Występy Pogoni Szczecin w grupie mistrzowskiej kojarzą się miejscowym kibicom głównie z seriami porażek, brakiem ambicji w walce o wysokie cele, zadowalaniem się pozycją średniaka, słabą motywacją i ogrywaniem młodych piłkarzy.
Ten ostatni aspekt tylko teoretycznie pobudza do optymistycznych rozważań. Pozornie mogłoby się wydawać, że mecze w grupie mistrzowskiej z potencjalnie mocnymi przeciwnikami pozwolą na nabranie doświadczenia, piłkarskiej ogłady i będzie to procentować już podczas kolejnego sezonu. Nie zawsze tak było.
W większości przypadków ogrywanie młodych piłkarzy w grupie mistrzowskiej tak naprawdę kończyło przygodę tych piłkarzy z ekstraklasą albo mocno przesuwało ją w czasie. Rzadko zdarzało się, żeby dobrze grający piłkarz w przeważnie przegranych meczach grupy mistrzowskiej był na tyle mocno zbudowany mentalnie, żeby od kolejnego sezonu być ważnym piłkarzem w drużynie.
Po raz pierwszy mieliśmy do czynienia z taką sytuacją sześć lat temu. Pogoń prowadzona przez Dariusza Wdowczyka rozpoczęła mecze w grupie mistrzowskiej z czwartej pozycji z dużymi szansami i nadziejami na medalową lokatę. Mecze w grupie mistrzowskiej rozwiały wszelkie wątpliwości. Pogoń z siedmiu spotkań nie wygrała żadnego i zakończyła sezon na siódmym miejscu.
Ratowanie wizerunku
Żeby próbować ratować wizerunek nieudanej końcówki sezonu, postanowiono pokazać szczecińskim kibicom kilku młodych piłkarzy, którzy mieli dzięki temu nabrać pewności siebie, a kibice mogli z nadzieją spoglądać na kolejny sezon. W meczach grupy mistrzowskiej zadebiutował Dawid Kudła (22 lata), kolejne szanse otrzymali również: Dawid Kort (19 lat), Michał Koj (21 lat) i Michał Walski (17 lat).
Od kolejnego sezonu żaden z nich nie rozpoczął gry w wyjściowym składzie. Mało tego, żaden z nich nie był nawet brany pod uwagę przy ustalaniu wyjściowego składu. Każdy z nich był bardzo daleko od gry w ekstraklasie i mecze w grupie mistrzowskiej niewiele im pomogły. Nigdy nie stali się ważnymi piłkarzami w szczecińskim zespole.
W kolejnym sezonie Pogoń w meczach grupy mistrzowskiej położyła jeszcze większy nacisk na promocję młodych piłkarzy i oczywiście odbiło się to na wynikach drużyny. Pogoń na siedem spotkań tylko w jednym zremisowała, pozostałe przegrała, choć w rozmiarach minimalnych prezentując wielokrotnie bardzo obiecującą formę.
Szanse występów otrzymali tacy piłkarze, jak: Marcin Listkowski (17 lat), Sebastian Murawski (21 lat), Robert Obst (20 lat), Michał Walski (18 lat) i Kamil Wojtkowski (17 lat). Trzeba przyznać, że każdy z nich zaprezentował się poprawnie, jednak w kolejnym sezonie na stałe do wyjściowego składu przebił się jedynie Listkowski.
Stało się to głównie dlatego, że na skrzydłach panowała wyjątkowa posucha, a 17-latek został przez trenera Michniewicza przesunięty z pozycji napastnika. Przyszłość jednak pokazała, że zbyt szybki przeskok z piłki juniorskiej do seniorskiej nie zawsze jest dla młodego piłkarza korzystny. Przykład Listkowskiego wskazuje na to ewidentnie. Nie był jeszcze gotowy na kolejne wyzwanie, a presja ze strony kibiców była dla niego coraz bardziej paraliżująca.
Na promocji skorzystał RB Lipsk
Efektem promocji młodzieżowców był transfer Wojtkowskiego do RB Lipsk. Można przypuszczać, że gdyby Wojtkowski nie otrzymał na wyrost szans w meczach grupy mistrzowskiej, to przedłużyłby umowę z Pogonią i w przyszłości klub mógł mieć z niego korzyść sportową, a następnie sprzedać za więcej pieniędzy niż 300 tys. euro. Okazało się, że Pogoń promowała piłkarza dla innego klubu.
W roku 2016 trener Michniewicz nie uległ klubowej presji i nie zamierzał wykorzystywać rundy finałowej do kolejnych promocji. Pogoń po sezonie zasadniczym zajmowała trzecie miejsce i miała spore szanse na podium. Ostatecznie drużyna zakończyła sezon na szóstym miejscu, ale do końca grała o jak najlepszy wynik.
W swoim trzecim sezonie w fazie mistrzowskiej odniosła dwa pierwsze zwycięstwa. Między innymi z Lechem Poznań, który po raz pierwszy od powrotu Pogoni do ekstraklasy uplasował się w tabeli za Pogonią. Pogoń w całym sezonie wygrała z Lechem dwa razy, a był to na tamten czas mistrz Polski.
Trener Michniewicz korzystał oczywiście z młodych piłkarzy, między innymi z Jakuba Piotrowskiego, ale tylko dlatego że 18-latek na to zasługiwał. Nie wystawiał go do gry po to, żeby inni o nim usłyszeli. Wierzył w tego piłkarza i pozwolił mu zadebiutować w ekstraklasie już wcześniej i to w meczu z Legią przy ul. Łazienkowskiej.
