Wisła Płock - Pogoń Szczecin 2:3 (1:0) 1:0 Manias (9, samobójcza), 2:0 Rzeźniczak (72), 2:1 Spiridonovic (77, karny), 2:2 Listkowski (80), 2:3 Cibicki (82).
Żółte kartki: Stefańczyk, Ambrosiewicz (Wisła), oraz Dąbrowski, Kowalczyk (Pogoń).
Sędziował Krzysztof Jakubik (Siedlce).
Widzów: 4231.
Wisła: Dahne - Stefańczyk, Rzeźniczak, Uryga, Garcia (86, Tomasik) - Kocyła (80, Kwietniewski), Furman, Ambrosiewicz, Szwoch, Merebaszwili - Kuświk (73, Sheridan).
Pogoń: Stipica - Bartkowski, Triantafyllopoulos, Zech, Matynia - Stec (46, Cibicki), Podstawski (67, Listkowski), Dąbrowski, Kowalczyk, Spiridonovic - Manias (73, Benyamina).
Kapitalnie rozpoczęła się runda wiosenna dla piłkarzy Pogoni Szczecin. Portowcy wygrali na wyjeździe z Wisłą Płock, zrewanżowali się za porażkę poniesioną na własnym stadionie, utrzymali kontakt z bezpośrednią czołówką, a co najważniejsze dokonali sztuki, która jeszcze na kwadrans przed zakończeniem spotkania wydawała się niemożliwa do zrealizowania.
Pogoń do 77 minuty przegrywała 0:2 i nic nie wskazywało na to, że może się coś w tym meczu odmienić. Szczecinianie do tego momentu grali fatalnie. Nie kreowali sytuacji bramkowych, nie umieli przeciwnika zdominować, grali mało agresywnie, w ofensywie nie mieli praktycznie żadnych atutów.
Potwierdziły się wszystkie obawy, jakie mieliśmy przed rozpoczęciem meczu. Pogoń przystąpiła do sezonu bez klasowego napastnika, niemal z identyczną środkową formacją, jak jesienią, która została jeszcze osłabiona brakiem kontuzjowanego Kozulja, czyli jednego z najważniejszych piłkarzy w drużynie Pogoni.
Wisła miała kontrolę nad meczem. Pogoń przed przerwą nie oddała celnego strzału, nie wykonała ani jednego celnego podania w pole karne przeciwnika, nie miała z piłką kontaktu w polu karnym rywala i nie wykonała ani jednego rzutu rożnego. Wyglądała na tle przeciętnego rywala nieporadnie, była bezradna, absolutnie bez pomysłu i jakości.
Najwięcej wątpliwości mieliśmy co do postawy Maniasa, ale nie spodziewaliśmy się, że piłkarz ten stanie się autorem gola samobójczego. To dopełniło tylko czary goryczy. 30 - letni Grek potwierdził, że jest słabym piłkarzem, nie zagrażał przeciwnikowi, był bezproduktywny. Dopiero po zejściu tego piłkarza z boiska Pogoń odzyskała kontrolę nad meczem.
Świetną zmianę dał Cibicki, który w swoim premierowym spotkaniu zaprezentował się z bardzo dobrej strony. Zdobył bramkę i wywalczył rzut karny. Wcześniej wypracował gola, który nie został uznany z powodu pozycji spalonej, na której znalazł się 26 - latek.
Nie zawiódł Spiridonovic, po którym oczekiwaliśmy, że może być naszą jedną z nielicznych nadziei na wprowadzenie jakości w grze ofensywnej. 27-latek zdobył gola z rzutu karnego i wykonał kapitalne otwierające podanie do Cibickiego, po którym Pogoń wyszła na prowadzenie.
Pogoń zdobyła trzy gole w ciągu pięciu minut, a wcześniej nie dała żadnego sygnału, że jest w stanie przeciwnikowi zagrozić. Uśpiła tym rywala, który poczuł się zbyt pewnie i łatwo dał sobie wyrwać pewne i łatwo wywalczone dwubramkowe prowadzenie.
Trzy punkty zainkasowała Pogoń, to może zespół podbudować, tchnąć wiarę i otuchę, ale nie wolno zapominać, że mecz w Płocku był kuriozalny. Pogoń na zwycięstwo nie zasłużyła, gole zdobyła po przypadkowych akcjach, ustawienie zespołu z dwoma defensywnymi pomocnikami nie zdało egzaminu, ale wynikało to raczej z braku wartościowych środkowych pomocników, oszczędnej polityki transferowej w zimowym oknie transferowym.
Wynik biorąc pod uwagę przebieg meczu jest bardzo zaskakujący, ale absolutnie nie odzwierciedla tego, co działo się na boisku. Poziom meczu był słaby. Płynnych, przeprowadzonych na pełnej szybkości akcji praktycznie nie oglądaliśmy. Do poprawy jest bardzo wiele, natomiast wartościowy wynik należy traktować jako bonus przed kolejnymi spotkaniami, które muszą wyglądać pod względem organizacji gry zdecydowanie lepiej. ©℗ Wojciech Parada
Fot. pogonszczecin.pl