19-letni Marcin Listkowski w pierwszym tegorocznym sparingu drużyny Pogoni Szczecin zagrał na pozycji atakującego i można się spodziewać, że uniknie już eksperymentów w roli skrzydłowego lub ofensywnego pomocnika.
Przez cały poprzedni rok nie zagrał w pierwszej drużynie Pogoni jako środkowy napastnik ani razu, choć pozyskiwano go właśnie, jako utalentowanego atakującego i wciąż na takiej pozycji gra w reprezentacji Polski juniorów.
Przygoda Listkowskiego z ekstraklasą rozpoczęła się znakomicie. Niespełna 1,5 roku temu trener Czesław Michniewicz wystawił w pierwszym składzie niespodziewanie zaledwie 17-letniego juniora. Kontuzjowany był Vladimir Dvalishvili, a Łukasz Zwoliński podpadł trenerowi, bo wykonywał rzut karny, do którego nie był wyznaczony i zmarnował go.
Asysta w debiucie
Listkowski w swoim debiucie w wyjściowym składzie zaliczył asystę, ale później już tego nie powtórzył. Wciąż też czeka na swojego premierowego gola w ekstraklasie, jednak w poprzednim roku trenerzy: najpierw Czesław Michniewicz, a następnie Kazimierz Moskal nie pomogli młodemu piłkarzowi, by się przełamał.
Wiosną ubiegłego roku piłkarz borykał się co prawda z kontuzjami, ale od trenera Michniewicza wciąż otrzymywał wiele szans i średnio je wykorzystywał.
– Chciałbym od Marcina wymagać coraz więcej – mówił wiosną ubiegłego Czesław Michniewicz. – Oczekuję goli albo przynajmniej asyst. Musi zacząć pomagać zespołowi konkretnymi działaniami.
Coraz częściej zaczęto mu wypominać kolejne mecze, które kończył bez zdobyczy bramkowych, ale zapominano, że z młodego piłkarza uczyniono zapchajdziurę po tym, jak fatalnie jesienią 2015 roku spisywali się nasi skrzydłowi: Małecki, Murayama i Przybecki.
Bez gola w poprzednim sezonie
W obecnym sezonie Listkowski wliczając mecze w ekstraklasie i III lidze zdobył jednego gola, natomiast w poprzednim – uchodzącym dla niego za najlepszy już żadnego. W sezonie 2015/16 zagrał w 27 meczach w gronie seniorów, 24 z nich w ekstraklasie, spędził na boisku 1064 minut i nie wpisał się na listę strzelców ani razu.
– Marcin zmężniał, jest silniejszy i powinien być pod bramką przeciwnika bardziej przebojowy – oceniał Czesław Michniewicz, który pod koniec swojej pracy w Pogoni wymagał od 18-latka coraz więcej.
Marcin Listkowski ratował skórę trenerowi Michniewiczowi jak tylko umiał, gdy ten nie miał kogo wystawić na skrzydło, a gdy miał już w zespole Adama Gyurcso, to piłkarz usłyszał, że brakuje mu liczb – goli, asyst. Tak rzeczywiście było.
Gdy Listkowski rozgrywał swoją pierwszą rundę w Pogoni, to grywał głównie w juniorach młodszych. Tam zdobywał gole, jak na zawołanie. Wystarczyło, żeby dostał prostopadłą piłkę i niemal zawsze, gdy się znajdował w sytuacji strzeleckiej, to swoje okazje wykorzystywał. Zrozumiałe, że dostawał coraz to nowsze i poważniejsze wyzwania.
7 goli w 9 meczach
W sezonie 2014/15 był już podstawowym zawodnikiem w Centralnej Lidze Juniorów. W pierwszych 9 meczach zdobył 7 goli, a w rundzie wiosennej więcej czasu spędzał już na boiskach III ligi. Wtedy pojawiły się pierwsze problemy ze skutecznością.
17-latek 8 marca 2015 roku zdobył gola w meczu z Astrą Ustronie Morskie, a na następnego na poziomie seniora czekał aż do 15 października 2016 roku. Ponad 1,5 roku bez gola, to jak na utalentowanego napastnika niezbyt dobra rekomendacja, jednak biorąc pod uwagę okoliczności, to można zacząć piłkarza usprawiedliwiać.
Nawet trener drużyny juniorów Paweł Cretti nie wystawił w decydujących meczach o mistrzostwo Polski juniorów Listkowskiego do ataku, bo jak słusznie zauważył piłkarz tak dawno nie trenował jako atakujący, że trudno mu będzie z marszu przestawić się na pozycję, która tak naprawdę jest dla niego optymalna.
Inaczej było w meczach reprezentacji Polski juniorów. W eliminacyjnych meczach piłkarz Pogoni był kapitanem zespołu, pierwszoplanową postacią i grał w ataku. We wszystkich najważniejszych meczach poprzedniego roku.
Wiele wskazuje na to, że czas eksperymentów na Listkowskim został już zakończony. ©℗ (par)
Fot. R. Pakieser