To była pierwsza runda finałowa, w której szans nie dostał Michał Walski. Po trzech latach prób w drużynie ekstraklasy postanowił odejść z klubu i zaliczył później trzy kolejne spadki z rzędu. Liczne próby z tym piłkarzem, ogrywanie w grupach mistrzowskich nic nie dały. Piłkarz nie miał potencjału na grę w ekstraklasie, a Pogoń sztucznie go promowała, robiąc mu krzywdę.
Ostatnie mecze Hengera i Obsta
W roku 2017 Pogoń skompromitowała się dwoma z rzędu porażkami po 0:4 z Wisłą Kraków i Lechią Gdańsk. W meczach grupy mistrzowskiej trener Moskal testował takich piłkarzy, jak: Adrian Henger, Sebastian Kowalczyk czy Robert Obst. Ten ostatni zdobył nawet gola w meczu kończącym sezon ze zdziesiątkowaną Koroną Kielce i jak się później okazało, był to nie tylko jego jedyny gol w barwach Pogoni, ale też ostatni występ na boiskach ekstraklasy.
W najwyższej klasie rozgrywkowej nie zagrał też Henger, który obecnie ma 24 lata i jest od jakiegoś już czasu poza futbolem na profesjonalnym poziomie. W Pogoni jednak dostrzeżono w nim talent i pozwolono zadebiutować w ekstraklasie, co kończyło się dużymi wpadkami. Sebastian Kowalczyk na swoją prawdziwą szansę musiał poczekać jeszcze ponad rok.
W roku 2018 Pogoń po raz jedyny grała w grupie spadkowej, ale dość szybko zapewniła sobie utrzymanie. Dzięki temu w ostatnich meczach mogła testować kilku młodych graczy. Szansę debiutu otrzymali między innymi nastolatkowie Sebastian Walukiewicz, Adrian Benedyczak, a także młodzieżowcy Jakub Bursztyn i Dawid Błanik. Dopiero w meczach grupy mistrzowskiej szanse występu w drużynie Kosty Runjaica dostał Sebastian Kowalczyk.
W kolejnym sezonie piłkarzami podstawowego składu byli Walukiewicz i Kowalczyk. Runda finałowa roku 2018 była jedyną, która wypromowała piłkarzy na kolejny sezon. Walukiewicz i Kowalczyk swoją szansę wykorzystali znakomicie, ale też byli dobrze do kolejnych wyzwań przygotowani.
Bursztyn nie przekonał
W poprzednim sezonie szczecinianie po raz drugi potraktowali mecze w grupie mistrzowskiej poważnie. Jedynym przykładem promocji konkretnego piłkarza był Jakub Bursztyn, który wszedł do bramki na wszystkie mecze fazy finałowej i nie zawiódł. Nie miało to jednak żadnego znaczenia, bo w kolejnym sezonie do bramki Pogoni wszedł nowy piłkarz Dante Stipica i był to ruch znakomity, który pozwolił drużynie na bezpieczne zakończenie obecnego sezonu.
W ubiegłym roku szansę symbolicznego debiutu otrzymali Maciej Żurawski i Kacper Kozłowski, ale nie miało to żadnego znaczenia na kolejny sezon. Żaden z tej dwójki nie wszedł na wyższy poziom, na to było jeszcze za wcześnie, choć na pewno duży wpływ na zahamowanie ich karier miały problemy zdrowotne.
Wszystko wskazuje na to, że tegoroczna faza finałowa również przebiegać będzie pod hasłem promocji i rozwoju młodych piłkarzy. Szczeciński klub nic innego nie ma obecnie swoim kibicom do zaoferowania. W sezonie, w którym w rundzie jesiennej osiem razy był liderem.
Już w ostatnich meczach sezonu zasadniczego swoje szanse otrzymywali Hubert Turski i Maciej Żurawski. Gdyby nie problemy zdrowotne Kacpra Kozłowskiego i Marcela Wędrychowskiego, to również oni graliby często. Na boisku zbyt prędko jednak ich nie zobaczymy.
W szerokiej kadrze pierwszego zespołu znajduje się jeszcze kilku nastolatków: Filip Balcewicz, Kryspin Szcześniak, Oskar Kalenik, Kacper Smoliński, Błażej Starzycki. Wszyscy wymienieni są zgłoszeni do rozgrywek i teoretycznie nic nie stoi na przeszkodzie, żeby zadebiutowali w ekstraklasie. Szcześniak i Smoliński znaleźli się nawet w kadrze meczowej ostatniego spotkania z Lechią Gdańsk.
Powstaje jednak pytanie, czy tak ma wyglądać promocja młodych piłkarzy i czy na tym ma polegać prowadzenie klubu piłkarskiego, który w najważniejszej części sezonu mami opinię publiczną promocją swoich wychowanków, zamiast realnie myśleć o grze o wysokie cele.
Dzieje się to już w kolejnym sezonie, a większość poprzednich pokazała, że dopiero mecze o dużym ciężarze gatunkowym, kiedy najważniejszy jest wynik, a nie wizerunkowe sztuczki z promowaniem młodych piłkarzy, stwarzają realne możliwości pokazania potencjału i możliwości młodych piłkarzy. ©℗
Wojciech PARADA
Fot. R. Pakieser