Dysponujący drugim budżetem w kraju Lech Poznań po raz pierwszy od pięciu lat awansował do fazy grupowej Ligi Europy, natomiast najbogatsza w Polsce Legia Warszawa nie potrafiła tego zrobić po raz czwarty z rzędu. To pierwsza sytuacja od dziesięciu lat, kiedy to Lech jest jedynym naszym przedstawicielem na arenie europejskiej.
Awans polskiej drużyny do fazy grupowej europejskich pucharów stał się po ostatnich trzech latach posuchy prawdziwym wydarzeniem, ale absolutnie nie powinien zaciemniać prawdziwego obrazu polskiej piłki klubowej, który się nie poprawił. Poza Lechem każdej innej drużynie do awansu było daleko, a jeszcze dalej do poziomu prezentowanego przez średniej klasy europejskie drużyny, które ich eliminowały.
Legia miała bardzo łatwą ścieżkę eliminacyjną. Na 193 drużyny biorące udział w kwalifikacjach jako jeden z dwóch zespołów wszystkie cztery mecze rozgrywał przed własną publicznością i dwa z nich przegrał. Przegrał z zespołami z Cypru i Azerbejdżanu i nie może to być żaden przypadek. Legia w ciągu ostatnich czterech lat nie spotkała tak trudnych rywali, jakich w obecnych kwalifikacjach napotykał Lech Poznań.
Lech okazał się jednym z trzech zespołów podczas eliminacyjnych spotkań, który odniósł komplet czterech zwycięstw. Okazał się zespołem z najlepszym bilansem bramkowym 13-1. Trzy z tych czterech meczów zagrał na wyjeździe i za każdym razem były to drużyny wyżej w rankingu rozstawione, uważane przed konfrontacją za faworyta.
Cztery wygrane wicemistrza Polski
Prócz wicemistrza Polski po cztery wygrane w eliminacjach zanotowały jeszcze tylko dwa zespoły: Hapoel Beer Sheva i CSKS Sofia. Dzięki temu Izrael będzie miał aż trzy zespoły w fazie grupowej europejskich pucharów, a mocno wyśmiewana w ostatnich latach Bułgaria tych zespołów ma dwa. CSKA jest prócz Lecha jedynym zespołem, który wypracował średnią zdobytych goli na poziomie 2,5 na mecz.
CSKA w meczu decydującym o awansie do fazy grupowej Ligi Europy pokonała w wyjazdowym spotkaniu FC Basel 3:1. Zespół ze Szwajcarii wyeliminował we wcześniejszej fazie eliminacji chorwacki Osijek prowadzony przez dobrze znanego w Polsce trenera Nenada Bjelicę, który określił, że nie da się wyeliminować drużyny z budżetem o sześć razy większym.
Drużyna ze stolicy Bułgarii pokazała, że można. Również Lech pokazał, że na boisku nie grają budżety, ani rankingi. Grają odpowiednio wyszkoleni, wyskautowani i przygotowani mentalnie piłkarze. Lech takich graczy się dorobił, pozostałe polskie zespoły po raz kolejny zawiodły, choć nie wszystkie trzeba mierzyć jedną miarą.
Piast Gliwice dotarł do trzeciej rundy kwalifikacji, a wcześniej pokonał dwa wyżej notowane zespoły: Dynamo Brześć i Hartberg. Ten drugi był debiutantem w europejskich pucharach, ale zakwalifikował się do nich z silnej ligi austriackiej. Austria do fazy grupowej wprowadziła aż cztery zespoły, a odpadł tylko Hartberg i to w konfrontacji z polskim zespołem. To mała satysfakcja dla drużyny z Gliwic, której aspiracje są nieporównywalnie mniejsze od Legii.
Polska jednym z 28 krajów
Polska jest jednym z 28 krajów, które wprowadziły w tym roku przynajmniej jedną swoją drużynę do fazy grupowej europejskich pucharów. Dyspozycja Lecha była fantastyczną niespodzianką, ale tak grający polski klub nie jest odzwierciedleniem polskiej ekstraklasy. Jej odbiciem są pozostałe drużyny: Legia, Piast i Cracovia. Lech to anomalia.
Anomalią można określić sytuację, w której dziesiąty zespół polskiej ekstraklasy eliminuje lidera ligi belgijskiej, a tak właśnie się stało. Charleroi to jedyny z pięciu belgijskich zespołów, który nie zagra w fazie grupowej europejskich pucharów, natomiast Lech jest jedynym spośród czterech polskich zespołów, który zaprezentuje się w fazie grupowej.
Wszystko co osiągnie w meczach grupowych, to już tylko bardzo przyjemny bonus. Klub zadanie swoje wykonał, Powrócił do piłkarskiej Europy i oby nie był to powrót jednorazowy, ale stały trend, tak jak ma to miejsce w przypadku pogromców Legii Warszawa, mistrza Azerbejdżanu Qarabachu Agdam.
Historia tego klubu ma wiele wspólnego z ostatnią historią polskiego futbolu klubowego i nie wygląda to korzystnie. Trenerem Qarabachu jest Gurban Gurbanow, który pracuje w tym klubie już 12 lat. Przy ciągłej trenerskiej karuzeli, jaką stosuje prezes Legii Dariusz Mioduski, daje to pewną odpowiedź, dlaczego jeden klub regularnie występuje w fazie grupowej europejskich pucharów, a drugiego brakuje w stawce tych drużyn już czwarty rok z rzędu.
