozwijać pod względem mentalnym, mogą być też fizycznie nieprzygotowani do gry na dużej intensywności.
Tak było w Pogoni w pierwszym sezonie, kiedy wprowadzono przymus grania młodzieżowca w I lidze. W sezonie 2011/12 w sierpniu i we wrześniu niemal w każdym meczu grał zaledwie 18-letni Mateusz Lewandowski, który nie wytrzymał trudów meczów fizycznie.
Po dwóch miesiącach regularnych występów od pierwszej minuty doznał kontuzji, która praktycznie wyłączyła go z występów do końca sezonu. Nie był wprowadzany do drużyny stopniowo, ale z miejsca stał się zawodnikiem wiodącym, choć nie był do tego przygotowany.
Teoretycznie mówi się, że kłopotów z nowym przepisem nie będą miały kluby najlepiej pracujące z młodzieżą, czyli: Legia, Lech, Zagłębie i Pogoń. Nawet jednak Pogoń będzie miała w przyszłym sezonie duży z tym problem. Na dziś można być niemal pewnym, że klub opuści Sebastian Walukiewicz. Zostanie sprzedany. Wiek młodzieżowca skończy Sebastian Kowalczyk i powstanie duży problem.
Tylko Benedyczak
Na dziś wydaje się, że najpoważniejszym kandydatem będzie Adrian Benedyczak, ale nie wiemy, jak w ciągu pół roku się rozwinie. Z pewnością lepiej dla niego byłoby, gdyby od następnego sezonu nabierał doświadczenia w I lidze, ale może się okazać, że otrzyma miejsce w składzie drużyny ekstraklasy praktycznie za darmo tylko dlatego, że jest młodzieżowcem.
To jest napastnik bardzo utalentowany, ale kilka występów z jego udziałem w obecnym sezonie pokazało, że zbyt wczesne postawienie na piłkarza może nieść za sobą sporo niebezpieczeństw. Taki piłkarz jak Benedyczak będzie musiał radzić sobie z typowo piłkarskimi barierami, ale też będzie musiał zachować silną psychikę.
Seryjne marnowanie sytuacji przez młodych napastników powoduje złość kibiców, a świetnie przekonał się o tym w przeszłości Łukasz Zwoliński, który był znacznie starszym i bardziej doświadczonym piłkarzem od Benedyczaka, a mimo to źle radził sobie z krytyką w mediach społecznościowych. Młody piłkarz zatem dostanie szansę gry, rozwoju, ale też podwójnie będzie narażony na krytykę, która może go zablokować.
Poza tym Pogoń wbrew obiegowej opinii wcale nie ma aż tak wielu dobrze rokujących młodych piłkarzy. Zdecydowanie więcej było ich w latach 2013-16, czyli wśród piłkarzy z roczników 1993-95.
Obecnie w rocznikach 1999-2000 są to jeszcze: Damian Pawłowski, Stanisław Wawrzynowicz, Maciej Żurawski czy Hubert Sadowski. Ten pierwszy świetnie sobie radzi na wypożyczeniu w I-ligowych Wigrach Suwałki, ale będąc w Pogoni nie zawsze spełniał oczekiwania nawet w Centralnej Lidze Juniorów.
Aspiranci poważnymi kandydatami
Pozostali jedynie trenują z pierwszym zespołem, ogrywają się w III lidze, uczą się dorosłej piłki, a za pół roku być może będą musieli stawić czoła w spotkaniach ekstraklasy.
Wypożyczenie tych piłkarzy do I ligi mogłoby dać odpowiedź, czy są gotowi do rywalizacji o miejsce w składzie ekstraklasy, jednak przepis o obowiązkowym młodzieżowcu spowoduje, że Pogoń nie zdecyduje się na taki krok w stosunku do żadnego z tych graczy. Ze szkodą dla ich rozwoju. Albo zostaną rzuceni na głęboką wodę, albo pozostaną na tym samym poziomie, czyli w III lidze. W przypadku większości piłkarzy raczej to drugie.
Jeżeli zatem problem z dobrze wyszkolonym młodzieżowcem będzie miała Pogoń, jeden z klubów najmocniej przykładających się do jakości szkolenia, to co mają powiedzieć pozostałe kluby? Ten problem będzie jeszcze większy ze szkodą dla jakości rozgrywek ligowych, których poziom i tak systematycznie obniża się z każdym rokiem.
Dwa sezony temu do I-ligowego Stomilu Olsztyn wypożyczony został Jakub Piotrowski. Rok później został sprzedany do belgijskiego Genk za 2 mln euro. Być może dzięki temu, że zyskał doświadczenie, regularność występów na zapleczu ekstraklasy.
Gdyby wtedy obowiązywał przepis, to grałby najwyżej w III-ligowych rezerwach i nie rozwijałby się. Wypożyczenie do Stomilu pomogło mu. Ówczesny trener Pogoni Kazimierz Moskal nie widział w Piotrowskim potencjału, a lepszym młodzieżowcem był wówczas w Pogoni Listkowski.
Przepis o obowiązku stawiania na młodzieżowca jest zły, szkodliwy dla samych piłkarzy, powodujący mnóstwo komplikacji dla klubów, trenerów. To przepis, który nie rozwiązuje problemów, dobrych młodych piłkarzy nie będzie wówczas więcej. Więcej będzie słabych młodych piłkarzy.
Powstanie większe zamieszanie, zacznie się manipulowanie faktami, liczba rozegranych meczów przez młodzieżowców nie będzie miała żadnego realnego potwierdzenia w rzeczywistych umiejętnościach tych piłkarzy. Debiut w ekstraklasie młodego piłkarza nie będzie żadnym wydarzeniem, nie będzie świadczył o umiejętnościach piłkarza, ale o administracyjnym przymusie. ©℗
Wojciech PARADA
Fot. R. Pakieser