Dla dzieci i młodzieży rozpoczął się rok szkolny, ale od trzech lat w tym samym czasie rozpoczyna się także rok szkolny dla polskich klubów piłkarskich, które przez trzy sezony z rzędu nie potrafiły dać choćby jednej drużyny do fazy grupowej Ligi Mistrzów lub Ligi Europy.
Taki awans co roku uzyskuje aż 80 europejskich klubów i w trzecim kolejnym sezonie nie ma wśród nich polskiej ekipy. Nie wiadomo, czy to problem poważny, czy śmieszny, ale to wręcz niewiarygodne, żeby w 38-milionowym kraju, w którym samorządy finansują drogie w utrzymaniu obiekty, nie było choćby jednej drużyny na wyjściowym choćby poziomie europejskiej rywalizacji klubowej.
Jeszcze w czasach, gdy nie było Ligi Mistrzów i Ligi Europy, nie było kwalifikacji, a wszystkie drużyny rozpoczynały rozgrywki we wrześniu na trzech poziomach: Pucharu Europy, Pucharu Zdobywców Pucharów i Pucharu UEFA, na starcie były 132 ekipy. Awans polskiej drużyny do drugiej rundy był niejako obowiązkiem. Dziś nikt już nie powie, że obowiązkiem jest gra w fazie grupowej jakichkolwiek rozgrywek. To byłby wielki klubowy sukces polskiej piłki.
Polską piłką klubową zawładnęli ludzie nieprzygotowani do kierowania poważnymi futbolowymi przedsięwzięciami. Na szczyt klubowej piramidy trafiają ludzie bez odpowiedniego przygotowania, bez wykształcenia, ale w wyniku nieformalnych związków, układów.
Socjotechniki ważniejsze od wyniku
Są to osoby łatwo trafiające ze swoim przekazem do dużej grupy odbiorców, mało mówią o konkretach, dużo o świetlanej przyszłości, sprytnie potrafią kamuflować niedostatki, nieumiejętność zarządzania, stosują korzystne dla siebie metafory, socjotechniki, ale brak w tym wszystkim treści, czyli jakiegokolwiek sukcesu.
To nie jest porażka tylko tych klubów, które startowały w eliminacjach europejskich pucharów, to jest porażka innych klubów, może nawet jeszcze większa, bo nawet do tych kwalifikacji się nie zakwalifikowały. Niektóre z nich z każdym rozegranym sezonem minionej dekady były od tego bardzo daleko, a mimo to osoby stojące na szczycie tych klubów sprawiają wrażenie osób sukcesu. Taki nasz polski paradoks.
Jesteśmy w miejscu, w którym powinniśmy się uczyć praktycznie od podstaw, ale nauczycieli brak. Chcą nimi być ci, którzy od wielu lat ponoszą porażki, bo porażką jest brak jakiegokolwiek sukcesu. Sukcesem nie jest sprzedaż piłkarza za kilka milionów euro, sukcesem jest takie ulokowanie zarobionych pieniędzy, żeby miało to realne odzwierciedlenie w jakości drużyny.
Jeżeli polskie kluby będą sprzedawać najlepszych piłkarzy, a pozyskiwać będą innych za darmo, to znaczyć będą nie coraz więcej, ale coraz mniej. Nie tylko nie utrzymają i tak bardzo słabego poziomu, ale stracą poczucie tożsamości, bo coraz większa, nawet kilkunastoosobowa grupa obcokrajowców w kadrze pierwszego zespołu nie daje poczucia więzi.
Jeden transfer za 1 mln euro
Polskie kluby w ciągu ostatnich 10 lat dokonały tylko jednego transferu za kwotę przynajmniej 1 mln euro, podczas gdy Czesi takich transferów dokonali 12. Polskie kluby w minionej dekadzie kupiły 12 piłkarzy za kwotę przynajmniej 500 tys. euro, natomiast Czesi takich transferów dokonali 28.
Do tego trzeba dodać, że czeskie kluby w ramach umowy otrzymują do podziału z tytułu praw transmisyjnych zaledwie 4 mln euro. W czeskich mediach podaje się polski przykład finansów i absolutnie odwrotnie proporcjonalnych sukcesów jako sytuację w Europie niespotykaną i trudną do zrozumienia, że można tak marnować pieniądze i za tak wiele osiągać tak mało.
W tym roku w fazie grupowej europejskich pucharów znalazły się cztery kraje rosyjskie, trzy ukraińskie, dwa serbskie i po jednym z Czech, Słowacji, Rumunii i Kazachstanu. Jeżeli jednak polski klub transferuje piłkarza do klubu z kraju wschodniego, podnosi się larum, że to brak ambicji i nie ta droga do zrobienia kariery.
W 48 drużynach zakwalifikowanych do Ligi Europy jest tylko trzech polskich piłkarzy, i to w klubach z Europy Wschodniej: Góralski i Świerczok w bułgarskim Ludogorcu Lazgrad oraz Kędziora w ukraińskim Dynamo Kijów. Na mecze w lidze ukraińskiej przychodzi średnio 4160 kibiców, natomiast na mecze ligi bułgarskiej średnio 1881 kibiców.
Awans z 9 Czechami w składzie
We wspomnianych Czechach średnio na mecze ligowe przychodzi 5539 kibiców, ale to ten kraj powinien być dla nas wzorem do naśladowania. Slavia Praga awansowała do Ligi Mistrzów z dziewięcioma Czechami w wyjściowym składzie, a dziesiąty wszedł na zmianę.