Qarabach nie jest bogatszy
Wbrew obiegowym opiniom, piłkarze Qarabachu nie zarabiają wielkich pieniędzy. Żaden z piłkarzy podstawowego składu nie pobiera większej gaży od wiodących piłkarzy Legii, a jednak różnica piłkarska na boisku była kolosalna. Qarabach przy gorszej dyspozycji Artura Boruca mógł wygrać nawet w stosunku dwucyfrowym.
Ze wszystkich klęsk Legii poniesionych w ostatnich czterech edycjach europejskich pucharów, tegoroczna była najbardziej bolesna, dotkliwa i odczuwalna. Nie było żadnych wątpliwości od początku meczu, który zespół jest lepszy, lepiej zorganizowany, w którym zespole grają lepsi, ale wcale nie drożsi w utrzymaniu piłkarze. Tym zespołem był mistrz Azerbejdżanu.
Patrząc na wartości piłkarzy na portalu Transfermarkt.de ewidentnie widać, że Legia dysponuje kadrą piłkarzy na zdecydowanie wyższym poziomie cenowym. Łącznie kadra pierwszego zespołu Legii wynosi ponad 35 mln euro wobec niecałych 12 mln euro piłkarzy mistrza Azerbejdżanu. I nie są to piłkarze tylko zagraniczni. W meczu z Legią w wyjściowym składzie wystąpiło aż pięciu rodowitych Azerów i tylko sześciu obcokrajowców.
Jednym z nich był młodzieżowy reprezentant Ghany 23-letni Owusu, który podczas letniego okienka transferowego został zakupiony za 300 tys. euro z hiszpańskiego Leganes. To był piłkarz oferowany Legii, ale mistrz Polski go nie chciał. Z kolei wypożyczony z Bretford Joel Valencia oferowany był Qarabachowi, ale mistrz Azerbejdżanu go nie chciał.
Różnica między Legią a Qarabachem
Może właśnie na tym polega różnica pomiędzy obecną Legią, ale też większością innych polskich klubów, że brakuje odpowiedniej wiedzy i umiejętności w ocenie poszczególnych graczy, którzy trafiają do polskich klubów lub nie trafiają do nich, choć powinni. Brakuje odpowiedniej decyzyjności osób wykwalifikowanych do podejmowania kluczowych dla losów klubu decyzji.
W kwalifikacjach Ligi Mistrzów Legię wyeliminowała Omonia Nikozja, której daleko do najlepszych i najbogatszych klubów nawet na Cyprze. Łączna wartość poszczególnych piłkarzy tej drużyny wynosi 10 mln euro przy 35 mln euro Legii. To jednak Omonia zagra w fazie grupowej Ligi Europy. Po raz pierwszy w historii tego klubu i między innymi po wyeliminowaniu mistrza Polski.
Legia zatem nie odpadała z potentatami. Nie odpadała nawet z europejskimi średniakami. Odpadała z drużynami dobrze zorganizowanymi, mającymi minimalne pojęcie o podstawowych zadaniach na boisku, wykonującymi je w sposób konsekwentny, ale nie należy się po nich spodziewać, że zawojują piłkarską Europą. Prawdopodobnie ich przygoda z europejskim futbolem zakończy się na fazie grupowej.
W czterech ostatnich edycjach Legię z europejskich pucharów eliminowały drużyny z Kazachstanu, Mołdawii, Słowacji, Luksemburga, Szkocji, Cypru i Azerbejdżanu. Tylko szkocki Rangers był zespołem trudnym do wyeliminowania, jednak żaden zespół, jak Qarabach tak mocno i dobitnie nie ośmieszył polskiego zespołu ze stolicy, co pokazuje na rosnącą degrengoladę w klubie mającym europejskie aspiracje.
Jeden trener od 12 lat
Powracając do drużyny Qarabachu i pracującego w tym klubie przez 12 lat trenera Gurbana Gurbanowa. To człowiek, który nigdy nie pracował poza Azerbejdżanem, całe swoje piłkarskie życie spędził w swoim kraju. Najpierw jako piłkarz, potem jako trener i osiąga jak na tamtejsze warunki znakomite wyniki.
Qarabach za kadencji Gurbanowa wywalczył mistrzostwo kraju sześć razy, cztery razy wywalczył puchar kraju, raz awansował do Ligi Mistrzów i cztery razy do fazy grupowej Ligi Europy. Nie ma w Polsce trenera, który ma takie osiągnięcia. Nie ma praktycznie możliwości, żeby szkoleniowiec pracował w jednym klubie tak długo i mógł się równać pod względem sportowych sukcesów wywalczonych tylko i wyłącznie w swoim rodzimym kraju.
To dzięki Gurbanowowi mówi się, że Qarabach jest nie tylko najlepszym, ale też najefektowniej grającym klubem w tamtym regionie i nazywany jest Barceloną Kaukazu. Piłkarze Legii o sile tej drużyny mogli się przekonać. Mistrz Azerbejdżanu przejechał się po Legii jak walec, nie pozostawiając żadnych złudzeń.
Qarabach podczas minionej dekady zaliczył prawdziwego nadwiślańskiego hat-tricka. 10 lat temu zespół wyeliminował z europejskich pucharów Wisłę Kraków i wtedy uznano to za sensację dużego kalibru. Siedem lat temu Qarabach rozprawił się z Piastem Gliwice, natomiast w obecnym roku rozniósł Legię Warszawa. Nie może być żadnych wątpliwości. To jest obecnie klub poza zasięgiem polskich klubów. No może poza Lechem. ©℗
Wojciech PARADA