Dla Czechów od roku 1997 był to dwunasty awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów. W ostatnich dziesięciu sezonach Sparta Praga była raz w ćwierćfinale Ligi Europy i dwa razy wyszła z grupy Ligi Europy. Viktoria Pilzno grała cztery razy w fazie grupowej Ligi Mistrzów, trzy razy w 1/8 finału Ligi Europy i dwa razy w 1/16 finału Ligi Europy. Slovan Liberec grał raz w 1/16 finału Ligi Europy, a Slavia Praga awansowała do Ligi Mistrzów, a wiosną grała w ćwierćfinale Ligi Europy.
Jesienią gościć będzie u siebie takie zespoły, jak: Barcelona, Borussia Dortmund i Inter Mediolan. Prawdziwe święto futbolu i ogromna szansa zarobienia poważnych pieniędzy, do których polskie kluby nigdy się nie zbliżą, jeżeli w osobach zarządzających klubami tkwić będzie mentalność handlarzy, a wynik sportowy zawsze będzie w cieniu wyniku finansowego małej grupy osób znajdujących się najwyżej klubowych struktur.
Polska w dwóch ostatnich sezonach zanotowała niższy współczynnik punktowy od Armenii, w której lidze do niedawna grało zaledwie sześć drużyn. Polska zanotowała też niższy współczynnik punktowy od Luksemburga (po raz drugi z rzędu wprowadził drużynę do fazy grupowej Ligi Europy), Gruzji i Irlandii Północnej.
Nowy sezon poza trzydziestką
Nowy sezon 2020/21 rozpocznie od miejsca poza trzydziestką europejskich krajów. Upadek jest bolesny, ale dla polskiego kibica. Nie dla osób zarządzających klubami, od których tak naprawdę zależy najwięcej. Oni czują się znakomicie. Sport stał się dla nich znakomitym sposobem na zarabianie pieniędzy. Nic więcej.
W historii funkcjonowania piłkarskiej Ligi Mistrzów więcej awansów od Polski miały takie kraje, jak: Serbia (4), Białoruś, Cypr, Izrael (po 5), Chorwacja, Szwecja, Dania, Austria (po 8), Norwegia, Czechy, Rumunia (po 12) oraz Szwajcaria (13). O innych państwach nie ma sensu nawet wspominać, bo te awanse uzyskiwane są regularnie, co roku.
Jeżeli polski kibic chce oglądnąć futbol na poziomie fazy grupowej, to musi wyjechać za granicę. Liga Mistrzów w obecnej edycji rozgrywana będzie w Lipsku, Pradze, a Liga Europy we Lwowie i Bratysławie. Są tacy, którzy się tam wybierają, bo przecież w naszym kraju futbolu na tym poziomie nie ma już od trzech lat, a pieniądze w kluby pompowane są coraz większe. Polskie kluby ekstraklasy rocznie wydają 600 mln złotych.
Do tego trzeba dodać, że polskie kluby odpadały z zespołami od siebie lepszymi, ale też bardzo słabymi. Ich pogromcy poza Rangers nie zakwalifikowały się do Ligi Europy. Po drodze odpadły też: Bate Borysów (pogromca Piasta), Riga FC (kolejny pogromca Piasta), Broendby (pogromca Lechii) i Dunajska Streda (pogromca Cracovii).
Jesteśmy słabsi od słabych
Okazaliśmy się słabsi od równie słabych i to już w pierwszych napotkanych rundach. Poza Legią, która jeszcze korzystała z dogodnego rankingu. Od kolejnego sezonu nie będzie już rozstawiona, a to oznacza, że odpadać będzie równie szybko jak inne polskie zespoły w obecnym sezonie.
W roku 1997 Widzew w kwalifikacjach Ligi Mistrzów rozgromił na własnym boisku mistrza Azerbejdżanu Neftchi Baku 8:0. W ostatniej dekadzie to jednak kluby z Azerbejdżanu mogą się pochwalić lepszymi osiągnięciami od polskich. W całej historii Ligi Europy kluby z Azerbejdżanu uzyskały osiem awansów (Qarabag – 5, Qabala – 2, wspomniany Neftchi – 1).
Polska natomiast uzyskała siedem awansów (Legia – 4, Lech – 2, Wisła – 1), a tendencja jest w przeciwieństwie do Azerbejdżanu wyraźnie spadkowa i mało optymistyczna. W dalekim Azerbejdżanie wykonano konkretną pracę, w Polsce udaje się, że się pracuje, natomiast znakomicie się zarabia.
Biorąc pod uwagę populację krajów, które nie uzyskały awansu do Ligi Europy, to wygląda to dla nas dramatycznie. Polska jest krajem liczącym ponad 38 mln mieszkańców, natomiast drugi w kolejności kraj z największą populacją, to Finlandia zamieszkiwana przez nieco ponad 5 mln mieszkańców.
W Polsce mieszka więcej ludzi niż w pozostałych 19 krajach łącznie, które też nie zakwalifikowały się do europejskich pucharów. Są to między innymi: Irlandia, Gruzja, Walia, Litwa, Łotwa, Estonia, Czarnogóra, Malta, Estonia, Mołdawia.
Wkrótce zatem najbardziej wskazanymi rozgrywkami dla polskich klubów będą te z udziałem wschodnich krajów nadbałtyckich. Jeszcze z nimi będziemy w stanie konkurować. Ale tylko pod względem sportowym, bo finanse i stadionowa infrastruktura mają się całkiem dobrze. ©℗
Wojciech PARADA